Pięć lat temu w Smoleńsku doszło do katastrofy lotniczej, w której zginęło 96 osób, w tym Prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką, wielu polityków, wysokich urzędników, generałów oraz ważnych osób życia publicznego. Wydarzenie to odcisnęło na Polsce i Polakach wyraźny ślad, który będzie widoczny jeszcze przez długie lata.
Poranek 10 kwietnia 2010 r. był jednym z tych, który zapamiętuje się na długo: pierwsza informacja o katastrofie, jej potwierdzenie, narastający szok, wreszcie spontaniczny początek żałoby, która trwały przez wiele kolejnych dni. Można górnolotnie powiedzieć, że to jeden z tych momentów, w których „tworzy się historia”.
Katastrofa uderzała na kilku poziomach. Po pierwsze czymś zupełnie naturalnym – samą sobą, tragedią prawie setki osób, spośród których zginęli wszyscy. Śmierć zwielokrotniona tyle razy robi wrażenia i bez wątpienia zadaje ból.
Uderzało w tym wszystkim to, że śmierć dosięgnęła urzędującą głowę państwa polskiego, prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Historia Polski, w przeciwieństwie do innych państw europejskich, nie zna wielu przypadków tragicznego końca panowania władcy. Tylko jeden z królów Polski (Władysław Warneńczyk w XV wieku) zakończył życie na polu bitwy, dwóch innych średniowiecznych monarchów (Mieszko II w XI wieku i Przemysł II w XII wieku) zginęło z ręki swoich wrogów. Wśród Prezydentów RP tylko pierwszy z nich, Gabriel Narutowicz, został w grudniu 1922 r. zastrzelony w czasie pełnienia swojego urzędu (dodajmy: zaledwie kilka dni po wyborze). Ostatnim przywódcą polskim, który zakończył życie w tak dramatycznych okolicznościach, był Władysław Sikorski, który w lipcu 1943 r. zginął w katastrofie lotniczej na Gibraltarze (której kulisy do dziś budzą wiele kontrowersji i pytań).
Po drugie, miejsce tragedii było szczególne. Gdyby doszło do niej w jakimkolwiek innym państwie na świecie, emocje byłyby pewnie dużo mniejsza. A jednak polski prezydent i kilkudziesięciu innych Polaków zmarło na ziemi rosyjskiej, która w historii i świadomości polskiej zapisała się jako miejsce niebezpieczne i pełne złych doświadczeń.
Po trzecie wreszcie, do miana symbolu urosło to, że do katastrofy doszło w czasie obchodów 70-lecia zbrodni katyńskiej, a Smoleńsk leży tak blisko lasu w Katyniu. Skojarzenia z masakrą z 1940 r. w pierwszym momencie nasuwały się same: wówczas wymordowano tysiące polskich inteligentów, nie tylko zawodowych wojskowych, teraz śmierć wielu ważnych osób życia politycznego. Po czasie przyszła oczywiście refleksja, że historia niekoniecznie jest tak podobna do siebie, jednak pozostaje faktem, że śmierć obecna w zestawieniu ze śmiercią sprzed lat, dodatkowo będącą przez lata sprowadzoną do sfery tabu i jednocześnie mocno zakorzenioną w polskiej pamięci, robi wielkie wrażenie.
W katastrofie smoleńskiej zginęli różni ludzie – często „zwyczajni”, nierzadko należący do rodzin katyńskich, a przez to związani z tragedią sprzed lat. Wielu z nich było czynnymi politykami, którzy budzili różne emocje i byli różnie oceniani. Jedną z nich był sam Lech Kaczyński, którego prezydentura bardzo mocno dzieliła Polaków na dwa różne obozy. Byli tam też ludzie służący państwu, wysocy urzędnicy i wojskowi, nieraz stojący na czele ważnych instytucji życia społecznego, która brały udział w budowie polskiej tożsamości i społeczeństwa obywatelskiego. Wreszcie na pokładzie tragicznego Tupolewa znalazły się też symbole, takie jak ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie, łącznik współczesnej Rzeczpospolitej z jej przedwojenną poprzedniczką.
Wszystkim im należy się szacunek. Oddano im go w dniach autentycznej żałoby tuż po katastrofie, a także w kolejnych miesiącach, gdy w wielu miejscach układano sobie życie w cieniu Smoleńska. Żałoba z kwietnia 2010 r. była doświadczeniem autentycznym i w jakimś sensie obejmującym zdecydowaną większość Polaków. Ciężar tej tragedii dotykał każdego na swój sposób. Wielu traciło osoby, które szanowali i do których odnosili się pozytywnie, innych przygniatała uniwersalność śmierci, jeszcze inni zastanawiali się nad swoją oceną różnych zjawisk i osób, które zginęły 10 kwietnia.
Smoleńsk jest paradoksalnie jednocześnie doświadczeniem narodowego współodczuwania, jak i źródłem niesamowitego podziału oraz silnych emocji, które prowadzą do różnych ocen i wypowiedzi. Konflikt ten widać na co dzień i możemy się tylko zastanawiać, kto jest winny i czy przypadkiem wina ta nie leży po wszystkich stronach. To też dziedzictwo katastrofy z 10 kwietnia 2010 r.
Tak jak wspomniano na początku, było to wydarzenia o którym mówi się, że przejdzie do historii. Trudno temu zaprzeczyć – w wyrazisty sposób sytuuje się w polskich dziejach i ich postrzeganiu, była doświadczeniem wielu ludzi, wreszcie ma istotne skutki. Jak będzie opisywane za pół wieku? Niestety, nie da się tego przewidzieć...
Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie
Tomasz Leszkowicz