----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

23 lipca 2015

Udostępnij znajomym:

„Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem się,

bo jestem nagi i ukryłem się”, powiedział Adam.

Rzekł Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi?”

(Rdz3, 9-10)

 

Richard Rohr przytacza bardzo ciekawą kategoryzację swoistej, głęboko zakorzenionej kulturowo iluzji, w którą wierzymy, którą respektujemy i z którą trudno nam dyskutować. Ta iluzoryczna pewność opiera się na paru mitach, które ten niezwykły zakonnik szczegółowo przytacza i analizuje. Dzięki temu zabiegowi możemy zdać sobie sprawę ze swego sposobu postrzegania rzeczywistości, ale to SWEGO ma niewiele wspólnego ze SWOIM, to znaczy nie przekłada się w żaden sposób na to, co nasze, indywidualne, osobiste, prywatne, jednostkowe, jakkolwiek stanowi ono o nas w oczywisty sposób.

Jesteśmy kompozycją, albo jeszcze gorzej, układanką różnych wpływów społecznych, dziedziczeń, nauczań i tego wszystkiego, z czym i kim mamy do czynienia w trakcie naszego życia. Stare chińskie przysłowie mówi, iż jesteśmy tym, co czytamy – jeśli ten koncept rozciągniemy też na inne czynności (jedzenie, słuchanie, oglądanie, etc.), to pozostaje elementarne pytanie, czym jesteśmy, gdy nic nie robimy (nie pozostajemy w żadnej relacji do niczego, ani nikogo)? Czy w ogóle można w takim wypadku mówić o byciu sobą?

Rohr w niektórych swych tekstach analizuje tę sytuację w duchu filozofii i duchowości Wschodu i mistyki chrześcijańskiej, mówiąc o idei czystej świadomości i pełni istnienia w niebycie. To jednakowoż na razie odłożymy na bok, by zająć się tym później.

Póki co, wróćmy do fascynującej koncepcji iluzoryczności naszej pewności, która jak wszystko w naszym życiu, jest jedynie umową i „trwałością” sytuacyjną z dramatycznym aspektem czasowości (przemijania). Wydaje się nam, że żyjemy w pewnym stałym układzie społecznym, wśród przewidywalnie zachowujących się ludzi, przestrzegając wzajemnych regulacji, które uznajemy za stałe. Wystarczy jednakowoż przypomnieć sobie parę tekstów (pamiętników, wspomnień, reportaży) wspominających zagrożenia (dramat wojny, rozpacz rozstania, terror rewolucji, cierpienia uwięzienia), żeby zdać sobie jasno, a czasem w przerażeniu, sprawę, że wystarczy zostać zamkniętym w więzieniu (obozie, łagrze, bunkrze), by normy uznane za oczywiste pięć minut temu, nadawały się co najwyżej na wysypisko śmieci. Andrzej Wajda cudownie to zmetaforyzował w ostatniej scenie „Popiołu i diamentu”, a jeszcze dobitniej tę niebywałą względność ludzkich praw i obowiązków widać w ostatnim fragmencie filmu „Midnight Express”, gdy głównemu bohaterowi udaje się wydostać z więzienia. Wystarczy ten niebywały moment zamknięcia drzwi za sobą, by z jednego świata przenieść się w drugi, by z jednego układu reguł i norm przeskoczyć w zupełnie inny (często będący karykaturą czy odwrotnością tego, co poprzednio).

To są przykłady doświadczeń literackich, ale każdy z nas przecież doznał złudności i umowności norm społecznych. Wystarczy zmienić kraj, biuro czy polityka, by przekonać się o faktyczności dramatycznego uczucia relatywności wszystkiego, co nas dotyka i czego my dotykamy. Stąd być może ta niezgłębiona i potężna potrzeba trwania przy tym, co tu i teraz. Być może dlatego potwornie boimy się zmian i nowych doświadczeń, a kochamy status quo. Jesteśmy w stanie oddać nawet naszą wolność i nasze prawa, by zachować tak zwany święty spokój – dlaczego? Być może dlatego, pisze Richard Rohr, że trudno (o ile w ogóle jest to możliwe) patrzeć na siebie z jakiejś perspektywy i dostrzegać kontekst swego istnienia. Łatwiej jest nam zaakceptować ułudę, niż zmierzyć się z rzeczywistością, taką, jaka ona jest, a nie taką, jaka ona wydaje się być. Żyjemy w micie i mitem, mimo że pozornie mitologie traktujemy jak bajki. Czy rzeczywiście? Przyjrzyjmy się temu, co o takim postrzeganiu rzeczywistości pisze Rohr:

„Nasze społeczeństwo, choć pod wieloma względami jesteśmy rozwinięci i cywilizowani, stało się słabe i zatomizowane. Każdy z nas pragnie być zauważony i potraktowany serio. Każdy ma nadzieję na swoje pięć minut. Jak na ironię, mimo że wciąż mamy takie potrzeby, ani siebie nie traktujemy poważnie, ani nie pozwalamy traktować się poważnie Bogu. Większość dzisiejszych przekonań przypomina chorągiewkę na wietrze; zmieniają się wraz z powiewami politycznego PR-u, z bez przerwy zmieniającym się układem nagłówków gazet i newsów, które muszą wypełnić dwadzieścia parę minut programów informacyjnych. W świecie fałszywego JA istnieje tylko moda i wieczny show i właściwie powinien nas zdumiewać fakt, że ludzie jeszcze zadają sobie trud, by wierzyć w te przedstawienia i przejmować się ich treścią. Naprawdę jesteśmy niewolnikami przemysłu reklamowego, żyjemy w świecie serialu MAD MEN. Nic dziwnego, że buddyści nie wahają się nazwać tego wszystkiego /pustką/”. (ND, s.50)

Schaef uważa, i potwierdza to dowodami, że przytłaczająca większość mężczyzn w naszym społeczeństwie (amerykańskim) nie zdaje sobie sprawy ze swojego uzależnienia od różnych sposobów myślenia, odczuwania i działania, które systematycznie wciągają ich w swoje sidła. Mechanizm ten jest bardzo podobny do mechanizmu uzależnienia w przypadku alkoholu, nikotyny i innych substancji psychoaktywnych. Mężczyźni ci uważają się za władców rzeczywistości społecznej, którą sami definiują, ale w rzeczywistości są w niej uwięzieni. Ściany ich więzień zbudowane są z czegoś, co Schaef określa mianem czterech mitów – są to przekonania określające mentalny świat większości mężczyzn”.

Według pierwszego mitu system białych mężczyzn jest jedynym istniejącym systemem. Mężczyźni, którzy wpadli w pułapkę takiego myślenia, nie znają innego sposobu widzenia rzeczywistości. […] w świecie widzą wyłącznie rozgrywki o władzę, bogactwo i status społeczny. […]

Drugi mit mówi, że /system białych mężczyzn ma najwyższą wartość/. Inni ludzie mogą myśleć, zachowywać się i czuć inaczej, ale oznacza to, że nie mają kontaktu z tym, co my nazywamy rzeczywistością, albo bardziej cynicznie – /sensem/. […] kobiety mogą być ocenianie, jako słabe, czarnoskórzy jako niekompetentni, Meksykanie jako leniwi, Rosjanie jako niegodni zaufania, biedni jako mało wydajni, osoby niewykształcone jako ignoranci, a nienarodzone dzieci jako te, których można się pozbyć.

Trzeci mit mówi, że w /systemie białych mężczyzn wszystko jest znane i możliwe do wyjaśnienia/. Wszystko leży w zakresie jego kompetencji, a jeśli coś wykracza poza nie, jest nieistotne. System oraz ci, którzy nim rządzą, wiedzą, co jest najlepsze dla wszystkich i całego świata. Wiedzą, czego chce Bóg, i jak, według niego, mają żyć ludzie. Dlatego mogą tworzyć prawa ekonomiczne, polityczne i moralne. […]

Według czwartego mitu /można być całkowicie logicznym, racjonalnym i obiektywnym/. Wszystko, co warto poznać, da się zmierzyć i policzyć. Policzyć jako element dochodu narodowego brutto, zmierzyć i zważyć jako wpływy polityczne, zaobserwować i przeanalizować dzięki jakieś nauce albo opisać jakimś przepisem prawnym. Jeżeli istnieją sprawy, których nie da się poznać dzięki technikom, jakimi dysponuje system, są one nieistotne i można je pominąć. (Od mężczyzny s. 30/31/32/33) […]

Anne Wilson Schaef dodaje, że istnieje jeszcze jeden mit, wieńczący pozostałe, podobnie jak cztery ściany celi wspierają sufit, który przykrywa więźnia. Podobnie jak w przypadku sufitu, nikt nie zwraca na niego uwagi, ale on istnieje. Jest to przekonanie, że /w gruncie rzeczy możliwe jest bycie Bogiem.

Kontynuacja w przyszłym tygodniu.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor