Z lekkim przerażeniem wsłuchiwałem się w tym tygodniu w wiadomości z Północnej Karoliny. Nie, nie chodziło o planowane wizyty w tym stanie kilku kandydatów na kandydatów na prezydenta, ale o dwukrotny atak rekina na lokalnym kąpielisku. Zresztą po atakach morskich bestii, wszelkie polityczne kreatury zdecydowały się ominąć ten stan, więc dobrzy mieszkańcy Płn. Karoliny będą mieli chwilę spokoju. Mimo że w najbliższym czasie nie wybieram się w tamten rejon, nie mam też planów spędzenia wakacji na Florydzie, to za każdym razem gdy słyszę podobne doniesienia przez chwilę krew zaczyna u mnie szybciej krążyć w żyłach, a na głowie unosi się kilka pozostałych tam włosów. Dziękuję za to panu Spielbergowi i jego słynnym Szczękom. Ponieważ część pierwsza wywołała w młodym człowieku z bogatą wyobraźnią tylko częściową fobię, dla pogłębienia strachu obejrzałem część drugą. A później trzecią. Dzięki temu nawet kąpiel w akwenie na pojezierzu Łęczyńsko – Włodawskim w latach 80. wiązała się z wielką przygodą. Od tamtej pory minęło sporo czasu, ale ukryty lęk pozostał. Nie pomogły uspokajające filmy dokumentalne na Discovery, przekonujące, że prędzej mnie pszczoła ugryzie, niż zaatakuje rekin (zwłaszcza jeśli do rejonów w których one występują się nie zbliżam). Pszczół w dalszym ciągu nie boję się tak bardzo.
Od pewnego czasu podejrzewałem, że nie tylko ja reaguję w podobny sposób i ostatnio uzyskałem tego potwierdzenie. Ukazały się bowiem wyniki sondażu, w którym dociekliwi naukowcy pytali Amerykanów o to, czego boją się najbardziej. Wyrzucając z zestawienia duchy, zombie, teściową i wypadki drogowe, skupmy się na krajowej faunie. Okazuje się, że rekin zajmuje w zestawieniu dopiero trzecie miejsce. Na pierwszym są bowiem węże, tuż za nimi aligatory. Węże występują niemal wszędzie, gdzie choć przez chwilę świeci słońce, więc jest to zrozumiałe. Każdego roku jadowite odmiany atakują tu ok. 8 tysięcy osób, z których kilka umiera. Poza tym z wężami mamy zatarg od czasów biblijnych i w jakiś dziwny sposób człowiek, jako gatunek, zawsze czuł do nich wielką odrazę. Zajmują się tym specjaliści, którzy na razie nie wiedzą dokładnie dlaczego tak się dzieje, ale doszli do wniosku że ma to jakiś związek z rozwojem prymitywnego mózgu w jaki przed tysiącami lat nas wyposażono.
Osobna sprawa to aligatory. Niektórzy twierdzą, że to takie rekiny na nogach. Żarłoczne, nieobliczalne, silne i groźne. Problem w tym, że ataki na ludzi nie zdarzają się często. Nawet jeśli, to na bagnach Florydy. W okresie ostatnich 25 lat zjadły tylko 16 mieszkańców tego stanu. Oczywiście wynika to z ograniczonego rejonu ich występowania, a także zdrowego rozsądku, którym ludzie potrafią się wykazać, gdy chodzi o ich życie. Po prostu nie łazimy po bagnach bez potrzeby, mamy zwykle przy sobie dużą spluwę i nie nabieramy wody do manierki pochylając się nad nieznaną wodą, tak jak zrobiła to Linda Kozlowski w filmie Crocodile Dundee. Owszem, to było w Australii, ale zachowanie równie głupie niezależnie od kontynentu.
Dochodzimy do rekinów, których obawia się niemal połowa mieszkańców kraju. Co ciekawe, mieszkańcy Montany boją się ich w znacznie większym stopniu, niż dzikich pum i niedźwiedzi Grizzly, które w każdej chwili mogą przywędrować na rodzinny piknik na działce. Reszta kraju traktuje pumy oraz niedźwiedzie wszelkiego rodzaju i odmian poważnie, nadając im odpowiednio czwarte i szóste miejsce w rankingu. Proszę nie myśleć, że boimy się tylko dużych, uzębionych zwierząt. Dla 41 proc. z nas groźniejszy od kuzyna Yogi jest pająk, więc znalazł się na piątej pozycji. Kojotów też się boimy, nieco mniej niż niedźwiedzi. To dziwne, bo nie ma ani jednego, potwierdzonego przypadku ataku kojota na dorosłego człowieka. Dalej lista zaczyna zadziwiać jeszcze bardziej, bo większy strach wzbudzają w nas myszy, niż bezpańskie psy, a komary straszniejsze są nam, niż orki.
Dochodzimy do wniosku, że kolejność na liście nie jest podyktowana rzeczywistymi doświadczeniami, ale w dużym stopniu sterowana naszymi upodobaniami filmowo telewizyjnymi oraz wieczornymi wiadomościami. Maleńki odsetek z nas miał kiedykolwiek kontakt z rekinem, czy niedźwiedziem, pumy są gatunkiem zagrożonym, a na bagna Florydy zwykle jedziemy w ramach wycieczki z przewodnikiem. Jednak inny sondaż wykazał, że aż 81 proc. Amerykanów obejrzało Szczęki, które w tym roku obchodzą 40 lecie powstania. I choć każdego roku u wybrzeży USA dochodzi do kilkudziesięciu ataków rekinów, to średnio jedna osoba traci w nich życie. Dla porównania, od użądleń pszczół rocznie umiera ponad sto osób. Ale Żądło to nie tytuł dreszczowca o owadach, a doskonałego obrazu o sympatycznych oszustach.
Rozpisałem się o zwierzątkach, a miało być o Donaldzie Trumpie. Chodziło o to, by pokazać jak media narzucają nam pewne postawy i wywołują nieuzasadnione lęki. Inny sondaż pokazał bowiem, że ze wszystkich zgłoszonych kandydatów, Amerykanie najbardziej obawiają się ewentualnej prezydentury tego biznesmena. Bez obaw. Po pierwsze ma on zerowe szanse. Po drugie sam się wycofa w październiku, gdy upłynie dwukrotnie przedłużany termin składania oświadczeń majątkowych. Tak było w latach poprzednich. Twierdzi on, że ma miliardy, choć nikomu jak dotąd nie udało się tego potwierdzić. Wieczne kandydowanie to dla niego promocja. Bo jesienią, po udziale w jednej debacie, trzech wywiadach w poważnych sieciach, zasiądzie w kolejnym sezonie program The Apprentice, który znów sięgnie po rekordy oglądalności.
Poza tym jak może zostać prezydentem facet, który uważa że powinniśmy go wybrać bo jest bogaty i ma tajny plan zwalczenia ISIS, ale nic nie zdradzi, by mu go ktoś nie ukradł. No bądźmy normalni.
Miłego weekendu.
Rafał Jurak
rafal@infolinia.com