----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

16 lipca 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

"Ludzkość stoi dziś na rozdrożu. Jedna droga prowadzi w rozpacz i skrajną beznadziejność, druga w totalne unicestwienie. Módlmy się o mądrość właściwego wyboru" – Woody Allen.

W tym znanym powiedzeniu chodzi o to, by podjętej decyzji nie porównywać do idealnego, wymarzonego rozwiązania, ale raczej do dostępnej alternatywy. Doskonale odnosi się ono do osiągniętego właśnie w Wiedniu porozumienia pomiędzy sześcioma mocarstwami i Iranem. Na pewno umowa nie jest idealna, w wielu punktach wzbudza zrozumiałe kontrowersje i prawdopodobnie w przyszłości czeka ją szereg poprawek.

Przeciwnicy umowy, jesli zdobędą wystarczające poparcie, mają teraz do wyboru trzy możliwe alternatywy.

Pierwszą jest zerwanie osiągniętego we wtorek porozumienia oraz wstępnej umowy sprzed kilku miesięcy. Oznaczałoby to powrót do dawnego układu, czyli sankcji i żadnej kontroli nad programem nuklearnym tego kraju. W trudnym do określenia terminie, pradopodobnie kilku lat, Iran osiągnałby swój cel.

Drugą opcją jest wojna. Jednak wiekszość znających temat polityków i wojskowych w USA i Izraelu ostrzega, że jakakolwiek akcja militarna w tamtym rejonie świata nie przyniosłaby spodziewanych wyników i tylko przyczyniłaby się do rozpętania regionalnego konfliktu. Mało tego, prawdopodobnie przyspieszyłaby proces zdobycia przez Iran broni nuklearnej. Michael Hayden, szef CIA w latach 2006 - 2009, czyli w okresie przypadającym na prezydenturę George W. Busha ostrzegł, iż ewentualne działania militarne zagwarantowałyby przyspieszenie realizacji programu nuklearnego przez Iran.

Trzeci scenariusz przewiduje zaostrzenie sankcji w nadziei, że zmuszą one Iran do dalszych ustępstw. Ta wersja podobna jest jednak do pierwszej. Kraj ten osiągnąłby swój cel, może tylko kilka lat później i bez żadnej kontroli ze strony innych państw.

Mimo że niedoskonałe, wypracowane właśnie porozumienie nakłada ograniczenia na program nuklearny tego kraju i wprowadza większą niż dotychczas kontrolę nad jego realizacją. Nawet jeśli obradujący teraz nad treścią umowy Kongres zdecyduje się ją zerwać i w miejsce to nałoży nowe sankcje, to presja ekonomiczna wywierana na Iran będzie coraz mniejsza. Większość krajów Europy i Azji ma bowiem znacznie bliższe kontakty z tym krajem niż USA, więc tym samym to od nich zależy efektywność takich działań.

Jednak ich podporządkowanie się stanowisku Stanów Zjednoczonych nie jest wcale gwarantowane.

Dotychczas przynosiło efekty, gdyż władze USA zapewniały, iż sankcje są koniecznym wstępem do politycznych rozmów, swego rodzaju zmiękczaniem przeciwnika. Jeśli teraz jednak obiecywana umowa zostanie przez USA zerwana, to większość byłych partnerów handlowych Iranu może podjąć decyzję o przywróceniu kontaktów i zniesieniu szkodliwych również dla ich gospodarek sankcji. Politycy na Capitolu muszą się z taką ewentualnością liczyć.

Lojalne wobec Stanów Zjednoczonych kraje europejskie ostrzegają, że kolejne sankcje nie przyniosą już dodatkowych korzyści, a Anglia i Niemcy wprost mówią, iż w razie niepowodzenia rozmów zaczną one stopniowo zanikać. Wiele krajów azjatyckich już prowadzi rozmowy handlowe z tym krajem, bez żadnych ostrzeżeń. Zresztą Europa również się do tego przygotowuje. Ministrowie odpowiedzialni za gospodarkę we Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech planują w najbliższym czasie odwiedzenie Teheranu. Niemcy mówią otwarcie, że mieszkańcy Iranu też muszą czymś jeździć, coś jeść i korzystać ze zdobyczy elektroniki. Dlatego do szturmu na ten kraj przygotowują się takie firmy jak Volkswagen czy Siemens oraz setki mniejszych korporacji. Niemcy planują odbudować swe gospodarcze wpływy z okresu przed sankcjami, gdy ten zachodnioeuropejski kraj był największym partnerem gospodarczym Iranu. Konsorcjum Airbus też jest gotowe, a przecież jego udziałowcami są aż trzy spośród sześciu krajów biorących udział w zakończonych właśnie negocjacjach. Zadanie nie będzie jednak łatwe, bo na wykorzystanie otwierającego się, nowego rynku, chrapkę mają też kraje Azji i Rosja. Chiny mają historyczne, bardzo silne związki gospodarcze z Iranem, wielkie potrzeby energetyczne, a więc i ochotę na ropę z tego kraju, a co najważniejsze, niewielkie zobowiązania wobec USA i chęć realizacji amerykańskiej wizji dla tej części świata.

Wygląda na to, że Stany Zjednoczone jako jedyne rozpatrują osiągnięte porozumienie przede wszystkim w kategoriach bezpieczeństwa. Ale prawdopodobnie nie potrwa to długo, bo już pojawiają się głosy o konieczności szybkiego przywrócenia kontaktów nie tylko dyplomatycznych, ale również ekonomicznych pomiędzy obydwoma państwami.

Tak więc wiele wskazuje na to, że osiągnięte porozumienie miało nie tylko zapewnić kontrolę nad irańskim programem nuklearnym, pomniejszyć ryzyko wybuchu konfliktu militarnego w tamtym regionie, ale też przywrócić kontakty i wymianę handlową.

Nie powinno nas to dziwić, bo okazuje się, że tylko jeden kraj uznaje Iran i jego program nuklearny za największe zagrożenie dla świata. To oczywiście Izrael, którego premier nazwał osiągnięte właśnie porozumienie "wielkim błędem o historycznych proporcjach". Według globalnego sondażu Pew Research Center aż 53 proc. mieszkańców Izraela jest "bardzo zaniepokojonych postępami Iranu w uzdatnianiu uranu, podczas gdy 44 proc. jako największe zagrożenie dla świata wskazało ISIS, a 28 proc. niestabilną ekonomię. Wyniki sondażu są zrozumiałe, bo Iran publicznie przyznaje od lat, iż jednym z jego celów jest likwidacja Izraela i "całkowite zmiecenie go z powierzchni Ziemi".

W innych krajach objętych badaniem postrzeganie globalnych zagrożeń wygląda już inaczej. Na przykład tylko w Polsce i na Ukrainie największym zagrożeniem dla świata jest Rosja, podczas gdy większość krajów Ameryki Południowej, Afryki i Azji wskazuje na ocieplanie klimatu. Na ISIS jako największe zagrożenie wskazują głównie mieszkańcy Ameryki Północnej, krajów Europy Zachodniej, Australii, a także kilka państw Bliskiego Wschodu. Samotny Wietnam najbardziej obawia się z kolei rosnącej potęgi Chin.

Ponieważ politycy zwykle biorą pod uwagę opinię publiczną, ważny może wydawać się fakt, iż w żadnym z sześciu krajów zaangażowanych w rozmowy z Iranem, jego nuklearne dążenia nie stanowią priorytetu. We Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii i USA więcej uwagi poświęca się ISIS. Chińczycy za większe zagrożenie postrzegają zmiany klimatyczne, a Rosja niestabilność ekonomiczną.

Obawy USA i Izraela w stosunku do rosnącej potęgi Iranu wydają się nie martwić tak bardzo innych, znaczących graczy na światowej scenie politycznej. Anglia i Niemcy otwarcie krytykują Izrael za próby storpedowania osiągniętego porozumienia, Rosja wykazuje obojętność wobec słów premiera tego kraju, a Chiny, tradycyjnie, robią swoje.

W najbliższym czasie okaże się, czy Kongres USA zaakceptuje umowę z Iranem. Jeśli tak, to pozostaje mieć nadzieję, że na dłuższą metę porozumienie okaże się dla świata korzystne.

Co może zrobić kolejny prezydent?

Barack Obama przekonuje, że jego następca będzie miał w kontaktach z Iranem ułatwione zadanie. Mówi też, że sytuacja jest teraz lepsza, niż ta którą zastał. Tak, i nie, gdyż w ramach umowy USA utraciły wiele elementów wywierania nacisku na Iran. Zlikwidowane sankcje trudno będzie przywrócić. Kolejny prezydent będzie miał już ograniczone możliwości działania, ale nie oznacza to, że nie będzie miał żadnych.

Zmiany zawarte w dokumencie rozłożono na 10 lat. W tym czasie Iran musi zlikwidować dwie trzecie swoich wirówek, zmniejszyć zapasy wzbogaconego uranu i ograniczyć funkcje głównych obiektów nuklearnych, takich jak Arak i Fordow. To główne warunki zniesienia sankcji i odblokowania funduszy. Proces ten zajmie sporo czasu. Gdy już to nastąpi, ewentualna odbudowa obecnego potencjału będzie bardzo kosztowna dla Iranu. Za kilkanaście miesięcy nadejdzie moment, gdy stary program nuklearny już nie będzie funkcjonował, nowy – nadzorowany przez inne kraje – jeszcze się nie rozpocznie, sankcje wciąż będą obowiązywały, a aktywa Iranu wciąż będą zamrożone. Będzie to najtrudniejszy okres dla tego kraju, który może wykorzystać przyszły prezydent na renegocjację niektórych warunków umowy, zwłaszcza ocenianych najgorzej, choćby zasad przeprowadzania kontroli obiektów nuklearnych.

Kolejny element to uzdrawianie ekonomii Iranu. To też nie odbędzie się w ciagu jednej nocy. Za 18 miesięcy gospodarka tego kraju prawdopodobnie nie będzie jeszcze w lepszej kondycji niż obecnie. Zwłaszcza, że wiele elementów blokujących jej rozwój zostało nałożonych przez same władze Iranu w związku z wieloletnimi sankcjami. Otwarcie rynku i możliwość eksportu ropy naftowej może okazać się mniej opłacalne, niż obecnie się to ocenia. Wraz z pojawieniem się milionów baryłek irańskiej ropy na światwych giełdach, jej cena spadnie, tym samym mniejszy będzie zysk ze sprzedaży. USA wciąż zachowają narzędzia kontroli i przyszły prezydent może z nich korzystać do wywierania wpływu na sposób realizacji umowy lub ewentualne w niej zmiany. Pojawia sie jeszcze pytanie, w jakim stopniu kolejny przywódca USA będzie chciał korzystać z pozostawionych mu możliwości oddziaływania na kontakty z Iranem. Jeśli stanowisko to zajmie Hillary Clinton, wówczas spodziewać się można zaostrzenia umowy, choć w znacznie mniejszym stopniu, niż dokonałby tego którykolwiek z obecnych republikańskich kandydatów do Białego Domu. Działań przyszłej administracji nie można jednak dziś przewidzieć, pozostaje nam więc ocena bieżących działań. A te muszą u wielu osób wywołać obawy o jutro.

Silniejszy Iran

Podpisane porozumienie sprawia, że w przyszłości Iran będzie silniejszy i bardziej wpływowy. A jest to przecież kraj uznawany przez amerykański Departament Stanu za głównego sponsora światowego terroryzmu. Wraz z uwolnieniem ponad 150 miliardów dolarów w zamrożonych dotąd irańskich aktywach, trudno nie spodziewać się, że część tych pieniędzy nie trafi do Syrii, Libanu, Jemenu, czy Iraku, a właściwie działających tam organizacji terrorystycznych.

Mimo to, kontrowersyjne i sprzeczne moralnie porozumienie osiągnięte we wtorek w Wiedniu, jest z perspektywy bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych konieczne. W poważnym stopniu likwiduje bowiem w okresie najbliższych kilkudziesięciu lat możliwość zbudowania przez Iran broni nuklearnej, a tym samym ogranicza mozliwość różnych, niebezpiecznych działań tego kraju na arenie międzynarodowej, które mogłyby być przeprowadzane pod osłoną takiego arsenału.

Nie ulega wątpliwości, że umowa daleka jest od ideału. Trudno przewidzieć jak wyglądały będą w rzeczywistości kontrole programu nuklearnego, w jaki sposób inne kraje potraktują poszczególne zapisy umów handlowych i czy dostosują się do zakazu eksportu broni. Porozumienie nie ogranicza możliwości sponsorowania przez Iran organizacji terrorystycznych i na dłuższą metę wzmacnia jego ekonomię. Ewentualny powrót sankcji też jest fikcją, bo przypuszczalnie poza USA nie nałożą ich już inne kraje, a nawet jeśli, to dotyczyły one będą znacznie silniejszego i bogatszego kraju niż obecny Iran.

Alternatywa, czyli zerwanie umów, też nie jest najlepsza. W krótkim czasie, pomimo sankcji i izolacji, Iran uzyska broń nuklearną i rakiety balistyczne zdolne ją przenosić. Według ekspertów międzynarodowych w dotychczasowych warunkach zajęłoby to maksymalnie kilka lat. Wygląda na to, że świat nie rozwiązał problemu, ale zyskał dwie dekady na znalezienie lepszego rozwiązania, choć koszt tego będzie wysoki.

Na podst. reuters.com, theatlantic.com, washingtonpost.com, nationaljournal.com
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor