----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

02 kwietnia 2015

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

„Odgrywamy bohaterów, bo jesteśmy tchórzami i świętych, bo jesteśmy źli;
odgrywamy morderców, bo umieramy z pragnienia, by zabić bliźniego,
gramy, bo jesteśmy kłamcami od urodzenia”
(Jean-Paul Sartre)

U Poniatowskiej, której „Do sępów pójdę” (tytuł oryginału: Hasta no verte Jesus mio) opublikowano po raz pierwszy w roku 1969, sytuacja ma się znacząco inaczej. Problem nadużywania terminu /realizm magiczny/ w kontekście interpretowania jej tekstu wprawdzie istnieje, ale Poniatowska broni się „na przekór” przylepianym jej etykietom. Jej genialny tekst (w istocie wszystkie teksty, niektóre z nich omówimy w następnych częściach artykułu) sam wychodzi poza „normę” i nawet jeśli mamy tu oczywiste odniesienia i punkty zaczepienia do mówienia o magii czy magiczności, to przecież metoda konstrukcji narracji sama przez się pozbawia narzędzi interpretacyjnych tych , którzy z przyjemnością by zaszufladkowali publikacje poniatowskiej jako te, które przynależą do nurtu, którego symbolem pozostanie na zawsze Macondo – fikcyjna wioska , w której rozgrywa się akcja „Stu lat samotności”. 

W jej powieści mamy bowiem jednocześnie: magię i banał codzienności, nadnaturalność i totalną realność, miłość i kompletne jej zaprzeczenie w postaci nie tylko nienawiści, ale głównie strachu przed wymogiem kochania, mamy mit i mamy twardą rzeczywistość historyczną, mamy bajkowość i mamy wojnę, a do tego mamy kobietę/żołnierkę na wojnie (czy raczej nieskończonej ilości wojen, bitew i powstań) w otoczeniu okrucieństwa i powszechnej śmierci, mamy bogactwo i niewyobrażalną biedę, mamy radość i rozpacz. Udokumentowana historia Meksyku splata się z historią duchów i mesmeryzmu, dramat społeczny i polityczny Meksyku początków XX wieku z bajkową wersją dziejów tego niezwykłego kraju.

Cała powieść zbudowana jest wokół historii życia Jezusy (wiejskiej, niewykształconej dziewczyny, prawie dziecka), a w gruncie rzeczy jest sama w sobie tą właśnie historią. Jej autentyczność, tak absolutna, że aż bolesna w swej szczerości, jest jednocześnie tak niemożliwa do zaakceptowania i tak wstrząsająca w swej prawdziwości, że wyrzuca nas w inną rzeczywistość, może nie magiczną, ale z pewnością odległą od banalnej codzienności. „Zwykłość” implikuje w tej powieści „niezwykłość”, co jest zabiegiem nadzwyczaj skutecznym i artystycznie owocnym. Dostajemy w efekcie tegoż artystycznego pomysłu wgląd w to, co metaforycznie nazywa się „prawdą życia”, a co w swej istocie ma wymiar nieomalże dokumentalny. Pisze o tym zresztą sama autorka:

„W końcu Jezusa zaczęła mówić o wydarzeniach swego życia, ale była to relacja dla mnie niezrozumiała (pisze Poniatowska). Opowiadała przede wszystkim o Bractwie Spirytualnym, o Mesmerze, o Roque Rojasie, o Świetle Wschodu… Kiedy ją wypytywałam (wszystkie te rzeczy były dla mnie zupełnie nowe), wpadała w złość: <Zakutą ma pani głowę!>…” [s.355]

[…] Poniatowska usiłuje nagrywać relacje Jezusy na magnetofonie dawnego typu, włączonym do sieci elektrycznej, co spotyka się z ostrym sprzeciwem: /kradnie mi pani światło!/ Trzeba więc odtwarzać relację z pamięci, wieczorem, po powrocie z vecindad. Maszynopis rozrasta się do trzech tysięcy stron, wymaga radykalnych cięć i skrótów. Trzeba przepracowywać fragmenty, uzupełniać brakujące ogniwa. Pod koniec 1969 roku ukazuje się HASTA NO VERTE JESUS MIO, pierwsze z piętnastu wydań. W lutym 1971 roku książka jest nagrodzona – jako najcenniejsze dzieło literackie roku – przez uniwersytet i rząd stanu Sinaloa. Nagroda /Mazatlan/ przychodzi po fali entuzjastycznych recenzji zgodnie uznających powieść za rewelację literacką i za niezrównane dzieło pod względem bogactwa języka, przetworzenia mowy ludu meksykańskiego w swoisty język /pisany/, niemal bez precedensu w literaturze Meksyku. Jeden z najwybitniejszych krytyków literackich, Ermilo Abreu Gomez, wita powieść o Jezusie Palancares jako „arcydzieło realizmu poetyckiego w literaturze meksykańskiej”. [s.355]

Z tym /realizmem magicznym/ jest u Poniatowskiej, jak już mówiliśmy, różnie. „Do sępów pójdę” jest przecież w znacznej swej części zapisaną magnetofonowo historią życia rzeczywistej, a nie fikcyjnej postaci, jaką jest Jezusa. Wszystko, co w powieści konstruuje narrację jest osadzone w realiach Meksyku początków XX wieku i wszystko to można udokumentować: nazwiska generałów i innych postaci, miejsca opisywanych zdarzeń, czyli miasta i wioski meksykańskie, potrawy, typy broni i oddziałów wojskowych, działania wojenne, a nawet nazwy i charakter towarzystw okultystycznych, a także ich twórców i założycieli.

Elena Poniatowska przeistoczyła zatem „typową” definicję prozy latynoskiej określanej mianem „realizmu magicznego” w „magię realizmu”. Nie jest to jednakowoż w żadnej mierze dokument czy reportaż. Poniatowska mówi o tym wprost: „Uważam tę książkę z świadectwo literackie, nie jest bowiem ścisłym odbiciem rzeczywistości”.[s.357] Powala nas i jednocześnie pociąga i wabi potęgą czy raczej mocą opisu świata Jezusy Palancares. Do szpiku kości realny w swej brutalności świat, który gdzieś w swej głębi skrywa moc czaru (żeby nie powiedzieć magii). Ten czar w trakcie poznawania i odkrywania losów Jezusy zniewala nas i nie jest to efekt banalnego współczucia i romantycznego zauroczenia, to raczej czar złego, okrutnego, perfidnego, prowadzącego donikąd, kuszącego nas ułudą bezsensu ludzkiego istnienia.

Mamy w tej powieści niebywałą wręcz ilość cierpienia, przez które musi przejść główna bohaterka i to cierpienia nie magicznego, nie symbolicznego, nie bajkowego, lecz dosłownego - pełnego bólu i rozpaczy. Ta kategoria ludzkiego bycia w kontekście życia Jezusy jest obezwładniająca. Jako dziecko, dziewczyna i dorosła kobieta przechodzi przez piekło nieustannego bicia. Każdy ją bije i bije ją okrutnie, nieustannie i za cokolwiek. Dostaje cięgi od pracodawczyń, rodziny, przypadkowych osób, męża, kochanków, policji – wszystkich. Bicie, a w zasadzie katowanie fizyczne jest czymś tak normalnym i codziennym, że wcale nie wydaje się czymś niezwykłym. Jezusa znosi upokorzenia nie do zniesienia, ale w końcu przestaje je akceptować i postanawia zastrzelić swego męża za perwersyjne znęcanie się nad nią. To jest zresztą przełomowy moment w jej małżeństwie. Okazuje się, że bicie można opanować, można mu się przeciwstawić i można go pokonać w szale walki o samą siebie.

Jezusa jest wyrafinowana w swym prostactwie, konserwatywna w swej rewolucyjności, super męska w swej wrażliwej kobiecości, ulotna i „spirytualna w swym przywiązaniu do bycia „tu i teraz”, pełna ciepła miłości do ludzi i zwierząt, a jednocześnie zimna i bezwzględna w swych relacjach z innymi:

„Osierocona we wczesnym dzieciństwie, wychowana przez ojca powsinogę i pijaka, Jezusa nie zna zabawek ani pieszczot. Bawi się wypchaną wiewiórką i bąkami wyciosanymi z drewna, skacze po drzewach jak dzikie zwierzątko, ciska kamieniami, tłucze dzieci, pięściami i zębami rozprawia się z kochankami swego taty, który zabiera ją ze sobą na wieś, gdzie handluje żywnością, nad morze, gdzie pracuje w kamieniołomach lub jako tragarz. Jezusa poznaje twardą szkołę życia w domu macochy, dyrektorki więzienia. Poniewierana, bita do krwi, zdana sama na siebie, przechodzi przez służbę u „matki chrzestnej”, pracuje jako niańka i posługaczka, przeżywa śmierć ukochanego brata zastrzelonego przez żołnierzy, wreszcie przygarnięta na nowo przez ojca – który wyparł się jej poprzednio – zostaje wciągnięta do zawieruchy wojennej. Ojciec przyłącza się najpierw do maderystów, później do carransistów, Jezusa maszeruje z nimi razem, gotuje mu strawę, przebiera się za mężczyznę, żeby towarzyszyć żołnierzom. Wydana za mąż przez swego generała, doświadcza upokorzeń, póki nie zbuntuje się i nie zagrozi mężowi pistoletem. Zamyka się w sobie, udaje obojętność i wrogość wobec męża, który nabrawszy do niej szacunku, staje się towarzyszem. Wraz z nim – już w konnicy – bierze udział w walkach przeciwko zapatystom, ładuje mężowi karabin albo sama strzela. Pedro ginie w bitwie i Jezusa wyprawia się z patrolem żołnierzy po jego ciało rozszarpane przez kojoty… Śmierć rodzeństwa, ojca i męża, dno nędzy – gdy w stolicy meksykańskiej tragarz kradnie jej cały dobytek – mieszkanie kątem i głodowanie, kolejne służby u chlebodawczyń prześcigających się w chciwości, praca w fabrykach przy klejeniu pudelek, w warsztacie stolarskim, w zakładzie fryzjerskim, w aptece – gdzie samodzielnie leczy klientów ziołami – w szpitalu dla prostytutek, oto etapy jej drogi życiowej. (s. 356)

Kontynuacja w przyszłym tygodniu -

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor