----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

25 czerwca 2015

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

Od setek lat eksperci i pisarze science-fiction przepowiadali, że maszyny zastąpią ludzi w wykonywaniu większości prac. Jak dotąd moment ten nie nadszedł, jednak współcześni nam specjaliści coraz częściej dochodzą do wniosku, że przepowiednie sprzed lat nie były błędne, a jedynie przedwczesne. Według nich chwila ta właśnie nadchodzi. Pojawia się pytanie, czy będzie to dobre dla ludzkości?

Jeśli się zastanowimy nad tym, jak wyglądać będzie przyszłość, to zapewne zobaczymy pełną automatyzację większości sfer życia. Otaczać nas będą samochody bez kierowców, drony doręczające przesyłki, sale operacyjne obsługiwane przez maszyny, automaty obsługujące nas w restauracjach szybkiej obsługi i na stacjach benzynowych. To tylko przykłady, które już w tej chwili zaczęto realizować. W ilu innych dziedzinach zastąpią nas maszyny, które mogą coraz więcej, podczas gdy nasze umiejętności właściwie nie zmieniają się?

Oczywiście zastanawianie się nad tym może być przedwczesne. Mało kto wierzy jednak, iż to się nigdy nie zdarzy.

Problem w tym, że inaczej ten moment widzieli futuryści. Według nich mechanizacja miała nas wyzwolić. Krótszy tydzień pracy, więcej wypoczynku, przyjemności i korzystania z życia. Wszystko miało być tańsze, a więc i nasze umiejętności miały mieć większą siłę nabywczą. Niektórzy nie mogli się wręcz tego doczekać. Współcześnie o wszystkim decydują prawa rynku. Pojawienie się nowoczesnych rozwiązań pozwalających na ograniczenie zatrudnienia wiąże się z utratą przez kogoś pracy i dochodu. O tym nie pomyślano.

Przykładem tego, co może nastąpić jest historia miasteczka Youngstown w stanie Ohio. Przez dziesięciolecia funkcjonujące tam huty pozwalały mieszkańcom na dostatnie życie. Youngstown było wzorem dla reszty kraju – pensje powyżej średniej krajowej, większość domów wykupiona na własność. Aż do momentu, gdy po wojnie stalownie zaczęły przenosić produkcję poza granice kraju. W latach 70. podwoje zamknęła ostatnia wielka huta stali. W ciągu pięciu lat miasto utraciło 50 tysięcy miejsc pracy i ponad miliard w wypłacanych zarobkach. Upadła nie tylko lokalna ekonomia, ale też obyczaje. Wraz z powszechnym bezrobociem pojawiła się przestępczość, przemoc rodzinna i samobójstwa na niespotykaną wcześniej skalę. W okresie kilku lat liczba pacjentów w szpitalach psychiatrycznych potroiła się, a w następnych 20 latach zbudowano tam aż cztery więzienia. Jednym z niewielu projektów budowlanych w tamtych czasach było muzeum hutnictwa, któremu miasto zawdzięczało lata świetności.

Youngstown jest swego rodzaju symbolem i przykładem zachowania społeczeństwa pozbawionego zajęcia. Okazuje się, że większość ludzi nie lubi swej pracy, ale nie robiąc nic przestają oni w ogóle funkcjonować. Oczywiście w przypadku Youngstown zadziałała ekonomia, ale efekty pozbawienia nas zajęcia byłyby prawdopodobnie wszędzie podobne. Nawet jeśli pozbawiłaby nas jej nowoczesna technologia.

Nasza siła robocza kształtowana była przez ciągły postęp technologiczny. Indywidualne rolnictwo zamieniło się w wielkie farmy. Rewolucja przemysłowa spowodowała powstanie fabryk i zagoniła ludzi do ich wnętrz. Późniejsza automatyzacja zmniejszyła zatrudnienie w nich przyczyniając się do gwałtownego rozwoju usług. Zawsze jednak liczba miejsc pracy rosła. Aż do początków tzw. ery technologicznej.

Kto by w 2005 roku, czyli tuż przed stworzeniem popularnego obecnie smartphona podejrzewał, iż to niewielkie urządzenie zagrozi pracownikom biur podróży i hotelom? A tak właśnie się dzieje. Coraz częściej planujemy wyjazdy, kupujemy bilety bez udziału pośredników. Zamiast w hotelach zatrzymujemy się w wynajmowanych przez prywatne osoby mieszkaniach i domach. Bo taniej. Pozwala nam na to niewielka aplikacja Airbnb ściągnięta już do telefonów przez miliony użytkowników. O autonomicznych pojazdach mówimy wciąż jako o ciekawostce. Ale fakt, że przejechał on kilka milionów kilometrów i w kilku stanach uzyskał licencję na udział w regularnym ruchu drogowym świadczy, że lada chwila pojawi się obok nas na autostradzie. Czy nie zagrozi zawodowym kierowcom, czyli osobom wykonującym najpopularniejszy wśród mężczyzn zawód w USA?

Bezrobocie w tej chwili, choć wciąż wysokie, dalekie jest od niechlubnych rekordów, a w 2014 r. powstało w USA najwięcej miejsc pracy od przełomu wieku. Nic dziwnego, że mało kto chce uwierzyć w przepowiednie dotyczące świata bez pracy. Może dlatego, że określenie to nie jest zbyt precyzyjne.

Nie chodzi bowiem o gwałtowny spadek zatrudnienia w dającym się przewidzieć okresie, gdy bezrobocie w USA sięgnie na przykład 50% w 2030 r. Rozwój techniki będzie raczej wywierać stały nacisk na obniżenie wartości zatrudnienia i dostępność różnych zajęć. Udział ludzi w wieku produkcyjnym w rynku pracy będzie się zmniejszał do momentu, gdy praca przestanie być głównym elementem dorosłego życia dla znaczącej części społeczeństwa. Osoby te nie zasiądą jednak przed telewizorem i nie ustawią się w kolejce po zasiłek. Będą się inaczej realizować, w sposób trudny obecnie do przewidzenia, ale stworzony przez przyszłe społeczeństwo.

W tej chwili mamy kilka powodów, dla których przepowiednie te powinniśmy potraktować poważnie. Nawet jeśli nie dotyczą bezpośrednio naszego pokolenia lub naszych dzieci. Pierwszy to zanik ludzkiej pracy jako siły napędowej w gospodarce. Pierwsze znaki pojawiły się już lata temu. Sumy wypłacane pracownikom już od lat 80. stanowią coraz mniejszy procent krajowej produkcji. W latach 90. nastąpiło niewielkie dobicie, jednak ostatnie kilkanaście lat to stały spadek. Tłumaczy się to różnie, między innymi globalizacją i wiążącą się z nią utratą siły negocjacyjnej przez część pracowników.

Jednak naukowcy z University of Chicago oceniają, iż niemal w połowie jest to wynik wymiany pracowników na komputery i biznesowe oprogramowanie, a także triumf kapitału nad pracą.

Przykład:

W 1964 r. najbardziej wartościową amerykańską korporacją było AT&T, które w przeliczeniu na dzisiejszą walutę warte było 267 miliardów dolarów. Firma zatrudniała wtedy ponad 758 tysięcy osób.

Dzisiejszy gigant telekomunikacyjny, Google, wart jest ponad 370 miliardów dolarów i zatrudnia 55 tysięcy osób, czyli kilkanaście razy mniej.

W USA odsetek osób w wieku 25-54 l., czyli uznawanym za tzw. wiek produkcyjny, posiadających pracę lub aktywnie jej poszukujących, spada nieustannie od 2000 roku i jest w tej chwili dwukrotnie wyższy, niż w latach 70. Wśród mężczyzn zjawisko to zauważalne było wcześniej i przez długi czas ekonomiści wiązali je z cyklicznymi recesjami i wymaganiami rynku. Jednak ostatnio zauważono, że rozwijająca się technologia wyeliminowała zajęcia, do których wiele z tych osób najlepiej były przygotowanych, choćby przy produkcji, czy w biurze.

Przeciwnicy teorii mówiącej o zastąpieniu człowieka przez budowane przez niego urządzenia przekonują, że na razie nie przyjęły się automatyczne kasy w sklepach, czy kioski do rozprowadzania towarów. Jednak pracodawcy zwykle przez wiele lat czekają na wprowadzenie zmian i zwykle dopiero kolejne załamanie rynku i konieczność oszczędności ich do tego zmusza.

Automatyczne taśmy montażowe i robotyzacja fabryk pojawiła się w latach 60. Mimo to aż do lat 80. wzrastało w nich zatrudnienie. Dopiero kolejna recesja nagle spowodowała masowe zwolnienia i zastąpienie ludzi przez roboty.

Podobnie z komputerami osobistymi. Znamy je od początku lat 80. Jednak dopiero w latach 90. pojawiły się masowo w biurach zastępując setki tysięcy pracowników. Może była to wcześniejsza niedoskonałość programów, a może nieumiejętność odpowiedniego ich wykorzystania. Ale wszystkie przeszkody w końcu zostały usunięte.

Dlatego teraz widząc przymiarki do autonomicznych samochodów, dronów dostawczych i robotów sortujących towary w magazynach powinniśmy raczej spodziewać się ich masowego pojawienia za kilkanaście lat.

Mówi się, że żadna maszyna nie zastąpi człowieka, który kieruje się emocjami, potrafi zrozumieć i doradzić. Przykładem zawodu na zawsze pozostającego w gestii ludzkiej był psycholog. No cóż, jak pokazują doświadczenia wielkich korporacji z ostatnich lat, człowiek jest już potrzebny tylko do napisania odpowiedniego programu. Ludzie preferują rozmowę z komputerem i wypełnianie ankiet w internecie. Są szczerzy i bardziej się otwierają. Bo komputer nie ocenia ich, nie spogląda na zegarek i nie kończy wizyty w najmniej odpowiednim momencie. Google i WebMD już odpowiadają na setki pytań internautów do tej pory zadawanych wyłącznie w gabinetach lekarskich.

W 2013 r. naukowcy z Oxford University doszli do wniosku, że w okresie najbliższych 20 lat maszyny będą mogły wykonywać połowę obecnych prac ludzkich w USA. Wyniki analizy mogą wydawać się niedorzeczne, ale kto tak naprawdę może być pewien, że kierowców nie czeka wkrótce los szwaczek. W końcu znany i szanowany listonosz to zawód bez wielkiej przyszłości. Za kilkanaście lat może okazać się niepotrzebny.

Ludzie mogą robić wiele rzeczy, jednak mnóstwo wykonywanych prac nie wymaga zbyt wielkiej wiedzy, inteligencji i umiejętności. Większość zajęć biurowych jest nudna, powtarzalna i łatwa do nauczenia. 15 i pół miliona Amerykanów pracuje jako sprzedawcy, kasjerzy, kelnerzy i urzędnicy biurowi. To 10 proc. wszystkich zatrudnionych. Są to jednocześnie zawody, które najłatwiej będzie zastąpić w niedalekiej przyszłości.

Technologia tworzy oczywiście nowe miejsca pracy. Ale nie przesadzajmy. 90 proc. z nas wykonuje zawody istniejące 100 lat temu. Zaledwie 5 proc. miejsc pracy powstałych w latach 1993 – 2013 zawdzięczamy firmom z sektora technologicznego, który nieustannie pracuje nad zastąpieniem człowieka przez maszyny. To również dział najbardziej oszczędny gdy chodzi o wykorzystanie ludzkich zasobów.

Czy to pewne, że człowiek w trudnej do określenia przyszłości straci pracę na rzecz tworzonych przez siebie maszyn? Chyba tak, choć znaki są niewyraźne, a przepowiednie takie pojawiają się od wielu lat. W końcu jednak dojdzie do wielkiej automatyzacji, a człowiekowi pozostanie podział stworzonych dóbr. Czym zajmować się będzie ludzkość?

Naukowcy mają nadzieję, że brak regularnej, obowiązkowej pracy wyzwoli w nas potrzebę innych działań. Jedni oddadzą się wypoczynkowi, inni zaczną działać na rzecz swoich społeczności.

Pozostaną również tacy, którzy na siłę walczyć będą o powrót starego porządku. W 1989 r. w Chicago przeprowadzono badanie wśród pracowników fabryk. Większość pytanych przyznała, że pracując marzy, by być gdzie indziej. W tym samym kwestionariuszu przyznali oni, że w pracy czują się pewnie i dobrze, natomiast w innych miejscach są zagubieni i bez poczucia celu życia.

Dziś myślimy wyłącznie w kategoriach posiadania pracy lub jej braku. Jeszcze w XIX w. praca mogła być lub nie. Większość ludzi żyła na farmach i była samowystarczalna. W XXI w. automatyzacja może doprowadzić do powrotu dawnych wzorców.

Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor