"Bij słowo kiedy odstaje”
Tymoteusz Karpowicz
ZBIGNIEW CHAŁKO – część trzecia.
Poniższe wiersze pochodzą z tomiku “Strofy staromiejskie i wiersze inne”, wydanego w 1977 roku przez A. Poray Book Publishing – New York.
POKŁON
Spaleni zorzą polarną
oślepli od śniegu,
wydarci mrozom i śmierci,
krzyczącej wilczym głosem,
zmęczeni okrutną wolnością –
stanęli w progu ojczyzny
i nie mogli jej poznać.
Bo pomieszały się ludzkie języki,
pomieszały się mowy,
słowo przestało być słowem,
chleb przestał być chlebem,
słońce przestało być słońcem,
a domu nie było.
Więc mądrością
nabytą u roślin i stworzeń,
alfabetem umarłych,
gestem gwiazd próbujących skrzydeł,
pochylili się ku ziemi
by powiedzieć:
matko.
DOM
Rozmowa starych luster,
zamglone pokoje
i przesiany przez gwiazdy brokatowy pył.
Echo szepce pustce
cierpkie pieśni moje
o czasie, co się dawniej śnił.
Pod chmury wysokie
dachów ostry profil
i zielony nazimek – świerszcz naiwnie cyka.
Księżyc czyta okien
postrzępione strofy
z szyderczym uśmiechem cynika.
Czasem coś zaświeci
w oknie na poddaszu,
przepłynie pokoje, rozświetli do dna,
strwożą się sąsiedzi,
że dom znowu straszy,
a to ja tam wracam.
Nikt nie wie że ja.
LEKCJA
Ucz się geografii, synku:
tam jest wieczny śnieg i ból,
ucz się synku, ucz:
nieba, które krwawi,
ziemi, która wyje,
człowieka, który milczy.
Na równoleżniku zbudowanym z kości
mieszka groza.
Skudlony łachman nieba
dławi obroża.
A nocą białą, jak plama ziem niepojętych,
a nocą wieczną, jak rozpacz wyklętych,
sny gryzą
jak psy.
Redaguje Elżbieta Chojnowska
e-mail: elachojnowska@yahoo.com