Otis McDonald, którego pozew przeciw miastu doprowadził do zniesienia w 2010 roku przez Sąd Najwyższy USA zakazu posiadania broni na terenie Chicago, mógłby być z siebie dumny. Więcej mieszkańców korzysta z tego prawa oraz wprowadzonej w 2013 roku możliwości noszenia broni przy sobie. Problemem Chicago, mimo spadku przestępczości, ciągle są strzelaniny.
Afroamerykanin Otis McDonald zmarł w ubiegłym roku w wieku 80 lat. Mieszkał w dzielnicy Morgan Park na południowym-zachodzie Chicago. Podobnie jak wielu innych mieszkańców tej części Chicago, padł ofiarą przestępstwa kryminalnego. McDonald twierdził, powołując się na drugą poprawkę konstytucji, że gdyby miał broń, mógłby lepiej bronić się przed uzbrojonymi – mimo zakazu – bandytami.
Argumentował, że skoro Sąd Najwyższy USA uznał w 2008 roku za niezgodny z konstytucją zakaz posiadania broni w Waszyngtonie, a ściślej w stołecznym Dystrykcie Kolumbii, powinien rozciągnąć to orzeczenie na inne miasta. Pozwane władze Chicago argumentowały, że muszą mieć także prawo do ochrony swoich mieszkańców. W czerwcu 2010 roku Sąd Najwyższy USA uznał za niezgodny z konstytucją obowiązujący od 28 lat zakaz posiadania broni palnej w Chicago, argumentując, że prawo "do posiadania i noszenia broni", wynikające z drugiej poprawki do konstytucji, dotyczy całego kraju.
Argumenty zawarte w pozwie Otisa McDonalda zaczynają sprawdzać się w praktyce. Najwięcej pozwoleń na noszenie broni przy sobie od 2013 roku wydano w dzielnicy, w której mieszkał mężczyzna; w okolicy objętej kodem pocztowym 60643 – podał dziennik "Chicago Sun-Times".
"O to właśnie walczył Otis McDonald. Mówił, że gangi mają broń i dlatego powinniśmy mieć do niej dostęp. Ludzie w jego dzielnicy od dawna tego chcieli, ale byli blokowani przez polityków" – powiedział Todd Vandermyde lobbysta związany z Krajowym Zrzeszeniem Strzeleckim (NRA).
Stanowy Kongres dopiero w 2013 roku uchwalił prawo o noszeniu broni przy sobie. Illinois przyjęło przepisy jako ostatni stan w całym kraju. Dziennik "Chicago Sun-Times" na mocy ustawy Freedom of Information Act, uzyskał dostęp do bazy danych stanowej policji. Wynika z niej, że od grudnia 2013 roku do 6 czerwca tego roku wydano 119,337 pozwoleń na noszenie broni przy sobie. W Chicago ma je około 12 procent kobiet, resztę stanowią mężczyźni. W całym stanie pozwolenie na noszenie broni przy sobie ma 14 procent kobiet.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę kody pocztowe, to najwięcej osób z pozwoleniem na noszenie broni przy sobie mieszka w Granite City (62040 ZIP) na południowym-zachodzie Chicago. To robotnicze miasto, położone na północ od St.Luis, zamieszkałe jest głównie przez białych. Pozwolenie na noszenie broni przy sobie ma tam w sumie 800 osób.
W Chicago najwięcej mieszkańców, którzy mogą nosić broń przy sobie – 538 – ma kod pocztowy 60617 obejmujący dzielnicę East Side na południowym-wschodzie. Z danych spisu powszechnego wynika, że zamieszkała jest w 55 procentach przez czarnoskórych, 34 procentach przez Latynosów i 7 procentach przez białych.
Na północnym-zachodzie Chicago najwięcej mieszkańców ma pozwolenie na noszenie broni przy sobie w dzielnicy Dunning; mieszka tam dużo chicagowskich policjantów, w tym emerytowanych, i pracowników miejskich, a przestępczość jest bardzo niska.
Avalon Park, Chatham i Auburn Gresham, w których często dochodzi do strzelanin, też mają dużą liczbę mieszkańców z pozwoleniem na noszenie broni przy sobie.
Lobbysta związany z Krajowym Zrzeszeniem Strzeleckim (NRA), Todd Vandermyde, uważa, że jest to naturalny trend, bo ludzie chcą mieć szansę na obronę w przypadku ataku uzbrojonych przestępców. Takiego poglądu nie podziela pastor Michael Pfleger z kościoła św. Sabiny w dzielnicy Auburn Gresham. Znalazła się ona w pierwszej piątce okolic Chicago z największą liczbą wydanych pozwoleń na broń. "To smutne, ale nie jest zaskoczeniem" – skomentował pastor Pfleger. Oskarżył też NRA o promowanie – jego zdaniem błędnego przeświadczenia – że "tylko posiadając broń można być bezpiecznym". Pastor Pfleger walczył o to, by kościoły w Archidiecezji chicagowskiej były "strefami wolnymi od broni". Taki zakaz wprowadziła Archidiecezja w Atlancie.
Zdaniem lobbysty NRA, broń jest po to, by ludzie mogli bronić się przed kryminalistami – nawet w kościołach. Przypomniał sprawę Mary Shepard, która została dotkliwie pobita w 2009 roku w kościele w Union County na południu Illinois. Shepard miała broń, ale nie mogła jej nosić przy sobie, gdyż wówczas było to w Illinois zakazane. Kobieta złożyła pozew przeciwko stanowi, który był wiodący przy zmianie przepisów w 2013 roku. Podobnych przykładów – jak powiedział Todd Vandermyde – w całym Illinois jest wiele. Ludzie, którzy mają pozwolenia na noszenie broni, mogą się obronić, a nawet uratować życie komuś innemu. Tak było w przypadku kierowcy Ubera, który 18 kwietnia postrzelił uzbrojonego mężczyznę, gdy ten ostrzelał ludzi stojących na chodniku w dzielnicy Logan Square w Chicago. Prokurator uznał, że kierowca użył broni w samoobronie i obronie innych ludzi.
Zupełnie inny koniec miała sprawa użycia broni przez innego kierowcę Ubera. Mężczyzna strzelił w kierunku pasażerów, którzy rzucili kamieniem w jego samochód w Rolling Meadows. Kierowcy zostały postawione zarzuty związane z użyciem broni. Większość posiadaczy broni to ludzie respektujący literę prawa – przekonuje lobbysta NRA. "To nie jest Dziki Zachód, jak twierdzą niektórzy politycy" – podsumował.
Więcej nielegalnej broni, więcej strzelanin
Z policyjnych statystyk za pierwsze półrocze 2015 roku wynika, że było lepiej niż 12 miesięcy temu. Przestępczość spadła o 7 procent w porównaniu z ubiegłym rokiem, a o 30 procent w odniesieniu do ostatnich 4 lat. Policja jest skuteczniejsza w walce z przestępstwami dotyczącymi użycia nielegalnie posiadanej broni. W pierwszych sześciu miesiącach 2015 roku udało się przejąć ponad 3,400 sztuk. Prawie 2,000 osób usłyszało zarzuty w tej sprawie. To wzrost o 8 procent w porównaniu do 2014 roku. Szef chicagowskiej policji, Garry McCarthy zwraca uwagę, że problem pojawia się w związku z liberalnym prawem. Aż 75 procent osób zatrzymanych za nielegalne posiadanie broni po 3 miesiącach jest już na wolności.
Gorzej jest niestety jeśli chodzi o statystyki dotyczące strzelanin. Wystarczy popatrzeć na dane z czerwca. Doszło do 13 zabójstw więcej niż w 2014 roku. Także w całym półroczu było więcej strzelanin i zginęło więcej osób niż rok wcześniej.
Tylko w weekend połączony z obchodami Dnia Niepodległości zostało zastrzelonych 10 osób, a 54 zostały ranne.
Do najbardziej szokującej śmierci doszło krótko przed północą w sobotę 4 lipca w dzielnicy Humboldt Park, gdzie kula dosięgnęła 7-letniego Amari Browna. Wraz z ojcem wracał z pokazu fajerwerków, gdy padły strzały. Dziecko zmarło w szpitalu.
Komendant chicagowskiej policji, Garry McCarthy powiedział, że ojciec chłopczyka to wysoko postawiony w hierarchii członek jednego z gangów. Przyznał, że kula prawdopodobnie była przeznaczona dla niego właśnie.
Antonio Brown ma na koncie 45 aresztowań związanych z narkotykami, włamaniami, nielegalnym posiadaniem i używaniem broni. Ostatnim razem został zatrzymany w kwietniu. „Gdyby pan Brown siedział w więzieniu, jego syn wciąż byłby żywy” – powiedział komendant McCarthy. Z kolei burmistrz Rahm Emanuel zarzucił ojcu zabitego chłopca brak kooperacji z policją. „Pozwólcie mi opłakiwać mojego syna. Nikt nie ma pojęcia, przez co teraz przechodzę. Nikt nie rozumie mojego bólu” – odpowiadał ojciec zabitego siedmiolatka.