Rok 2014 był przełomowy. Po raz pierwszy w historii sondaże wykazały, że społeczeństwo nie lubi polityków bardziej, niż sprzedawców używanych samochodów. Okazywanie sympatii wobec jakiegokolwiek polityka stało się niebezpieczne i w oczach naszych sąsiadów bardzo podejrzane. Bo albo mamy nierówno pod sufitem, albo odnosimy z tego jakieś korzyści. Im bardziej nie lubimy przedstawicieli tego zawodu, tym mocniej akcentują oni konieczność naszego udziału w wyborach.
Głosujemy więc z nadzieją, że uda nam się w końcu wybrać takich, których za coś polubimy. Czasami się udaje, jednak dość szybko pokazują nam język lub inną część ludzkiej anatomii i zaczynają robić swoje.
Głosowanie jest rzeczywiście bardzo ważne. Wybieramy naszych reprezentantów, czyli ludzi nam podobnych, kierujących się podobnymi zasadami w życiu i wyznających podobne wartości. W końcu rząd wybrany przez lud ma być jego lustrzanym odbiciem, może trochę lepszą wersją. No i tu mamy problem. To, co widzimy w lustrze wywołuje senne koszmary.
Ktoś powiedział kiedyś, że dobrze poinformowane społeczeństwo jest najlepszą obroną przed rządem tyranów. Informacje czerpiemy więc z kilku źródeł. Jednym jest telewizja. Rano plotkuje się w niej o znanych, niekoniecznie lubianych. Czy rzeczywiście przejechał na czerwonym świetle? Gdzie się tak spieszył? Pewnie na randkę z kochanką. Bije żonę i krzyczy na dzieci. Ile wydaje na fryzjera?
W południe programy nieco poważnieją, głównie za sprawą reklam ubezpieczeń na życie, seriali traktujących o problemach rodzinnych i zbrodniach domowych, a także dzięki nowinkom technicznym. Dziś na przykład oglądałem 20 minutowy(!) program poświęcony czterem najpopularniejszym aplikacjom do nowego zegarka firmy Apple. Jedna z nich pozwala na wydobycie z podłączonego iPhona dźwięku przypominającego głośne puszczenie bąka. Dzięki temu możemy - mówili autorzy przeglądu technicznego - zrobić komuś niezły kawał!!
Wczesne popołudnie to w telewizji czas kreskówek dla dzieci i programów sponsorowanych. Jest to okres oczekiwania na popołudnie właściwe, gdy wzrasta oglądalność i można wyemitować coś bardziej wartościowego. Na przykład kolejny serial, tym razem lepszy, bo zrobiony za większe pieniądze. Potem nadchodzi czas wiadomości, które składają się z pogody, sportu i lokalnej kroniki kryminalnej. Tuż po nich programy rodzaju reality show, które do dziś nie wiem jakim cudem mają tak dużą oglądalność. Przyznam się, że wolałbym za karę codziennie oglądać produkcję polską pt. Operacja Koza, niż raz w tygodniu jakikolwiek program gatunku reality.
Nocna telewizja też niesie przekaz. Zwykle w formie reklam odkurzaczy, noży i mikserów kuchennych oraz czarno białych westernów.
Mamy internet. Otwartą platformę przekazywnia myśli i informacji. Nikt nie jest już w stanie wyłowić tych prawdziwych i sprawdzonych. Wybieramy więc te, które nam się podobają. A wyobraźnię ludzie mają bogatą... Na przykład dowiedzieć się możemy z internetu, że Grenlandia ma taką nazwę, bo była kiedyś zielona. Po co więc sprawdzać takie dziwne informacje, skoro w internecie stoi jak byk, że planetę mamy coraz chłodniejszą. Tak wszyscy nagle zamieniamy się w naukowców...
Ten przydługi wstęp miał nam uzmysłowić, że społeczeństwo jednak nie jest dobrze poinformowane, w związku z czym nie jest w stanie dokonywać właściwych wyborów. Dlatego z politycznego lustra patrzy na nas jakaś wykrzywiona złośliwie twarz i pokazuje język. Lub palec.
Dlatego zaczęły pojawiać się w różnych miejscach przewodniki dla wyborców, które mają odmienić rzeczywistość. Jest więc przewodnik dla wyborców konserwatywnych (dostępny w formie książeczki przesyłanej pocztą); przewodnik dla sympatyków partii demokratycznej (dostępny w internecie w formie PDF). To nie wszystko, bo po kilku minutach poszukiwań znalazłem też przewodnik wyborczy dla katolika w USA, protestanta, agnostyka, biznesmena, emeryta, pracownika sektora publicznego, młodzieży oraz osobny dla kobiet. To nie żart. Wyszczególniono tam w jaki sposób i na kogo należy oddać głos, by osiągnięte zostały cele ważne dla danej grupy. Zresztą przed listopadowymi wyborami do naszych skrzynek trafiło sporo makulatury i jestem pewien, że wśród nich były również krótkie instrukcje wypełniania kart. Różniły się w zależności, kto był nadawcą.
W tym potoku bezwartościowych informacji można znaleźć jednak kilka perełek. Jedną jest przewodnik dla osób, które z żadną z wymienionych grup się nie utożsamiają, a polityka oraz bieżąca sytuacja w kraju i poza jego granicami jest im kompletnie obca. Innymi słowy jest to instrukcja dla nieświadomego wyborcy.
Mówi ona, że jeśli wśród kandydatów znajduje się kobieta, to należy na nią oddać swój głos. Kobiety nie są zbyt skore do wywoływania konfliktów zbrojnych, zwykle mniej kłamią, a jeśli już, to robią to znacznie lepiej od mężczyzn. Poza tym kobiety są bardziej wyrozumiałe, preferują merytoryczne dyskusje zamiast pyskówek i ich reklamy wyborcze są przyjemniejsze dla oka.
Jeśli wśród kandydatów nie ma kobiety, wówczas wybieramy osobę o trudnym do wymówienia i długim nazwisku. Osoba taka miała trudniejszy start w polityce, a skoro dotarła do tego miejsca, to znaczy, że nieźle sobie radzi. Poza tym jeśli ktoś dla przyspieszenia kariery nie zmienił nazwiska na łatwe i krótkie to wierny jest jakimś wartościom i zasadom. Jeśli nam zależy, możemy sprawdzić, jakim.
Jeśli mamy dwóch kandydatów o długich i trudnych nazwiskach, to rzucamy monetą. Jest to równie dobra metoda jak czytanie ich programów wyborczych. Prawdopodobieństwo, że wybierzemy lepszego jest taka sama jak podczas głosowania w pełni świadomego.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com