----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

21 maja 2015

Udostępnij znajomym:

Pomyłki zdarzają się wszystkim. Zwykłym obywatelom, politykom, biznesmenom. Producentom reklam też. Jakiś czas temu w dzienniku Seattle Times ukazał się materiał promocyjny, sponsorowany przez grupę osób i organizacji nawołujących stan Waszyngton do rozwoju infrastruktury, co miałoby przyciągnąć nowe inwestycje i zagwarantować świetlaną przyszłość mieszkańcom. Ponieważ właśnie toczyła się batalia o miejsce produkcji nowego modelu Boeinga, a do tego marka ta jest chyba najbardziej tam rozpoznawalna, postanowiono prasową odezwę zilustrować produktem tej firmy.

Dopiero kiedy obejmujące całą stronę we wszystkich lokalnych dziennikach ogłoszenie ukazało się, ktoś zauważył, że zdjęcie przedstawia produkt największego rywala, europejskiego konsorcjum Airbus. Poproszeni o opinię specjaliści tej firmy potwierdzili, że jest to ich samolot, konkretnie model A320. Ten sam, który w ostatnich kilku latach przejął 60% rynku samolotów pasażerskich średniej wielkości i skutecznie zakończył dominację Boeinga 737 w tym segmencie sprzedaży. Żeby było śmieszniej, ogłoszenie ukazało się w imieniu organizacji o nazwie Aerospace Partnership, czyli teoretycznie grupy ludzi znającej się na samolotach.... Złośliwi twierdzą, że było to działanie celowe, chodziło o dobre skojarzenia wśród odbiorców, a takie miał zagwarantować dobry produkt.

Kiedy przeczytałem tę wiadomość od razu przypomniałem sobie o tysiącach wpadek i problemów, z jakimi na co dzień borykają się politycy i biznesmeni. Pierwsi zwykle bawią nas wpadkami językowymi lub nieprzyzwoitą pozą uchwyconą przez złośliwego fotografa. Choć bywają poważniejsze, wynikające z braku wiedzy. Przykładów w każdej kategorii mamy wiele. Z ostatnich lat na pewno utkwił nam w pamięci wywiad jakiego Sarah Palin udzielała tuż po ułaskawieniu indyka tuż przed świętem Dziękczynienia. W tle stał autobus przerobiony na obwoźną rzeźnię, gdzie na oczach tysięcy widzów zarzynano mające mniej szczęścia ptaki. Albo Rick Perry, kandydat na prezydenta, który w czasie debaty zapomniał jakie departamenty chciałby zamknąć. Lub słynne rozmnożenie stanów prezydenta Obamy.

Jednak nie o politykach chciałbym dziś pisać. Dla odmiany, dla przypomnienia, ale przede wszystkim dla rozrywki mam zamiar przypomnieć kilka zdarzeń, które teraz bawią, choć u odpowiedzialnych za to osób prawdopodobnie wywołały atak serca. I tak na przykład przed laty amerykański producent samochodów Ford wszedł na rynek meksykański z modelem o nazwie Caliente. Była duża impreza i hektolitrami lał się szampan. Potem okazało się, że w tamtejszym slangu słowo to tłumaczy się na „dziwka”. Zresztą Ford miał więcej wpadek i prawdopodobnie często zmieniał menadżerów sprzedaży i promocji. Jedną ze swych ciężarówek nazwał Fiera, co po hiszpańsku oznacza starą, paskudną babę.

Pozostańmy jeszcze przez chwilę przy samochodach. Kiedy na początku lat 90. przyjechałem do USA, po ulicach poruszały się jeszcze Chevrolety Nova. Ten sam model trafił też do Puerto Rico. Tam jednak musiano zmienić po jakimś czasie nazwę na Caribe, gdyż „no va” oznaczało „nie pojedzie”.

Podobne problemy miewali również brytyjscy producenci. Tuż przed wielką premierą jednego z Rolls-Royce`ów w Niemczech ktoś zauważył, że model o nazwie Silver Mist (srebrzysta mgła) w lokalnym języku oznacza srebrzysty gnój. Do kompromitacji nie doszło, bo na miejscu zmielono tony materiałów promocyjnych i zmieniono nazwę.

Amerykańska firma chciała przed laty wejść na europejski rynek ze sprzedażą mleka. Wybrano na początek Francję, gdzie produkt nazwano PET. Chodziło o to, że to mleko to taki przyjaciel rodziny, ulubieniec, etc. Ze sprzedażą było krucho. Okazało się, że Francuzi unikali zakupu tego produktu, bo w ich języku słowo to kojarzyło się z puszczaniem wiatrów. W Polsce firma produkująca oświetlenie, dobre zresztą, ale o niezbyt handlowej nazwie OSRAM musiała przemianować swe żarówki na Dulux. Sprzedaż od razu podskoczyła.

Obce słowa czasami wydają się nam bardziej atrakcyjne. Dlatego zamówienie w restauracji składane po włosku lub francusku dla niewtajemniczonej osoby (czytaj: nie znajacej języka) brzmi rewelacyjnie, choć dotyczyć może na przykład bułki z masłem. Język polski też mieszkańcom wielu krajów może wydać się egzotyczny. Przytoczę tu historię Heleny Modrzejewskiej, która podczas przyjęcia w Stanach Zjednoczonych została poproszona o zadeklamowanie czegoś w swoim rodzimym języku, którego nikt tam nie znał. Wrażenie podobno zrobiła piorunujące, a język polski wydał się wszystkim przepiękny. Warto więc wiedzieć, że słynna aktorka po prostu liczyła do stu. To jednak nie była wpadka, ale pomysłowość Modrzejewskiej. Powróćmy więc do wesołych zdarzeń, za które poleciały głowy.

Kilka lat temu pracownicy fabryki Lockheed Martin upuścili na ziemię podczas transportu wewnątrz hali produkcyjnej satelitę wartego 239 milionów. Ponieważ naprawa kosztowała zleceniodawcę ponad 100 milionów wszczęto dochodzenie. Okazało się, że upadek spowodowany był brakiem aż 24 śrub w konstrukcji obudowy.

Firma Kryptonite, której hasło reklamowe brzmi „Groźny świat, twarde zamki” wyprodukowała łańcuch do zabezpieczenia rowerów zamykany na skomplikowany szyfr. Gdy już sprzedała tysiące sztuk, ktoś w serwisie YouTube zamieścił film, w jaki sposób w pięć sekund otworzyć go długopisem. Pocieszenie niezadowolonych klientów kosztowało ponad 10 milionów.

To tylko maleńka próbka tego, z czym mamy do czynienia każdego dnia. Do polityków na pewno wrócimy w przyszłości.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor