Zdarza się na świecie taki moment, gdy na chwilę gasną wszystkie spory, a ludzie dotąd wrodzy mogą podać sobie ręce. Warto te chwile przypominać, warto je też celebrować.
W świecie pełnym wojen, sporów, nieprawości, biedy i chorób trudno o chwilę spokoju. Miliony ludzi dotyka to w sposób bezpośredni – Afrykę i inne kraje „biednego Południa”, ale przecież też obszary bliższe nam, „ludziom Zachodu” (choćby wschodnią Ukrainę), trawią brutalne i okrutne konflikty. Również wokół nas nie brakuje biedy i głębokich problemów społecznych, które trawią społeczności wydawałoby się zamożne i szczęśliwe.
Jeszcze dwie dekady temu wydawało się, że pokój zapanuje na świecie bez problemu. Francis Fukuyama, amerykański politolog, wieszczył w swoim słynnym eseju tzw. „koniec historii” - upadło komunistyczne „Imperium Zła”, świat przechodził do demokracji i kapitalizmu, globalna kultura Zachodu szczęśliwie obejmowała nowe obszary, a jeansy, coca-cola i MTV stały się synonimem tego, co najlepsze. Dziś możemy się z tą wizją, piękną i naiwną, pożegnać – wyraźnie widać, że świat nie zmierza w jedynie słusznym kierunku, a spokój, który sobie wyobrażamy, nie przyjdzie tak łatwo.
Paradoksalnie, zabieganie o pokój nie jest już wcale tak modne. Być może jest to wynikiem kilkudziesięciu lat komunizmu, który „walkę o pokój” (cóż za wewnętrznie sprzeczny termin!) uczynił jednym ze swoich głównych haseł. Niestety, okazało się, że im więcej pięknych haseł o zgodzie między narodami, tym więcej za nimi zbrojeń, budowania potęgi własnego imperium i wzniecania konfliktów na całym świecie. Dziś wielu ówczesnych pacyfistów uważa się w najlepszym wypadku za pożytecznych idiotów, w najgorszym za celowych szkodników – zapominając o tym, że ich entuzjazm i wiara była jak najbardziej szczera.
W dzisiejszym czasach być może modniejsze będzie podejście konserwatywne – ludzie nie są dobrzy, warto zachowywać do nich dystans, i bronić przede wszystkim swego. A więc, jeśli trzeba, to również iść na konflikt, wywołać wojnę (oczywiście, zawsze „z naszej strony” sprawiedliwą), albo sfinansować mordowanie się innych.
Skąd ta refleksja? Nie jest ona przypadkowa: dokładnie sto lat temu, 24 grudnia 1914 roku, na froncie zachodnim I wojny światowej doszło do tak zwanego „rozejmu bożonarodzeniowego”. Przypomnijmy, że w efekcie sporu wielkich imperiów i rozbuchanych nacjonalizmów po dwóch stronach frontu stanęli Niemcy i Austriacy oraz Brytyjczycy, Francuzi i Rosjanie. Wojna ta, nazwana później „wielką” (do dziś po angielsku pisze się o niej „Great War”), pochłonęła życie milionów żołnierzy, walczących przeciw sobie w brudnych okopach, na linii frontu, która przez wiele miesięcy stała de facto w miejscu.
I właśnie przed Bożym Narodzeniem 1914 roku, po kilku pierwszych miesięcy wojny, z inicjatywy oddziałów angielskich i niemieckich stojących pod Ypres (miejscu jednego z najbardziej krwawych starć całego konfliktu) doszło do zawieszenie broni na okres kilku świątecznych dni. Nie tylko wstrzymano ostrzał i dekorowano okopy. Żołnierze wyszli na „ziemię niczyją”, spotkali się, podali sobie ręce, wymieniali się drobiazgami a nawet śpiewali psalmy. Wielu z nich, gdy latem szła do wojska, słyszała, że wojna skończy się w ciągu kilku miesięcy i na Boże Narodzenie wrócą do domu. Ciekawe, czy byli świadomi tego, że wielu z nich nie wróci już do domu, a inni spędzą całe lata w okopach lub też staną się inwalidami, niezdolnymi do normalnego życia.
Gest ten pokazuje jednak pewną wartość ogólnoludzką – pokój w chwilach tak wyjątkowych jak święta obchodzone przez wszystkich chrześcijan. Na chwilę można było odrzucić karabin i wyjść z okopów po to, by po drugiej stronie dojrzeć człowieka – też ubranego w mundur, też ściągniętego na wojnę w imię wyższych, czasem abstrakcyjnych idei, też zalęknionego i zmęczonego. Czyn żołnierzy spod Ypres wydaje się specyficznym fenomenem człowieczeństwa i przywiązania do wartości pomimo otaczającego okrucieństwa całego świata.
Niestety, w kolejnych latach nie wrócono już do pomysłu bożonarodzeniowego rozejmu. Nad wymiarem ludzkim zwyciężyła polityka i brutalność wojny – kolejne wydarzenia na froncie coraz bardziej odzierały dwie stojące naprzeciwko siebie strony z człowieczeństwa.
Warto jednak pamiętać o tamtym wydarzeniu. Ludzie potrzebują chwili spokoju, wyciszenia i możliwości cieszenia się z radosnych chwil. Pokazuje to też, jak wspaniały może być pokój – nie jako abstrakcyjna idea, ale jako coś rzeczywistego i ludzkiego.
I właśnie tego pokoju należy życzyć wszystkim ludziom na świecie w nowym, 2015 roku – by dał on im jak najwięcej chwil wytchnienia od otaczającego go okrucieństwa.
Tomasz Leszkowicz