Nowy sposób traktowania młodego czytelnika odchodzi na szczęście od literatury dla tak zwanych „milusińskich”. Cokolwiek to uwłaczające w swym infantylizmie określanie znaczy, zakłada ono supremację starszych nad młodszymi, dominację i brak poważnego traktowania młodych ludzi, którzy, jak powszechnie wiadomo, nie są w żadnej mierze „milusińscy”, biorąc pod uwagę ich bezinteresowne okrucieństwo, brak litości, znęcanie się nad zwierzętami i rówieśnikami, brak szacunku dla rodziców i innych dorosłych, skrajne samolubstwo, nieokiełznane pożądanie rzeczy, nieposkromione i nieuzasadnione żądania i mnóstwo innych cech i zachowań, które z „milusiństwem” nie mają wiele wspólnego. Jeśli mamy jakieś wątpliwości, co do przedstawionej listy cech młodych ludzi, przeczytajmy parę pamiętników i wspomnień „z okresu dojrzewania” i to wcale niekoniecznie pisanych w damach dziecka, sierocińcach, czy ochronkach, jak uczynił to Mariusz Maślanka w swym „Bidulu”. A jeśli nie mamy ochoty na tego typu lekturę wystarczy zajrzeć na strony internetowe, ociekające cierpieniem zwierząt, szczególnie psów i kotów, zadawanym im przez dzieci. Bracia Grimm wiedzieli, co piszą i dla kogo – dzieci kochają potworności, bo noszą w sobie ziarno zła.
Nowe, „niemilusińskie” podejście w pisaniu tekstów dla dzieci i młodzieży traktuje poważnie „małolatów”, rozpoznając tę dwoistość natury dziecka i dając nowe możliwości w nawiązaniu kontaktu miedzy autorem i czytelnikiem. Co ciekawe, ten nowy wymiar ma różne realizacje. Z jednej strony mieliśmy, nie tak jeszcze dawno, możliwość obserwowania zupełnego fenomenu kulturowego, zarówno czytelniczego jak i wydawniczego, jakim było ukazanie się całej serii fantastycznych przygód Harrego Pottera, co pokazało niebywałą wręcz tęsknotę współczesnego dziecka/nastolatka za magicznym wymiarem naszej racjonalnej do bólu rzeczywistości. Wyzucie wyobraźni współczesnego czytelnika z mistycznego wymiaru zaowocowało niebywałą tęsknotą do tegoż, co przełożyło się na fenomenalną popularność książek J.K. Rowling.
Z drugiej mamy cały nurt literatury „edukacyjnej”, ale termin ten, zdezawuowany i nacechowany zdecydowanie negatywnie, nabiera w tej nowej wersji innych znaczeń. Edukuje ta nowa literatura już nie przez pouczanie i strofowanie, nie przez nakazy i zakazy, ale raczej przez współodczuwanie i wczuwanie się w sytuację doświadczeń i doznań, które stanowią o świecie młodego człowieka i jego relacji z innymi oraz samym sobą.
Jedno z opowiadań z przytaczanej już tu książki „12 ważnych opowieści” nosi tytuł „Miłość, czyli nic takiego się nie stało” i zaczyna się tak:
[Mati nie lubił taty. To znaczy, gdyby ktoś zapytał Matiego, czy lubi swojego tatę, usłyszałby odpowiedź: „Nie!”. Jeśliby zaś zapytał, dlaczego taj jest, zapewne zapadłoby długie milczenie. (…) Dlaczego Mati nie lubił taty? Bo tata krzyczał, bo się czepiał, bo ciągle wymagał, nawet gdy było to zupełnie zbędne. Bo wciąż był z syna niezadowolony. Ciągle! Wiecznie! Codziennie! I dawał mu to odczuć. Dlatego. Tak. Dlatego Mati go nie lubił. Bo bez przerwy musiał się starać, żeby tata zechciał zauważyć, że jego syn nie jest taki beznadziejny, jak się tacie wydaje!] (s.79)
Dosyć wstrząsający fragment, biorąc pod uwagę dotychczasową produkcję opowiastek o „tatusiu i mamusi”, zawsze dobrych i zawsze kochających (no, może poza tekstami Braci Grimm).
Nowa generacji tekstów dla dzieci edukuje w ciekawy, a nawet porywający sposób. Jedna z publikacji „Centrum Edukacji dziecięcej” jest podręcznikiem do nauki gry w szachy, ale nie prezentuje ona jak i co przesuwać na szachownicy, ale opowiada historię starego króla, który musi przekazać królestwo, a nie bardzo wie jak to zrobić, bo musi dokonać tego wyboru w sytuacji nadzwyczajnie skomplikowanej. Ma bowiem dwu równie wspaniałych, identycznie zdolnych i utalentowanych synów bliźniaków. Na co zatem się decyduje? Każe zbudować szachownicę i ustala reguły gry w taki sposób, by każdy miał równe szanse. Ten, kto wygra partię szachów ten dostanie królestwo. Młody czytelnik podręcznika/bajki raczej w nagrodę królestwa nie dostanie, ale z cała pewnością opanuje trudne zasady królewskiej gry, które w przedstawionej wersji staja się zrozumiałe, łatwo przyswajalne i proste do zapamiętania. Cóż może być bardziej pożądanego, co może być bardziej fascynujące niż przyjemność z uczenia się i to przyjemność, która owocuje opanowaniem jednej z najbardziej skomplikowanej, wyrafinowanej gry, jaką wymyślił człowiek.
„Nauka gry dla dzieci” to lektura, której autorkami są Adrianna i Urszula Staniszewskie, posiadaczki wielu medali zdobytych w turniejach szachowych dla juniorów. Swą przygodę z szachami rozpoczęły już w dzieciństwie. Dziś uczą inne dzieci tej wspaniałej gry.
Książka w ciekawy sposób uczy bawiąc jednocześnie małego czytelnika. Autorki opowiadają nam w niej historię o królu Siwobrodym, stojącym przed dylematem, któremu z synów Białemu czy Czarnemu powierzyć swą koronę. W rozważaniach tych nierozłącznie towarzyszy mu żona – królowa. Postanawiają ostatecznie, aby synowie stoczyli pojedynek o tron. Miała być to rozgrywka na wzór bitwy zwana Pojedynkiem Szachowym. Synowie króla stanęli więc na czele żołnierzy – figur szachowych oraz pionków i rozpoczął się pojedynek. Wcześniej jednak król kolejno opisał poszczególne figury, podpowiadając jednocześnie synom, które miejsca zajmują, jakie jest ich zadanie, objaśnił sposób poruszania się oraz określił ich wartości. W końcu mógł przystąpić do nauki taktyki wojennej. Podczas tych lekcji synowie króla poznali techniki rozgrywania partii szachów oraz sposoby jej zakończenia.”
Kontynuacja w przyszłym tygodniu.
Zbyszek Kruczalak