----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

26 marca 2015

Udostępnij znajomym:

Podróże nie męczyły Adama. Z czystej ciekawości chciał jak najszybciej zobaczyć, z czym i z kim będzie miał do czynienia. Lubił być przygotowany na wszelkie ewentualności.

– Naturalnie – pułkownik podszedł do telefonu. – Kapitanie, proszę do mnie.

Kapitan Zwierzchowski pojawił się po krótkiej chwili w drzwiach gabinetu.

Był to młody człowiek około trzydziestki; w jego twarzy Gawlik natychmiast dostrzegł rys arogancji. Biła od niego wyraźna pewność siebie i buta, charakterystyczna dla oficerów nie mających większego doświadczenia w prawdziwej walce.

– Kapitan Zwierzchowski oprowadzi pana po jednostce, a potem zawiezie na kwaterę. Tacy oficerowie jak kapitan to nasza przyszłość, i mam nadzieję, że wkrótce wielka duma. Brał udział w misji pokojowej w byłej Jugosławii, ukończył też kurs Rangersów w Stanach. Takich ludzi potrzebujemy jak najwięcej, ale cóż, mimo tych kilku lat za nami, wiele jeszcze jest do zrobienia. I mam nadzieję, że z pana pomocą uda się to nieco zmienić, panie Gawlik.

– Spróbuję okazać się wartym pańskie­go zaufania, pułkowniku.

– O co jak o co, ale akurat o to jestem spokojny…

Oficerowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Obaj doskonale wiedzieli, że wiedza i praktyczne doświadczenie, jakie posiadał ten przybysz zza oceanu, mogą okazać się bezcenne dla nie tak w końcu dawno utworzonej formacji sił specjalnych w Rembertowie.

Kapitan Zwierzchowski bez specjalnego entuzjazmu pokazywał Adamowi najważniejsze miejsca, które uznał za istotne z punktu widzenia pomocy w pracy szkoleniowej, jakiej oczekiwano od protegowanego pułkownika. Adam z zainteresowaniem rozglądał się wokoło i swoim wprawnym okiem oceniał przydatność wskazywanych mu przez oficera obiektów, lecz niezbyt uważnie słuchał jego szczegółowych objaśnień. Z każdą chwilą nabierał coraz większego szacunku dla Pytlaka. Na każdym kroku dało się zauważyć fachowość

i przemyślane rozwiązania. Zwierzchowski, czego nawet nie próbował ukryć, puchł z dumy, jakby jego wkład w stworzenie formacji „Błyskawica” był co najmniej równy dziełu Pytlaka. Z drugiej strony, już na pierwszy rzut oka dało się wywnioskować, że pracujący tutaj oficerowie mają całkiem słuszne powody do dumy.

– Pana kwatera jest niedaleko, ale weźmiemy samochód. Przy okazji zobaczy pan trochę dzielnicę. Proszę poczekać pod bramą, zaraz podjadę.

Chwilę potem Zwierzchowski zajechał prywatnym, jak się później okazało, polonezem. Adam pamiętał ten samochód jeszcze z początku lat osiemdziesiątych, gdy posiadanie takiego auta było szczytem marzeń. Połowa lat dziewięćdziesiątych przyniosła pod tym względem zwrot niewyobrażalny, a dobra zachodnia marka stała się znakiem prestiżu i społecznego statusu. Czasy starego, dobrego „Poldka”, pochłaniającego niewyobrażalne, jak na swoje osiągi, ilości benzyny, zaczynały nieubłaganie mijać. Samochód ten wciąż budził jednak sentyment, choćby dlatego, że był znakiem pewnych czasów. Poza tym, co by nie mówić, na brak wygody i przestronność wnętrza nie można było narzekać.

– Niedługo go sprzedaję i kupuję golfa. To jest dopiero maszyna! – stwierdził kapitan, gdy Adam usiadł już wygodnie obok niego. – Volkswageny są nie do zajeżdżenia, tyle że je kradną. Pan ma coś na oku?

– Jeszcze nie myślałem o kupnie samochodu. Do takich planów potrzeba jakiejś stabilizacji, a z tym u mnie zwykle bywało marnie.

Zwierzchowski pokiwał ze zrozumieniem głową. Niewiele słyszał o tym człowieku. Mówiło się, że pułkownik ściągnął go ze Stanów, ale tak naprawdę to nikt nie wiedział nic pewnego.

– A jak się u nas panu podoba?

– Muszę przyznać, że już na pierwszy rzut oka jednostka robi wrażenie. Daje się zauważyć profesjonalizm i doświadczenie.

– Prawda? – potwierdził z zadowoleniem kapitan. – Włożyliśmy w to wszystko kawał roboty, ale warto było. Chłopaki są też najlepsze z najlepszych – sam pan się przekona.

– Pan, kapitanie, jest tu od samego początku?

– Nie. Po wrocławskim ZMECHU, to zna­czy Wyższej Szkole Wojsk Zmechanizowanych, trochę się służyło tu i tam, a po- tem przesiedziałem dwa lata w Jugosławii, na misji UNPROFOR-u. Jestem tu od ’94. Po drodze udało mi się załapać, jak pułkownik wspominał, na kurs Rangersów. Oni są bezapelacyjnie najlepsi. Słyszał pan o Rangersach?

– Hmm... Znamy się i z Rangersami – odmruknął Adam w zamyśleniu, bardziej do siebie, niż do swojego rozmówcy.

Jak żywe stanęły mu przez chwilę obrazy z knajpy przy Bourbon Street w Nowym Orleanie, gdzie wspólnie z Billym Doganem spuścili łomot sześciu przedstawicielom tej elitarnej formacji, ponieważ wcześniej nie spodobał się im kolor skóry Billy’ego i uznali, że Indianie powinni siedzieć w rezerwatach, a nie popijać whisky w zasięgu ich wzroku. Próba wyrzucenia z knajpy potomka szlachetnego plemienia Irokezów skończyła się dla nich bardzo boleśnie. Od tamtego momentu najprawdopodobniej ich światopogląd zmienił się diametralnie, lecz któż to może tak naprawdę wiedzieć…

– Proszę? – Zwierzchowski niedosłyszał odpowiedzi.

– Powiedziałem, że coś tam słyszałem.

– A pan gdzie uczył się wojskowego fachu, jeśli wolno spytać?

– Szkoła wojsk radzieckich w Riazaniu. Potem bywało się w różnych miejscach, ale w sumie nic ciekawego.

Kapitan Zwierzchowski starał się ukryć swoją reakcję, by nie urazić nowego, ale jego tłumiony śmiech politowania był aż nadto wymowny. Najwyraźniej pułkownik ściągnął mu na głowę pętaka, którego przez dłuższy czas będzie musiał prowadzić za rączkę, zanim się do czegokolwiek nada. Trochę się dziwił, bo przecież przy rekrutacji żołnierzy założyciel i dowódca „Błyskawicy” zawsze odznaczał się dużym wyczuciem. „Stary” chyba się jednak starzeje...

– Proszę się nie obrazić o to, co po­wiem, ale my tutaj, w jednostce, jesteśmy w stosunku do siebie całkowicie szczerzy, czasem aż do bólu. Tak jest lepiej, bo potem, w czasie ewentualnej akcji, są mniejsze problemy – zaczął protekcjonalnie.

cdn.

Marek Kędzierski – autor powieści sensacyjnych, które szybko zdobyły sobie rzesze wiernych fanów

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor