Od lat co jakiś czas stykamy się z ignorancją Amerykanów i mieszkańców Europy Zachodniej dotyczącą polskiej przeszłości. Pojawiające się w różnych miejscach „polskie obozy śmierci” to tylko najjaskrawszy przykład. Jak z tym walczyć?
Często tłumaczymy sobie takie incydenty spiskiem – ktoś chce Polskę i Polaków upokorzyć, wrobić w zbrodnie i w efekcie wyciągnąć pieniądze. Owi „oni” od lat pojawiają się przy okazji różnych spiskowych teorii dziejów i momentów, gdy trzeba wytłumaczyć sobie jakiś bardziej złożony problem.
Rzeczywistość jest jednak inna, chciałoby się powiedzieć – i prostsza i jednocześnie bardziej skomplikowana. Prostsza, bo nie o spiski chodzi, a o zwyczajną ignorancję i nierozumienie wielu spraw. Bardziej skomplikowana, bo składa się na to wiele czynników, nie zaś jeden, uniwersalny: oni!
Ludzie Zachodu nie rozumieją polskiej historii, podobnie zresztą jak Polacy (zwłaszcza nie mający wiele kontaktu z USA) nie do końca zrozumieją historii Amerykanów. To zupełnie inne doświadczenia historyczne, inna sytuacja polityczna, inna mentalność i kultura. Niestety, jakby nie patrzeć, Polska jest w zasadzie tylko „niewielkim” krajem w Europie, położonym pomiędzy Niemcami a Rosją. I to historia tych dwóch wielkich państw jest bardziej wyrazista – Niemców, narodu wielkich poetów, artystów i filozofów, będącego kluczem do sytuacji w Europie; Rosji, tajemniczego państwa, trochę dzikiego, ale trochę trzymającego w ryzach dziki Wschód.
To niezrozumienie wynika też z tego, że polska historia jest trudna do zrozumienia dla człowieka, który wychował się w świecie prostych i jasnych opowieści i wie, kto jest zły, a kto dobry. Weźmy drugą wojnę światową – dla Polaków wrogiem w niej był zarówno Hitler jak i Stalin (można dyskutować, czy któryś z nich był mniejszym wrogiem, a któryś większym). Dla ludzi Zachodu tym wielkim Złym był i jest Hitler. A Stalin? Stalin szybko stał się sojusznikiem w walce ze Złym – pamiętajmy zresztą, że pomocnikiem bardzo ważnym, bo trzymającym w szachu większość armii niemieckiej i przelewającym ogromne morze krwi (Amerykanie i Brytyjczycy bardziej niż Armia Czerwona oszczędzali swoich żołnierzy). W tej wizji wojska radzieckie maszerujące na Berlin niosą Europie Wschodniej wyzwolenie – tak samo jak Amerykanie Francuzom, Belgom czy Holendrom. A co, gdy Polacy mówią, że to „wyzwolenie” było co najmniej wątpliwe i przyniosło wojnę domową, aresztowania, wywózki, śmierć, terror i kilkadziesiąt lat komunizmu? Ludzie Zachodu pytają „Ale jak to?”. Jakby zapominając, że w 1945 r. Stalin był ich sojusznikiem, by parę lat później stać się wrogiem numer jeden w zimnej wojnie.
Czy należy z tego powodu obrażać się na Amerykanów, że są głupi i nie rozumieją? Czy zamykać się we własnym kręgu niekochanych ofiar, które są prawdziwe i uczciwe, ale nie są zrozumiane? Czy może należy tłumaczyć sobie wszystko spiskiem i działalnością „onych”?
Nie! Przecież gdy ktoś czegoś nie wie i nie rozumie, to warto mu to tłumaczyć. Albo znaleźć mu nauczyciela, który może to wytłumaczyć. Jest to praca na lata, ale przecież może się opłacić. Ignorant, jeśli nie jest zwykłym durniem, gdy będzie chciało się do niego dotrzeć, gdy wytłumaczy się mu pewne sprawy w sposób zrozumiały, gdy da mu szansę zadać pytania, będzie zadowolony z tego, że ktoś okazał mu zainteresowanie.
Na portalu historycznym „Histmag.org” (http://histmag.org), który współtworzę, zaczęliśmy niedawno dyskusję o tym, jak powinna wyglądać polska polityka historyczna – oficjalny, państwowy sposób mówienia o polskiej przeszłości, zarówno na rynek wewnętrzny, jak i zewnętrzny. Ten pierwszy nas na potrzeby tego tekstu nie interesuje. Drugi jest ważniejszy. Wielu uczestników dyskusji twierdzi, że Polacy źle opowiadają swoją historię zagranicą. Wszyscy uważają, że należy tę historię ludziom na Zachodzie (i nie tylko) opowiadać – skutecznie i w ten sposób, by Polskę kojarzyli z pozytywnymi rzeczami.
Sposobów na to jest wiele. Profesor Andrzej Sulima-Kamiński, polski historyk, od lat pracujący na Zachodzie i obecnie wykładający w Georgetown, współtworzy projekt „Recovering Forgotten History”. Polega on na... recenzowaniu amerykańskich podręczników akademickich, z których uczą się setki tysięcy studentów, z których wielu potem zostaje dziennikarzami, politykami i dyplomatami. Czego szukają recenzenci w tych podręcznikach? Stereotypów, przekłamań i błędów dotyczących historii Polski oraz spraw z Polską związanych. Lekarstwem na nie nie mają być jednak procesy sądowe a... zaproszenie autorów do Polski i pokazanie im dokładnie tego, jak wyglądała nasza historia. Gdy zobaczą, poczują i zrozumieją, są zwykle lepiej nastawieni do Polski. A to przekłada się na podręczniki i na wiedzę studentów, którzy potem się z nich uczą. Wymaga pracy, ale może przynieść więcej skutków niż tylko oburzanie się.
Choć brzmi to banalnie, każdy ma szansę jakoś pomóc – jedna osoba poinformowana o tym, że to nie „Polish death camps”, a „German death camps”, to już mały sukces. Warto pamiętać między sobą o swojej historii, ale warto również pokazywać ją „tym innym” – wzajemne zrozumienie jest przecież podstawą udanego współżycia.
Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie
Tomasz Leszkowicz