----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

21 maja 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Na czele państwa stoi jakiś przywódca – prezydent, kanclerz, przewodniczący, czasem król. Jaki powinien być?

Historia jednostek, które rządzą grupami ludzi, jest długa jak świat. W czasach najdawniejszych małymi wspólnotami plemiennymi rządziły co prawda jakieś formy zbiorowe (np. wiece czy rady starszych), jednak w naturalny sposób wykształciła się funkcja wodza – przede wszystkim właśnie dowódcy, który w razie ataku pokierują obroną, a jak będzie trzeba to zorganizuje wyprawę i przywiezie liczne łupy. Stąd już prosta druga do egipskich faraonów czy perskich królów-królów, którzy doczekali się ubóstwienia i przez poddanych byli postrzegani jak nadludzie.

To ubóstwienie władcy jest niezwykle ważnym elementem kolejnych stuleci. W średniowieczu królów w czasie koronacji smarowano świętym olejem – w ten sposób nabierali cech świętości już za życia. W Bizancjum, które dziedziczyło tradycje imperium rzymskiego, cesarz był przedstawiany jako siedzący na tronie obok Chrystusa. Syn Boży był władcą całego świata, monarcha natomiast był jego namiestnikiem, który w imieniu chrystusowym sprawował władzę na ziemi i jako taki miał prawo karać, przewodzić i nagradzać. Święty król (a przecież królem nie mógł zostać byle kto!) był teoretycznie w związku ze swoją świętością nietykalny – bo przecież skoro Bóg go naznaczył, to śmiertelnikom nie wolno tych decyzji zmieniać. Pokazuje to mentalność ludzi w dawnych wiekach, którzy żyli w świecie religii i sił nadprzyrodzonych, które porządkowały otaczającą go rzeczywistość.

Od XVIII wieku świat powoli zaczynał się odczarowywać. Najpierw doszło do zmiany charakteru władcy. Przestawał być on boskim pomazańcem – stawał się „pierwszym sługą państwa”. Tak zwany oświecony absolutyzm nakazywał, żeby król sprawował rządy twardą ręką (ignorując na przykład zdanie szlachty), ale by wykorzystywał to do zmieniania swojego kraju na lepsze. Władca miał być dobry, ale surowy – nie brać pod uwagę głosu bogaczy i szlachetnie urodzonych, ale zapewniać rozwój gospodarczy i poprawę życia zwykłych ludzi.

Jednocześnie zaś pod koniec tego samego wieku doszło do wybuchu rewolucji we Francji – dużego państwa, które popadło w kryzys gospodarczy i słabość polityczną. Dawne warstwy rządzące traciły na znaczeniu, zyskiwali ludzie nowi – kupcy, mieszczanie, właściciele rodzącego się przemysłu. Nieudolny król został najpierw zmuszony do ustępstw, a gdy próbował przeciwstawić się zmianie, został skazany na śmierć i ścięty przy pomocy gilotyny. Tocząca się głowa Ludwika XVI była dla wielu ludzi szokiem – w końcu na świętego monarchę nie można podnosić ręki! Jednocześnie był to znak zbliżających się nowych czasów, przeciwstawiania się elitaryzmowi i drodze do demokracji. Sto lat później w Europie w wyniku Wielkiej Wojny wiele monarchii zostało zmiecionych z powierzchni ziemi, a w Rosji przybrało to cechę szczególną – cara Mikołaja II i jego rodzinę również zabito na rozkaz komunistów.

Dziś monarchia istnieje w wielu krajach, rzadko ma jednak charakter silnej władzy (wyjątków, szczególnie na Bliskim Wschodzie, jest zaledwie kilka). W takich państwach jak Wielka Brytania królowa nie zajmuje się polityką – jest łącznikiem z tradycją, symbolem potęgi, elementem, który spaja wszystkich obywateli. Jednych królów się kocha (co pokazuje przykład ostatnich „royal babies”), innych uważa się za żyjących w zbyt dużym zbytku bufonów w galowych mundurach. Czas monarchii już jednak przeminął.

Monarchów zastąpili dziś w jakimś sensie prezydenci. Wybór człowieka, który ma stanąć na czele państwa, to wynalazek starożytności – w taki sposób powoływano najważniejszych urzędników w Atenach czy Rzymie. Zakładało to jednak, że w taki sposób da się rządzić tylko w obrębie miasta-państwa – gdy Rzym stał się imperium, potrzebny stał się cesarz, który będzie nim rządził. Do wyboru głowy państwa wrócono w tym samym czasie, gdy podkopywano świętość monarchii – w „nowych” Stanach Zjednoczonych powołano urząd prezydenta, który stał na czele władzy wykonawczej. Do dziś większość prezydentów jest mniej lub bardziej wzorowanych na tych z Waszyngtonu.

Wzorców jest jednak wiele, nie każdy przywódca jest też wybrany demokratycznie. W wypadku dyktatorów naturalną drogą władzy jest pojawianie się kultu jednostki – oficjalnego uwielbienia do przewodniczącego partii czy prezydenta. Józef Stalin był najgenialniejszy i wyjątkowy, przypisywano mu cechy nadludzkie. Czy nie przypomina to dawnych królów średniowiecznych, którzy byli jakby „nie z tego świata”? Jednocześnie zaś dyktatorzy chętnie przyjmowali i przyjmują rolę oświeconych „pierwszych sług” - biorą naród za twarz dla jego dobra. Takie przykłady wskazać możemy do dziś.

Wszyscy jednak marzą o prezydencie wybranym demokratycznie, który byłby prawdziwym przywódcą – kimś takim jak Roosevelt czy Reagan. Zdecydowany, mający wizję, dążący do wyznaczonych sobie celów, w sprawach najważniejszych bezkompromisowy, ale potrafiący też pomóc zwykłemu obywatelowi. Ktoś komu chce się zaufać.

Władza i władcy, czy tego chcemy czy nie, pełnią ważną rolą w otaczającej nas rzeczywistości. Nawet, jeśli nie są królami...

Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie

Tomasz Leszkowicz – historyk, publicysta portalu internetowego "Histmag.org". Specjalizuje się w historii Polski XX wieku.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor