----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

15 stycznia 2015

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

– O co ci chodzi? Przecież to twoje żarcie. Co ci się nie podoba? – spytał człowiek z wyrzutem. – Ach, ty pański piesek jesteś i z podłogi nie jesz. OK, gdzie twoja micha?

Rozejrzał się po kuchni. W kącie przy drzwiach stała czyściutka, plastikowa miseczka z wydrukowanym ozdobnymi literami imieniem jej właścicielki. Nasypał do niej karmy i gestem dłoni zaprosił pieska do jedzenia. Milli ani drgnęła.

– Co jest, kurde? Strajk głodowy? – mężczyzna zaczynał się denerwować.

Jakby rozumiejąc jego słowa, suczka oblizała pyszczek, wyraźnie sugerując, że strajki głodowe nie leżą w jej szlachetnej naturze. Przypatrywała się sąsiadowi wy­czekująco.

– A może masz dość tych świństw i zjadłabyś coś porządnego?

Jakby na potwierdzenie trafności domysłów Adama, pies oblizał swój śliczny, arystokratyczny pyszczek po raz drugi.

– Dobra. Smażę dzisiaj boczek na kolację, więc jak chcesz, to możesz się podłączyć. Chodź.

Adam odłożył na miejsce pudełko z kar­mą i poszedł do drzwi. Milly śledziła jego kroki, ale trzymała się z daleka. Gdy otworzył i wyszedł na korytarz, wciąż siedziała i obserwowała go bacznie z drugiego końca pokoju. Człowiek otworzył drzwi szerzej, próbując zachęcić psa do opuszczenia mieszkania.

– No, idziemy – mruknął niecierpliwie.

Milly najwidoczniej ani myślała iść z tym gburem gdziekolwiek indziej, niż na spacer. W odpowiedzi warknęła ostrzegawczo.

– Ty mnie, nie denerwuj! Jak chcesz żreć, to rusz dupę. Nie będę tu stał do jutra – powiedział ze złością. – Bo cię tu zostawię i będziesz jeść te swoje chrupki...

Argument wydawał się skutecznie za­działać na wyobraźnię pieska, który szybciutko potruchtał w stronę otwartych drzwi i w mgnieniu oka znalazł się na korytarzu.

Boczek smażony na patelni w typowo polski, niezdrowy sposób, w ogromnej ilości tłuszczu i z całą masą zabójczych przypraw, okazał się strzałem w dziesiątkę. Człowiek i zwierzę zajadali się nim ze smakiem: Adam wygodnie rozłożony w fotelu przed telewizorem, a zwierzak obok na puszystym dywanie. Doszło nawet do tego, że Milly uczyniła temu w jej mniemaniu prostakowi nie lada zaszczyt, jedząc przygotowane przez niego specjały prosto z ręki. Adam z zadowoleniem stwierdził, że nie tylko pierwsze lody zostały przełamane, ale pojawiła się między nimi pewna więź, którą trudno by nazwać przyjaźnią, lecz można było z całą pewnością stwierdzić, że dawne animozje wyraźnie zbladły, o ile nie zniknęły całkowicie. Smażony po polsku boczek potrafi czynić cuda.

Adam nigdy nie widział amerykańskie­go szpitala od środka. St. Vincent prezentował się okazale. Podążający we wszystkich kierunkach ludzie mieszali się co chwilę z przemykającymi wokoło zaaferowanymi lekarzami i pielęgniarkami. Polak szedł powoli, rozglądając się wokół z zainteresowaniem. Zainteresowanie to najwyraźniej wzbudziło niepokój czarnej, grubej pielęgniarki na recepcji.

– W czym mogę pomóc?! – zawołała tubalnym, niemal męskim głosem.

Adam podszedł do kontuaru.

– Szukam Helen Morris. Leży tu u was od wczoraj. Miała zawał.

Potężna pielęgniarka wystukała na klawiaturze nazwisko i spojrzała w ekran komputera.

– Kardiologia. Pierwsze piętro, sala 103. Pan jest z rodziny?

– Nie. Jestem sąsiadem. Ja zawiadomiłem pogotowie, jak zasłabła. Opiekuję się teraz jej mieszkaniem i psem. Ona nikogo nie ma.

– A co pan tam niesie? – spytała wskazując na plastikową reklamówkę, którą mężczyzna trzymał w dłoni.

Adam postawił torbę na ladzie i pokazał recepcjonistce zawartość.

– Trochę owoców, a w słoiku prawdziwy polski rosół. Zawsze stawia na nogi – odpowiedział.

Pielęgniarka obrzuciła go podejrzliwym spojrzeniem. Ten potężnie zbudowany człowiek zdecydowanie nie wzbudzał jej zaufania, ale w oczach miał dziwne przygnębienie i żal za czymś nieodgadnionym. Po chwili wskazała mu palcem właściwy kierunek.

– Niech pan idzie. Pani Morris pewnie się ucieszy z pana wizyty.

– Też tak myślę – odpowiedział Adam i uśmiechnął się życzliwie.

Mężczyzna wszedł do przytulnego po­koiku, który wcale nie przypominałby salki szpitalnej, gdyby nie charakterystyczne sprzęty medyczne ustawione obok nowoczesnego, estetycznie wykonanego łóżka. Od razu rzuciły mu się w oczy delikatne firanki w niewielkim oknie. Niby drobiazg, a sprowadzał do pomieszczenia mnóstwo domowego ciepła.

– Dzień dobry, pani Morris. Jak się pani dzisiaj czuje? – zawołał pogodnie już od progu.

Twarz kobiety rozjaśniła się na widok znajomego Polaka. Obdarzyła go czarującym uśmiechem i z wielkim wysiłkiem wskazała malutki stołeczek przy łóżku.

– Lekarz prowadzący zezwolił już na wizytę, więc jestem. Muszę przecież coś powiedzieć Milly.

– Bardzo się cieszę, że pan przyszedł. A jak moje maleństwo?

– Okropnie za panią tęskni, ale dobrze nam się razem mieszka. Musi pani wiedzieć, że postanowiła na ten czas przeprowadzić się do mnie. I już nie uważa mnie za obcego. Lekarze mówią, że miała pani dużo szczęścia. To tylko lekki zawał i niedługo wraca pani do domu.

– Mi też tak powiedzieli. Jestem jeszcze trochę słaba, ale to pewnie dlatego, że nie pozwalają mi nawet pospacerować po korytarzu – powiedziała z udawaną skargą w głosie.

W rzeczywistości spacer po korytarzu nie wchodził w grę. Kobieta ledwie była w stanie się podnieść i przejść do toalety, nie zawsze bez pomocy pielęgniarki.

– Lekarze wiedzą, co mówią, pani Morris. A na odzyskanie sił mamy lekarstwo – powiedział i sięgnął do reklamówki.

Postawił półlitrowy słoik z rosołem na szafce u wezgłowia łóżka chorej. Spojrzał na niego z dumą, po czym przeniósł wzrok na trochę zaskoczoną sąsiadkę.

– To jest prawdziwy polski rosół, zrobiony według prawdziwej polskiej receptury. Zawsze stawia na nogi. Ugotowałem go specjalnie dla pani, żeby jak najszybciej wróciła pani do nas.

– Naprawdę? – rozanielona kobieta nie mogła uwierzyć. – Ale ja nie wiem, czy mi wolno... Kazali trzymać dietę – zmartwiła się.                                                

cdn.

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów

 

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor