----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

30 lipca 2015

Udostępnij znajomym:

Choć być może nie zdajemy sobie z tego sprawy, wokół nas toczy się dyskusja o odpowiedzialności za wybuch drugiej wojny światowej. Czy Niemcy chcą zrzucić z siebie odpowiedzialność za największą tragedię XX wieku?

W Polsce na pytanie o to, kto wywołał drugą wojnę światową, odpowiedź nie będzie sprawiała problemu: najpierw padnie hasło „Niemcy”, potem „hitlerowcy”. Traumatyczne doświadczenia wojenne oraz dziesięciolecia opowiadania o wojnie pozwoliły nam wyrobić w sobie spójny obraz okupanta: witającego się „sieg hail” i krzyczącego „hande hoch!”. Pełnego pychy i buty, czasem ubranego w elegancki mundur lub skórzany płaszcz gestapowca. Czasem okrutnego i brutalnego, czasem głupiego. Na pewno jednak „Niemiec” i „hitlerowiec” to dla nas synonimy (często niestety również w odniesieniu do współczesnych Niemców).

Warto jednak pamiętać, że to, jakich słów używać na określenie Hitlera, jego pomocników i popleczników, wywołuje duże kontrowersje. W ogóle język, jakim się posługujemy, nie jest obiektywny i wyraża wiele ideologii i mitów. Stąd też dyskusja: „Niemcy” czy „naziści” jest bardzo zażarta.

Nie ulega wątpliwości, że Hitler jak i jego towarzysze byli Niemcami, przynajmniej w znaczeniu narodowym – czuli się w końcu „Germanami”, przedstawicielami wspólnoty krwi, języka i historii, z dorobioną do tego legendą rasową. Byli mocno osadzeni w nacjonalizmie niemieckim jeszcze z XIX wieku. Chcieli, by Niemcy były wielkie, a wrogie narody wzięte pod but i zdominowane.

Jednocześnie zaś Niemcy, zarówno obywatele państwa niemieckiego jak i przedstawiciele tego narodu (w Austrii, Polsce, Czechosłowacji, Francji itp.) uznali, że to Hitler i NSDAP będą najlepiej spełniać ich interesy. Hitlerowcy wygrali wybory parlamentarne, chociaż nie zdobyli zdecydowanej większości głosów i musieli zawiązać koalicję z innymi partiami prawicowymi. I choć ostatecznie przejęli pełnię władzy w wyniku pełzającego zamachu stanu, to ich rządy cieszyły się ogromnym poparciem społecznym – miliony Niemców były w NSDAP i organizacjach z nią powiązanych z przekonania, w kraju nie istniała większa opozycja (a jeśli już, to były to samodzielne, małe środowiska, głównie złożone z elit), w końcu cały naród cieszył się i dziękował Hitlerowi za kolejne sukcesy: ożywienie gospodarcze, zrzucenie upokarzającego jarzma Wersali, aneksję Austrii i Czechosłowacji, podbój Polski, Norwegii, Belgii, Holandii, Francji, Grecji, wielkich połaci Związku Radzieckiego... Prawie do końca większość Niemców wierzyła w Hitlera albo przynajmniej była mu wierna. Najlepszym przykładem są tu niemieckie kobiety, które dużo dłużej niż mężczyźni zachowywały podziw dla Wodza. Bez nich wszystkich nie udałoby mu się rządzić tak długo.

No dobrze, tylko że uproszczanie wszystkiego do „Niemców” nie jest właściwie. Czy prześladowanych niemieckich socjaldemokratów, chrześcijan czy homoseksualistów też można utożsamiać z Hitlerem? A co na przykład z Austriakami, którzy zajmowali zarówno ważne stanowiska w aparacie politycznym III Rzeszy, jak też byli często SS-manami i strażnikami w obozach koncentracyjnych? Sprowadzanie wszystkiego do „Niemców” zaciemnia nam obraz hitleryzmu – sprowadzamy wszystko do prostych etykietek. A więc może wyróżnikiem nie jest narodowość, ale ideologia, której się służy? A więc narodowy socjalizm, w skrócie nazizm.

Od lat określenie „nazis” funkcjonuje w różnych językach na określenie hitlerowców. Stąd też mówi się o Auschwitz mówi się jako o „nazi death camp” – nazistowskim obozie śmierci. I tu pojawia się główny problem: w ten sposób winny mają stawać się nie Niemcy, ale naziści. Łotrzy – Hitler, Himmler, Goebbels, Goering – którzy przejęli władzę i sprawowali ją twardą ręką. Oczywiście, tych łotrów będzie więcej, ale w języku w pewien sposób tworzy się z nich jakąś oddzielną, zewnętrzną grupę. A to rodzi ryzyko tego, że niemiecka odpowiedzialność za drugą wojnę światową spadnie tylko na tych „najgorszych”. A przecież ci mogli działać dzięki temu, że masy – ich rodziny, przyjaciele, sąsiedzi – były za Hitlerem, dając mu przyzwolenie na okrutne rządy, zbrodnie i całą tragedię wojny. Która zresztą zemściła się na Niemcach.

W jakiś sposób przykładem tego problemu jest kontrowersyjny serial sprzed kilku lat wyprodukowany przez niemiecką telewizję publiczną pt. „Nasze matki, nasi ojcowie”. Opowiada on o losach młodych ludzi uwikłanych w wojnę. Produkcji tej zarzuca się, że w znaczący sposób wybiela zwyczajnych Niemców, zwalając winę właśnie na „nazistów” – oficerów SS na froncie, którzy popełniali zbrodnie czy bonzów partyjnych, którzy dopuszczali się nieprawości. Wśród Niemców obecny jest zresztą mit, obalony przez badania historyczne, mówiący o tym, że o ile żołnierze SS popełniali liczne zbrodnie wojenne, łącznie z wykonaniem Holokaustu, to Wehrmacht, czyli „zwyczajne” wojsko, pozostał czysty. Wynika to z chęci postrzegania siebie i swoich przodków jako uczciwych – a w końcu w wojsku służyły miliony „zwykłych” Niemców. Niestety, wielu z nich (większość?) mniej lub bardziej było zamieszanych w zbrodnie.

Czy Niemcy zmażą z siebie winę za wybuch wojny i popełnione zbrodnie? Trudno powiedzieć, czy chcą to zrobić – jednocześnie zrzucają winę na „nazistów” i biorą odpowiedzialność za to, co się wydarzyło. Nie ulega jednak wątpliwości, że tego zła dokonali w latach 30. i 40. jednocześnie i Niemcy i naziści.

Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor