A więc mamy kolejny skandal – Dyrektor FBI w swoim przemówieniu w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie postawił Polaków w jednym rzędzie odpowiedzialnych za Zagładę Żydów razem z Niemcami i Węgrami. To bolesna wypowiedź, jednocześnie zaś całość wskazuje, jak wielkim i poplątanym problemem jest cała sprawa.
James B. Comey wypowiedział się 15 kwietnia, odnosząc się do swojej decyzji o obowiązkowej wizycie nowych pracowników FBI w waszyngtońskim muzeum, będącym jedną z najważniejszych na świecie placówek zajmujących się tą tematyką. To przy tej okazji odniósł się do zjawiska „dobrych ludzi” pomagających w wymordowaniu milionów Żydów. Stwierdził: „W swoim mniemaniu mordercy oraz ich wspólnicy z Niemiec, Polski, Węgier i bardzo wielu innych miejsc nie dopuszczali się niczego złego. Przekonali siebie, że robią rzecz właściwą, rzecz niezbędną. Tak właśnie czynią ludzie i to powinno naprawdę nas przerażać”.
Te słowa słusznie oburzyły Polaków. Tyle razy w różnych kontekstach pojawiało się fatalne określenie „Polish death camps” - zarówno w mediach, jak i wypowiedzi Baracka Obamy w czasie uroczystości wręczenia Medalu Wolności Janowi Karskiemu, który podczas drugiej wojny światowej informował Zachód o okrucieństwie Niemców na ziemiach polskich. Wiele razy zrównywano rolę Polaków w Zagładzie do roli III Rzeszy, lub chociażby narodów i państw, które kolaborowały z Hitlerem i brały aktywny udział w Zagładzie.
To prawda, że Polacy mają na sumieniu swoje grzechy związane z eksterminacją Żydów. Badania historyków w ostatnich latach pokazują wiele różnych zjawisk: grabienie mienia pożydowskiego, wydawanie ukrywających się Żydów Niemcom, udział w nagonkach organizowanych na okupowanej wsi, czy wreszcie zjawisko pogromów, takich jak w Jedwabnem na Podlasiu w lipcu 1941 r. Jednocześnie zaś na szeroką skalę występowała pomoc Polaków dla Żydów (Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, Rada Pomocy Żydom „Żegota”), będąca symbolem wielkiej ludzkiej solidarności. Wreszcie też trzecia postawa, mająca charakter najbardziej powszedni – obojętność, oddalenie się od żydowskich sąsiadów, zajęcie się własnym życiem pod okupacją, także niełatwym.
Warto jednak dodać, że w znacznej części okupowanej przez Niemcy Europie dochodziło do znacznie większych aktów udziału innych narodów w eksterminacji Żydów. W ich wyłapywaniu chętnie na Zachodzie brali udział Holendrzy czy Francuzi. Wspomniani Węgrzy, po przejęciu władzy w Budapeszcie przez faszystowską partię tzw. Strzałokrzyżowców, wysłali na śmierć swoich Żydów. Litwini i Ukraińcy, gdy latem 1941 r. armia niemiecka ruszyła na ZSRR, na ziemiach opuszczonych przez Armię Czerwoną dopuszczali się brutalnych ataków na Żydów, idąc na rękę hitlerowcom. Chyba tylko Duńczycy zachowali się w czasie wojny naprawdę godnie, pomagającym swoim Żydom (7 tys. osób) dostać się do neutralnej Szwecji i uratować życie.
Od kilkudziesięciu lat na Zachodzie istnieje negatywny stereotyp polskiego antysemityzmu, wywołany różnymi doświadczeniami – powojennymi pogromami (w tym najsłynniejszym w Kielcach), nagonką antysemicką w 1968 r., wreszcie spychaniem przez Polaków (szczególnie w okresie PRL) na boczny tor historii żydowskiej i ciemnych kart z nią związanych i towarzyszącym temu budowaniem mitów narodu bezwzględnie pomagającego i doświadczającego niewdzięczności. Wreszcie warto dodać, że wiele robiły tu wypowiedzi historyczne i artystyczne intelektualistów zachodnich, którzy w „egzotycznym kraju” takim jak Polska chcieli diagnozować głęboki antysemityzm, ukrywającym tym samym własne problemy ze stosunkiem do Żydów.
Czy jednak słowa Jamesa B. Comeya to atak na Polskę, będący być może nawet elementem wielkiej ofensywy niechętnej Polakom diaspory żydowskiej, która przy okazji szykuje sobie grunt pod odzyskanie majątków? Takie odpowiedzi udzieli pewnie wiele osób. Jest to jednak wytłumaczenie jednoprzyczynowe, a takie zwykle nawet gdy zawierają w sobie jakąś nutę prawdy, to są niewystarczające.
Słowa szefa FBI wynikają bez wątpienia z ignorancji. Ale patrząc na całość jego przemówienia, widać w nim bardzo wiele słów uniwersalnych i ważnych: świadectwo przeżywania tragedii Zagłady i to z perspektywy chrześcijańskiej, nie zaś żydowskiej, potrzebę walki ze złem, wreszcie pewną refleksję nad ludzkością i jej przyzwoleniem na zło. Widać, że Comey chciał powiedzieć coś od siebie, niestety z powodu złych słów lub być może zbyt małej wiedzy i świadomości skomplikowania sytuacji wyszło jak zwykle – boleśnie i jednak niesprawiedliwie dla Polaków.
I to pokazuje, jak trudne jest zmienianie stereotypów i wpływanie na wyobrażenie o polskiej historii wśród przedstawicieli innych społeczeństwa. Oburzenie jest słuszne, ale powinna towarzyszyć mu podwójna refleksja: że trzeba pracować nad tym, by było lepiej (co zajmie wiele czasu), ale również, że nie wszystko jest atakiem i spiskiem wymierzonym w Polskę. Warto wierzyć, że kiedyś trud przyniesie owoce, i ten kawałek prawdy o przeszłości zostanie sprawiedliwie pokazany i zrozumiany.
Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie
Tomasz Leszkowicz – historyk, publicysta portalu internetowego "Histmag.org". Specjalizuje się w historii Polski XX wieku.