----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

04 stycznia 2016

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Komisarz Wołek bez słowa udał się we wskazanym kierunku. Istotnie, zastał odwróconego do niego tyłem rzeczonego młodzieńca, który gładził nastoletnią z wyglądu dziewczynę po włosach. Komisarz zapalił papierosa i zaciągnął się mocno. Milewski popatrzył na intruza przez ramię.

– No to pożegnaj panią, Milewski – powiedział policjant ściszonym głosem.

– Spier… – burknął Milewski do dziewczyny, bez protestu spełniając prośbę komisarza.

Dziewczyna wydęła wargi w geście obrażonej niewinności. Spojrzała na mężczyzn z najwyższą pogardą, na jaką tylko było stać płeć piękną w podobnych sytuacjach, na co Wołek skrzywił się do niej w uśmiechu.

– Rujnuje mi pan reputację, komisarzu. Jakby nas ktoś razem zobaczył...

– Nie wkur... mnie, Milewski – uciął wypowiedź informatora policjant. – Słyszałeś, co się na Legnickiej przytrafiło czterem łysym, Bolowi między innymi?

– Kur.., słyszałem. Podobno jakiś fagas zaj… Bola jak kurczaka.

– No – potwierdził komisarz. – I to tylko jeden człowiek. Zostawił za sobą listę nazwisk, chyba do wyeliminowania. Nie chcę cię martwić, Milewski, ale ty też jesteś na tej liście.

– Kur.., co pan! – informator skoczył nagle jak oparzony. – Jak to ja?!

Komisarz poklepał go uspokajająco po ramieniu.

– Nie denerwuj się, chłopie. Żartowałem.

– Idź pan w ch... z takim żartami!

Młody człowiek zaczął nerwowo macać garderobę w poszukiwaniu papierosów. Wołek podstawił mu swoją paczkę pod nos. Milewski wyciągnął jednego i zapalił.

– No to powiedz mi, Milewski, kto łysych nasłał.

– To pan nie wie? – szczerze zdziwił się młodzieniec. – Przecież oni dla Majechy robią.

– Robili – poprawił go skrupulatnie komisarz.

– No właśnie. Majecha pierd... dostaje. Każe ludziom wszystko rzucać i szukać tego faceta. Mają go zaje... Odje... mu kompletnie na jego punkcie, ale ludzie się boją. Podobno to jakiś jeb... komandos. Pan już wie, kto to jest?

– Wiem. Bicz boży na was, męty – powiedział pogardliwie.

Milewski przeżegnał się odruchowo, choć podejrzewanie go o praktyki religijne byłoby dużym nieporozumieniem.

– Złapiecie go? – spytał ciekawie.

– A po co mamy go łapać? Wydusi was wszystkich jak pluskwy i damy mu medal...

– Podpier... pan, panie komisarzu. Musicie go dorwać. Taki policyjny obowiązek – powiedział młodzian ze znawstwem tematu.

– Kur.., Milewski, żebym ja ci pałą na komendzie twoich obowiązków nie przypomniał – zdenerwował się Wołek. – Jak coś będziesz wiedział, to wiesz, gdzie mnie szukać. – Szybkim ruchem ręki wyciągnął mu papierosa z ust, rzucił na ziemię i zadeptał. – To ty nie wiesz, że palenie szkodzi?

Odwrócił się i odszedł w ciemną ulicę Romualda Traugutta, zostawiając ogłupiałego Milewskiego za sobą. 

ROZDZIAŁ XXX

Podinspektor Pelczar siedział od samego rana w swoim gabinecie. Wyłożył stopy na biurko, jak w amerykańskich filmach i relaksował się przy porannej kawie przed podjęciem właściwych czynności zawodowych. Plik świeżych gazet leżał obok. Nic jeszcze nie było na temat nieszczęsnych wydarzeń na Legnickiej z dnia poprzedniego. I dobrze. Rozgłos był tu zdecydowanie zbędny.

Komisarz Wołek wszedł przez otwarte drzwi, bez słowa przystawił sobie krzesło i usiadł naprzeciwko przełożonego.

– Co jest? – spytał Pelczar znad filiżanki.

– Łysych nasłał Majecha. Jak ten nasz komandos o tym wie, a tego bym nie wykluczał, to szykuje nam się niedługo świt żywych trupów.

Podinspektor siedział jeszcze przez chwilę, odstawił filiżankę, ściągnął stopy z biurka i wstał. Zdjął marynarkę z oparcia fotela i przewiesił przez ramię.

– Jedziemy do Majechy. Trzeba go ostrzec – powiedział krótko.

– Ostrzec? Tego gnoja? Po cholerę? – zaprotestował Wołek.

– Bo to nasz psi, znaczy policyjny obowiązek. No, ruszaj się.

Komisarz westchnął zrezygnowany i z wyjątkową niechęcią podążył za szefem.

Posiadłość na odległych obrzeżach Wrocławia przytłaczała majestatem wszystkie inne wokół. Potężna rezydencja otoczona wysokim murem z długimi metalowymi kolcami na szczycie, zza którego wyłaniały się jedynie korony drzew, była niedostępna dla postronnych oczu. Przy ogromnej metalowej bramie dało się zauważyć ubrane na czarno, przechadzające się co jakiś czas tam i z powrotem postacie muskularnych ochroniarzy, strzegących dostępu do domu.

Policjanci zaparkowali swojego wysłużonego Poloneza kilka metrów od wejścia.

– Ile byś musiał pracować, żeby ci na taką chałupę starczyło? – spytał Wołek, lustrując z zawiścią siedzibę Majechy.

– Myślę, że za jakieś pięćset lat dałbym radę. 

Mężczyźni wysiedli z samochodu i podeszli powoli do domofonu. Naciśnięcie guzika niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki sprawiło, że po drugiej stronie bramy w mgnieniu oka wyrósł pękaty od mięśni osiłek.

– Podinspektor Pelczar i komisarz Wołek do pana Rzeszewskiego – przedstawił obydwu Pelczar.

– Panowie byli umówieni? – spytał osiłek zdumiewająco grzecznym tonem.

Policjanci spojrzeli po sobie z identycznymi minami, ostentacyjnie wyrażającymi niewymowny podziw dla toku rozumowania byczka, przyglądającego się im bacznie po drugiej stronie krat.

– Nie, ale chcielibyśmy porozmawiać z panem Rzeszewskim na temat wczorajszego dnia. Możemy tutaj lub na komendzie. Jak sobie życzy.

Ochroniarz chwycił za krótkofalówkę przyczepioną do grubego, skórzanego pasa i zniknął za murem.

cdn.

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor