----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

05 lutego 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Publikujemy 96 część wykładów księdza profesora Józefa Tischnera.

UMIERANIE JEZUSA

Chrystus przyszedł, pisze Albert Camus: „ aby rozwiać dwa podstawowe problemy człowieka: śmierci i zła. Jego rozwiązanie polegało głównie na akcie podjęcia śmierci. Bóg-człowiek cierpi także i to cierpliwie. Ani zło ani śmierć nie mogą mu już być imputowane, sam został spotwarzony i uśmiercony. Noc Golgoty ma tylko dlatego znaczenie dla historii ludzkości, ponieważ w jej mrokach boskość, porzucając jaskrawo swe tradycyjne przywileje, przeżyła aż do końca rozpacz i trwogę śmierci. Tak wyjaśnia się Eli, Eli, lama sabachthani i straszne zwątpienie Chrystusa będącego w agonii. Agonia stanie się łaską, skoro została podjęta przez wieczną nadzieję. Aby Bóg mógł być człowiekiem, potrzeba było, aby zwątpił”.

W tych kilku zdaniach Camus odsłania najgłębsze pokłady wiary i nadziei, jaka chrześcijanie od pierwszych wieków związali ze śmiercią Jezusa. Każde z nich jest celne, poza każdym kryje się jakiś fragment dziejów i okruch duszy człowieka zbuntowanego, który chciałby wierzyć nie tylko we własny bunt. Celna jest uwaga, że Jezus przyszedł, aby rozwiązać problem śmierci człowieka i problem zła.

Trafne jest również stwierdzenie, że rozwiązanie problemu dokonywało się w milczeniu poprzez czyn, a nie poprzez nową teorię. Filozofowie umieją najwyżej objaśniać śmierć, Jezusowi chodziło o to, aby ją zmienić. Ten, kto tego nie rozumie, nie rozumie nic z Jezusa i niewiele z chrześcijaństwa. ON, Jezus, związał z postulatem zmiany natury ludzkiego umierania klęskę lub wygraną swojego życia. I jeszcze jedna, celna uwaga Camusa:

/Jezus dokonał zmiany aksjologii śmierci. Jeżeli agonia staje się lekka, ponieważ została podjęta przez wieczną nadzieję, to znaczy, że dla tych, którzy wierzą, że Jezus był wieczna nadzieją, agonia zmieniła swą wartość. Przewrót w naturze i w aksjologii śmierci stanowił immanentną część jezusowego czynu życiowego/.

Nam jednak, jak powiedziałem, nie idzie o pełną interpretację tego czynu, lecz o samą koncepcję śmierci, która legła u jego źródeł. Potraktowaliśmy na początku Jezusa jako filozofa, a jego koncepcję śmierci jako jego filozofię. Obecnie musimy być wierni przyjętemu stanowisku, chociaż czysto ludzka ciekawość spleciona z troską o własną śmierć ciśnie nam na usta nowe pytania, ale nawet gdy idzie o samą koncepcję śmierci, trzeba nam się zwężyć. Prawdopodobnie nie potrafimy doprowadzić opisu do wymaganej jednoznaczności rysując z konieczności rozwiązaniu nader ogólne granice.

Podejmuję punkt widzenia zasugerowany przez Camusa: Jezus dokonuje przewrotu w sferze wartościowania śmierci. Jeżeli tak, to znaczy, że sam wpierw przeżywa śmierć jako wartość. Tylko wtedy można pokazać, że coś rzeczywiście jest wartością, gdy się samemu te wartość przeżyło. To jednak, by przezywać śmierć jako wartość samą w sobie, nie leżało ani w obszarach sensu śmierci, ani nie leży w obszarach wymienionych wyżej znaczeń śmierci. Skoro Jezus przeżywa śmierć jako wartość, znaczy to, że odsłoniła mu ona jakieś takie tajemnice, których nam odsłonić nie chciała.

Zobaczmy to nieco bliżej.

Rozpocznijmy od Ogrojca. W tym momencie Jezus, jak się wydaje, staje po raz pierwszy bezpośrednio twarzą w twarz w obliczu swej własnej śmierci, którą jest nadciągające ku niemu i mówiące do niego „TY” aktywne pustoszenie. Wypowiada słowa modlitwy:

„Niechaj odejdzie ten kielich…” Wydawać by się mogło, że wszystko, co następuje potem jest wynikiem posłuszeństwa. Tymczasem tak nie jest.

Jaspers trafnie zauważa, że rysem charakterystycznym postawy Jezusa w stosunku do własnej śmierci jest prowokacja śmierci. Zanim nastała scena w Ogrojcu, Jezus najwyraźniej prowokował śmierć. Wystarczy zwrócić uwagę na jego polemiki z faryzeuszami, na wyzywające uzdrowienia, akty rozgrzeszeń, wjazd do Jerozolimy, a potem kilkudniową działalność na terenie świątyni. W Ogrojcu tylko na moment postawa prowokacji uległa zepchnięciu na dalszy plan, by dać miejsce postawie posłuszeństwa. Znów odsłoni się ona w momencie pojmania aktem wyjścia naprzeciw oprawców, a potem podczas całego procesu.

Śmierć nie jest dla niego ani zaskoczeniem, ani przypadkiem. Przeżywam ją jako wartość, przy czym rzeczą obojętną jest, czy odsłania nam ją akt prowokacji, czy akt posłuszeństwa.

W tym momencie jesteśmy zmuszeni uczynić krytyczną uwagę pod adresem koncepcji Nietzschego, który dostrzegając również rys prowokacji śmierci przez Jezusa, dopatrzył się w Jezusie czegoś w rodzaju „tęsknicy za śmiercią”. Pisał:

„On poznał zaledwie łzy i posępność, tudzież nienawiść dobrych i sprawiedliwych i oto dopadła go tęsknica za śmiercią. Gdybyż on na pustyni pozostał i z dala od dobrych i sprawiedliwych, może by wówczas nauczył się żyć i ziemię kochać – i dar śmiechu poznałby aż nadto”.

Nietzsche nie dostrzega dwóch fundamentalnych faktów: że śmierć Jezusa miała być w myśl jego przekonań rozwiązaniem problemu śmierci i że innym charakterystycznym rysem postawy Jezusa było traktowanie życia jako wartości podstawowej. Zauważmy bowiem, że nieustannie mówi on o życiu. Przyszedł życie dać, przyniósł ze sobą napój życia, chleb życia, pokarm życia, że wreszcie sam jest życiem.

Dokonuje uzdrowień, a nawet wskrzeszeń, co byłoby nie do pomyślenia, gdyby śmierć i umieranie stanowiły dla niego wartość naczelną. Wreszcie wyraźnie odsłania miejsce, jakie w jego świadomości zajmuje wartość śmierci, gdy mówi, że jego śmierć jest na życie świata, a ciało wydaje się za przyjaciół, krew za przyjaciół przelewa.

W perspektywie faktów prowokacji śmierci i w perspektywie przytoczonych wypowiedzi nasuwa się pod pióro następujące uogólnienie: Jezus odczuwa śmierć jako wartość ambiwalentną, pozytywną i negatywną zarazem. Śmierć jest dla niego wartością pozytywną, ponieważ jest pomostem do osiągnięcia jakiegoś w sobie wartościowego życia, że zaś jest pomostem koniecznym, nosi tę wartość samą w sobie. Natomiast śmierć, jako umieranie jest wartością negatywną. Czy Jezus zostaje nią dotknięty bezpośrednio, gdy zbledną w jego świadomości obrazy życia, a rozpętają się bóle konania, wtedy powie:

„Niechaj odejdzie ten kielich…”, ale zaraz potem, gdy znowu obrazy życia staną się żywe, pójdzie naprzeciw oprawców z poczuciem nienaruszonej godności własnej, która trwać w nim będzie, aż do końca procesu i dalej.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor