----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

18 czerwca 2015

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Dyskusja dotycząca eutanazji trwa od lat. Prawdopodobnie potrwa jeszcze długo. Nad prawem do przyspieszenia śmierci chorego człowieka zastanawiają się prawnicy, politycy, lekarze i duchowni. Zabójstwo, czy miłosierdzie? Skracanie cierpienia, czy zabieranie kilku dni, tygodni, a nawet miesięcy życia? Czy w ogóle mamy do tego prawo, czy też jest to może nasz obowiązek? Gdy ludzkość prowadzi gorące dyskusje na ten temat, w niektórych krajach wydano warunkową zgodę na takie zabiegi lub asystowanie przy nich. W pozostałych jest to traktowane jak przestępstwo. W W USA eutanazja jest zakazana, choć w pięciu stanach możliwa jest „pomoc w samobójstwie” lub „pomoc lekarska w umieraniu”, czyli tzw. “assisted suicide”. To, że możliwe jest to tylko w pięciu stanach nie znaczy jednak, że gdzie indziej nie występuje.

W większości pozostałych, gdzie takie praktyki są niezgodne z prawem, lekarze i pacjenci stworzyli sekretny, znany tylko wtajemniczonym język dotyczący takich zabiegów. To właściwie eufemizmy, spojrzenia i niewyraźne sugestie, które musza być odpowiednio zinterpretowane przez rodziny i samych chorych.

Pacjenci zmagający się z nieuleczalnymi schorzeniami czasami proszą lekarzy o pomoc w przyspieszeniu śmierci. Czasami lekarze starają się spełnić ich prośby podsuwając pewne rozwiązania. Nigdy wprost, bo na to nie zezwala prawo. Prowadzi to wielokrotnie do dziwnych, trudnych do zrozumienia rozmów pomiędzy przedstawicielami profesji medycznej i chorymi oraz ich rodzinami. Lekarze i pielęgniarki chcą pomóc, ale nie chcąc popaść w konflikt z prawem ostrożnie dobierają i ważą słowa. Słuchający ich, będący zwykle w najtrudniejszym momencie życia, starają się zrozumieć przekazywane informacje, co czasami porównać można do łamania tajnego kodu.

Dla wielu osób to zbyt frustrujące. Bliscy cierpiących chcieliby mieć możliwość porozmawiania o tym otwarcie. Jedną z takich osób jest kobieta, której mąż przegrał niedawno walkę z nowotworem. Gdy wyczerpano już wszystkie możliwości leczenia, małżeństwo zaczęło czynić przygotowania. Przede wszystkim powrót do domu, załatwienie opieki hospicjum, zebranie rodziny, załatwienie ostatnich spraw. Podczas wypełniania dokumentów w szpitalu kobieta trafiła na jednego z prowadzących leczenie męża lekarzy.

“Objął mnie, uścisnął i zapytał jak sobie daję radę” – wspomina kobieta – “A potem podał mi małą buteleczkę morfiny mówiąc, że mogę jej potrzebować.”

W pierwszym odruchu oddała ją przekonując, że lekarze z hospicjum dostarczą urządzenie, które będzie dozować wszelkie środki przeciwbólowe.

“Spojrzał na mnie wymownie i ponownie włożył buteleczkę w moją dłoń mówiąc: Możesz tego potrzebować.”

Dopiero w domu dotarło do niej, że chodziło o ewentualność przedawkowania. Swoimi domysłami podzieliła się z mężem, który zgodził się z nią. Przez kolejnych kilka dni jego stan pogarszał się gwałtownie. Jeden z pielęgniarzy stwierdził, że wystąpiły objawy bliskiego końca, co było sygnałem, że jesli planuje coś zrobić, powinna to uczynić teraz. Podejrzewała, że cierpi on wielki ból, nie miała jednak odwagi go o to pytać, bo nie chciała usłyszeć odpowiedzi mogącej dotyczyć ukrytej w torebce dodatkowej buteleczki morfiny. Nie mogła na ten temat otwarcie z nikim porozmawiać.

Gdyby mogła, etyk medyczny z Universytetu Stanforda, David Magnus, wytłumaczyłby jej czym jest asystowanie przy samobójstwie, a czym nie jest. Bo okazuje się, że można przyjmować lub dawać innym duże dawki określonych narkotyków w celu uśmierzenia bólu, nawet jeśli jednym z efektów ubocznych jest szybsza śmierć. Wszystko zależy od intencji – przekonuje Magnus – A to już jest skomplikowane i dotyczy stanu umysłu.

Bohaterka tej opowieści nie wiedziała tego wszystkiego, nie miała z kim porozmawiać, sama bała się nawet myśleć o tym wszystkim. Jej mąż zmarł kilka dni później.

Nikt o tym nie rozmawia, ale to ma miejsce. Już w 1998 roku nieco ponad 3 proc. lekarzy w Stanach Zjednoczonych przyznawało, że wypisało recepty na kończące życie środki medyczne – wynika z anonimowego sondażu opublikowanego w The New England Journal of Medicine kilkanaście lat temu. Niemal 5 proc. przyznawało wtedy, że osobiście podało śmiertelną dawkę pacjentowi. W ostatnich latach nie przeprowadzonego podobnego badania, przynajmniej oficjalnie nic o tym nie wiadomo, ale podejrzewa się, iż liczby te są teraz znacznie wyższe, a tzw. asystowanie przy samobójstwie zdarza się znacznie częściej, niż pozwala na to prawo.

Inne badania sugerują, że lekarze na zachodzie kraju, zwłaszcza na wybrzeżu, znacznie częściej gotowi są pomóc w zdobyciu niezbędnych środków, znacznie częściej są też proszeni o nie, a nawet o podanie ich śmiertelnej dawki.

“O tym się nie mówi, wszystko odbywa się nieoficjalnie” – mówi Barbara Coombs Lee, przewodnicząca organizacji o nazwie Compassion and Choices, która działa na rzecz zmiany obowiązujących przepisów i legalizacji prawa do śmierci w USA – “Decyzje podejmowane są na podstawie niejasnych sygnałów werbalnych i niewerbalnych”.

Jej organizacja nagłośniła w całym kraju historię chorej na raka mózgu, 29-letniej Brittany Maynard, która przeniosła się z Kalifornii do Oregonu, by móc legalnie zakończyć swe życie. Po tym przypadku grupa wystąpiła do kalifornijskiego parlamentu z petycją, by prawo pozwalało lekarzom na wypisywanie nieuleczalnie chorym środków przyspieszających śmierć, jeśli o to poproszą. Na razie członkowie organizacji współpracują z rodzinami chorych i pomagają w interpretacji i obchodzeniu obowiązującego prawa.

“Uczymy ich, w jaki sposób mogą poruszyć ten temat z lekarzem” – mówi Coombs Lee – “Jak porozumiewać się za pomocą tego umownego, tajnego języka, by nie narazić nikogo na kłopoty.”

Jedna z mieszkanek San Francisco zna tę grę aż za dobrze. W latach 80. jej znajomi kolejno umierali na AIDS. Każdy w okropnych męczarniach, niemal bez żadnej pomocy ze strony szpitali. Wielu z nich błagało o środki przyspieszające śmierć i w końcu wraz z grupą przyjaciół stworzyli listę lekarzy i pielęgniarek gotowych pomóc. Opiekunowie chorych nawzajem uczyli się sposobów rozmawiania na ten temat z personelem medycznym bez wzbudzania podejrzeń.

“Uczyliśmy się wszystkiego nawzajem” – wspomina mieszkanka San Francisco – “Przedstawiając lekarza mówiło się: To jest ten doktor, który powie ci ile to jest za dużo, a potem da ci tego dużo.”

Mimo, że była ona świadkiem wielu takich rozmów i wynikających z nich późniejszych asyst przy samobójstwach lub eutanazji chorych, nigdy sama nie podawała środków. Zrobiła to dopiero 20 lat później, gdy na raka umierał jej mąż. Nie chciał odejść w szpitalu podłączony do aparatury. Wymusił na niej obietnicę, że tego nie zrobi i nikomu z rodziny nie pozwoli zawieźć się w ostatnich chwilach na pogotowie. Ostrzegano ich, że jego przypadek będzie bardzo brutalny, z dużą ilością krwi i drgawek. Lekarze sugerowali pobyt w szpitalu. Nie zgodził się. W pewnym momencie zagroził, że zastrzeli się, jeśli będą próbowali zabrać go z domu. Wtedy pielęgniarka zasugerowała, że jest inne rozwiązanie. Później po prostu powiedziała ile środka przeciwbólowego można wziąć, a przy jakiej dawce człowiek przestaje oddychać. Właśnie tę drogę wybrał i wielokrotnie zaznaczał, że jest to jego ostatnie życzenie.

Kilka miesięcy później mężczyzna zapadł w śpiączkę, a lekarze stwierdzili, że to już koniec i obudzi się dopiero pod wpływem bólu, by odejść w cierpieniach.

“Pamiętam jak stałam nad nim ze strzykawką w ręce. Cała się trzęsłam – wspomina kobieta – Byłam sama i z nikim nie mogłam porozmawiać.”

Wstrzyknęła środek, po czym położyła się obok niego. Odszedł we śnie, spokojnie, tak jak tego chciał. Ta chwila do dziś wywołuje u niej koszmary. W świetle prawa popełniła przestępstwo, dlatego chce pozostać anonimowa. Jednak przekonana jest, że uczyniła dobrze, skróciła cierpienia i pomogła kochanej osobie. Ma jednak pretensje, że w takiej chwili nie mogła się do nikogo zwrócić, zapytać, poradzić. Że środowisko medyczne nie miało prawa zaoferować pomocy.

Obecnie eutanazja dopuszczalna jest w zaledwie kilku państwach na świecie. W niektórych można przeprowadzić ją bez zgody pacjenta, ale za zgodą członków jego rodziny. W Belgii od niedawna możliwa jest w stosunku do dzieci. W Holandii prawo dotyczące eutanazji jest dość liberalne – dopuszcza ją także wtedy, gdy pacjent jest nieprzytomny, ale pod warunkiem, że wcześniej wyraził taką wolę. Eutanazji może być poddana osoba od 12. roku życia. W Niemczech sama eutanazja nie jest zalegalizowana, ale legalne jest wspomagane samobójstwo, jeśli pacjent wyraźnie zażyczył sobie zakończenia sztucznego podtrzymywania przy życiu. Karana jest jednak aktywna pomoc w samobójstwie. W Szwajcarii chory może otrzymać lek nasenny w dawce śmiertelnej, lecz musi przyjąć go samodzielnie.

W Polsce eutanazja jest zabroniona. Ewentualna pomoc osobie chcącej skrócić swoje cierpienia jest zagrożona karą od 3 miesięcy do 5 lat więzienia. Możliwe jest jednak złagodzenie kary lub odstąpienie od jej wymierzenia.

W Stanach Zjednoczonych eutanazja jest zakazana, choć możliwa jest „pomoc w samobójstwie” lub „pomoc lekarska w umieraniu”. Takie rozwiązanie przerzuca wykonanie samego czynu z lekarza na pacjenta. Dopuszcza się to tylko w kilku stanach.

W Oregonie – używa się terminu „prawo do godnej śmierci”. Prawo dotyczy tylko dorosłych mieszkańców stanu, którym według diagnozy pozostało nie więcej niż 6 miesięcy życia – wówczas mogą poprosić lekarza o receptę na śmiertelną dawkę leku. Prośba musi być dobrowolna i musi ona wyjść od pacjenta. Lekarz czy aptekarz może odmówić pomocy, jeśli ma obiekcje moralne. Do tej pory oficjalnie z możliwości takiej od wprowadzenia prawa w 1997 roku skorzystało w tym stanie niemal tysiąc osób.

„Pomoc lekarza w umieraniu” – dopuszczona jest w również w stanie Montana, Waszyngton, Vermont i od niedawna w Nowym Meksyku.

We wszystkich pozostałych stanach odbywa się to nielegalnie i w tajemnicy.

Na podst. Time Magazine, theatlantic.com, Wikipedia,com, polityka.pl,
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor