„Im bardziej zapominamy o sobie – oddając się sprawie, której pragniemy służyć, bądź też osobie, którą pragniemy kochać – tym głębsze jest nasze człowieczeństwo i tym bardziej urzeczywistniamy swój potencjał. To, co znamy pod nazwą samo-urzeczywistnienia, jest niczym innym, jak nieosiągalnym celem, z tego prostego względu, że im bardziej dążymy do samo-urzeczywistnienia, tym bardziej się od niego oddalamy. Innymi słowy, samo-urzeczywistnienie możliwe jest wyłącznie, jako efekt uboczny samo-transcendencji”(V. Frankl, s.166) czyli samo wykraczania poza siebie.
Jeśli przyjmiemy w formie akceptacji ten, w jakiś sposób niepokojący i rozczarowujący, kompromis w naszym dążeniu do somo-realizacji, czy raczej kompromis w poszukiwaniu autentycznego wymiaru naszego tu i teraz, jeśli uznamy, że jest to proces „niemożliwy”, a jego cel nieosiągalny – to z jednej strony poczujemy ulgę i rezygnację, z drugiej jakkolwiek coś na kształt frustracji powodowanej przyznaniem się do niedoskonałości, niemożności i rozdarcia między tym, czym/kim jesteśmy, a tym/czym chcielibyśmy siebie widzieć.
Zbliżyliśmy się zatem samoistnie do stanu świadomości, który towarzyszy nam przez całe życie, obojętnie czy w wymiarze zbiorowym, czy jednostkowym. Zawsze jakoś, zawsze w jakiś sposób, przez coś lub przez kogoś jesteśmy naznaczeni oczekiwaniem czy też wymaganiem od nas czegoś, co niekoniecznie (albo kompletnie nie) leży w „naszym interesie”, ale jakimś dziwnym i niezrozumiałym zrządzeniem społecznych układów i regulacji „leży w interesie” tych, z którymi w jakiś sposób mamy do czynienia.
Samo-wykraczanie poza nas samych (samo-transcendencja) w naturalny sposób kieruje nas na zewnątrz, kieruje nas ku czemuś innemu niż my sami. Nadaje zatem kierunek zdecydowanie odwrotny (przeciwny) poszukiwaniu samo-urzeczywistnienia w nas samych, w naszym wewnętrznym ja. Jest to dziwnie niepokojące i trudne do zaakceptowania, szczególnie w kontekście tego, co mówi autor „Człowieka w poszukiwaniu sensu”:
„To, co znamy pod nazwą samo-urzeczywistnienia, jest niczym innym, jak nieosiągalnym celem, z tego prostego względu, że im bardziej dążymy do samo-urzeczywistnienia, tym bardziej się od niego oddalamy”.
Czy rzeczywiście więc sens naszego istnienia, życia, sens naszych poszukiwań, odnajdywania naszej tożsamości i autentycznej „twarzy” (niezapośredniczonej przez relacje i oczekiwania innych) znajduje się poza nami? A jeśli tak, to gdzie jest to „poza”?
Przypomnijmy sobie niezwykły, zupełnie nadzwyczajny w swej niebywałej ekspresji i sile literackiej utwór Cobo Abe zatytułowany „Kobieta z wydm”, który opisuje swoiste wydarzenie w relacji dwojga ludzi, którzy niepojętym zbiegiem okoliczności zostali skazani na bycie razem.
Mieszkając w głębokiej dziurze wykopanej w piachu, gdzieś wśród wydm, budują coś na kształt totalnej, jednocześnie destrukcyjnej i konstruktywnej zależności, coś na kształt balansowania na granicy między jasnością i mrokiem. W zależności, w którą stronę się przesuniemy (albo zasypie nas piach) będziemy albo po jasnej, albo ciemnej stronie naszej świadomości. Realność okazuje się w tej genialnej metaforze Abe jedynie tłem i pretekstem do odnalezienia siebie i przedefiniowania elementarnych pojęć naszego bycia. Pragnienie wolności, niezależności, samo-realizacji okazuje się istotnie zdeterminowane przez relacje (niezrozumiałe, tajemnicze, niejasne, mroczne) z drugim oraz otoczenie (przestrzeń), w której przyszło głównemu bohaterowi (a nam w jakiś sposób także) funkcjonować. Trudno nie zauważyć, że to właśnie /inny/ ten /drugi/ (w wypadku tekstu Kobo Abe jest to kobieta) oraz specyficzny kontekst przestrzenny (zamknięcie w dziurze wyżłobionej w piachu) każe nam przedefiniować (poprzez ostateczną decyzję o pozostaniu w „niewoli”) coś tak wydawałoby się elementarnego jak pojęcie wolności.
Cały ten koncept wpisuje się doskonale w to, co o wolności mówi Tischner:
„Czymże jest wobec tego wolność jako taka?
Wolności jako takiej, ogólnej – po prostu nie ma. /Dla Hegla każdy człowiek jest w ostatecznym rozrachunku wolny taką wolnością, jaką zdoła sobie uświadomić. Istnieje tylko wolność uświadomiona, która jest tożsama ze świadomością wolności/. Aksjologiczny wymiar tej wolności polega na tym, że jest ona zawsze wartością do porzucenia i do odzyskania zarazem”. (Tischner, Istota wolności)
Z jednej strony jesteśmy skazani na wolność (zawsze możemy podjąć decyzję na tak lub na nie, nawet w warunkach skrajnej opresji), ale z drugiej strony to właśnie jest powodem naszego, indywidualnego dramatu związanego z odpowiedzialnością za powiedzenie tak lub nie. Sens naszego istnienia wymyka się nam często właśnie dlatego, że nie wykraczamy poza utarte i przetarte szlaki, na które wprowadzili nas inni, którzy, jak chce J.P. Sartre, są dla nas piekłem, bo „staramy się przerzucić swoje osobiste lęki i antypatie na innych ludzi zamiast zmierzyć się z nimi osobiście. Często więc patrząc na innych ludzi dostrzegamy w nich najgorsze cechy naszej osobowości”.
Dopiero jakaś sytuacja skrajna, graniczna, wyjątkowa (znalezienie się w pułapce dziury w piachu) każe nam, czy raczej pozwala nam przerzucić swoje myślenie i działania na inne tory, inną rzeczywistość, przedefiniować siebie. Niebywała umiejętność znalezienia wolności w niewoli, wolności w zamknięciu, wolności w skazaniu na śmierć, upokorzeniu, samotności, cierpieniu, poświęceniu i tych wszystkich „negatywnych, złych, destruujących” aspektach naszego bytowania niekoniecznie musi być wolnością heroiczną, która musi kończyć się śmiercią, oczywiście też heroiczną.
To wykatapultowanie w inny wymiar, w nowe definicje i nowe rozumienie siebie i swego otoczenia może przynieść równie dobrze poczucie spełnienia i zadowolenia. W końcu nauczyciel (główny bohater powieści Abe) jest z zawodu entomologiem, który „wyrusza na wyprawę badawczą na wydmy. Jeszcze nie wie, że nigdy z niej nie wróci. Uwięziony w domu- pułapce desperacko próbuje uciec, ale magnetyczna siła tajemniczej kobiety, z którą mieszka, sprawia, że to, co dotąd było przekleństwem, staje się sensem jego życia”.
Co zatem stanowi o naturze człowieka? Co nadaje tej naturze sens czy bezsens? Czy w istocie musimy zawsze podążać za czymś czy za kimś, by być w stanie odpowiedzieć na te pytania? Czy koniecznie musimy udać się w mroczne rejony mizantropicznej tożsamości, od której nie ma ucieczki?
(kontynuacja w przyszłym tygodniu)
Zbyszek Kruczalak