----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

30 lipca 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

„Prawdziwym bluźnierstwem jest zastępowanie Boga przez system białych mężczyzn i sposób, w jaki system ten przypisuje sobie atrybuty Boga”.

(Richard Rohr)

W poprzednim fragmencie analizującym teksty Richarda Rohra – franciszkanina, który zadziwia otwartością i świeżością spojrzenia na sprawy i rzeczy dotyczące naszej duchowości – przytoczyłem obszerne fragmenty z książki zatytułowanej „Od mężczyzny dzikiego do mężczyzny mądrego”. Cytowane fragmenty dotyczyły mitów, którym wszyscy, świadomie lub nie, podlegamy. Oważ „mityczność” to wiara, że nie możemy funkcjonować poza kulturą białych mężczyzn, bo tylko ona jest jedynie prawdziwa, słuszna i wieczna. Rohr przytacza szczegółową typologizację tego mitu, który, przypomnijmy, opiera się na paru elementarnych przekłamaniach, których fałsz zaakceptowaliśmy jako prawdę, na drodze różnych manipulacji:

– według pierwszego mitu system białych mężczyzn jest jedynym istniejącym systemem

– drugi mit mówi, że system białych mężczyzn ma najwyższą wartość

–trzeci mit mówi, że w systemie białych mężczyzn wszystko jest znane i możliwe do wyjaśnienia

– według czwartego mitu można być całkowicie logicznym, racjonalnym i obiektywnym

– Anne Wilson Schaef (psycholog, której konceptem Richard Rohr się posiłkuje w swych rozważaniach) dodaje, że istnieje jeszcze jeden mit, wieńczący pozostałe, podobnie jak cztery ściany celi wspierają sufit, który przykrywa więźnia. Podobnie jak w przypadku sufitu, nikt nie zwraca na niego uwagi, ale on istnieje. Jest to przekonanie, że w gruncie rzeczy możliwe jest bycie Bogiem.

To oczywiście jest bluźnierstwo, ale nie aż tak oczywiste i nie aż tak uświadamiane i powszechnie krytykowane. Wszyscy mniej lub bardziej wierzymy w omnipotencję korporacyjnych guru czy polityków siedzących w kieszeniach owych korporacyjnych super bogaczy. W istocie nie zdajemy siebie nawet sprawy, że to właśnie kultura /białych mężczyzn/, kultura korporacji, spowodowała, wytworzyła i wprowadziła w życie współczesny koncept społecznego funkcjonowania zwany /konsumpcjonizmem/, który powoduje, że zamieniamy się w nic, jesteśmy niczym i dążymy do niczego – jesteśmy wiecznie niezaspokojeni w pogoni za zaspokojeniem. Jesteśmy wiecznie niespokojni i sfrustrowani i ciągle w nastawieniu na zdobywanie więcej i większego – po co? Po to, by spełniła się jedna z dyrektyw /białego mężczyzny/ – nieustannego kupowania – by w ten sposób nakręcać w nieskończoność wzrost bogactwa korporacyjnych guru, oczywiście naszym kosztem i oczywiście w przekonaniu, że nie ma dla nas żadnej innej alternatywy.

W jednym z numerów Polityki z roku 2007 pojawił się zaskakujący tekst „Siedzimy nigdzie, pijemy nic”, który jest zapisem rozmowy Jacka Żakowskiego z Georgem Ritzerem. Artykuł ten znakomicie wpisuje się w rozważania Richarda Rohra o zgubieniu sensu istnienia przez współczesnego człowieka, zdeterminowanego, zindoktrynowanego i mentalnie wydrążonego przez koncepty społeczne i ekonomiczne wielkich korporacji:

„Gdy powstają na przykład wielkie centra handlowe, ludzie je zapełniają, bo one są tak skonstruowane, byśmy się w nich dobrze czuli. A gdy już tam pójdziemy, to na każdym kroku napotykamy bodźce do tego, żeby konsumować – jeść, kupować, korzystać z rozrywki. Samo kupowanie jest zresztą nową formą rozrywki. Dla wielu osób wykorzenionych z tradycyjnej kultury konsumpcja staje się dominującym źródłem satysfakcji i główną formą rozrywki. Dla milionów ludzi jest to najważniejsze hobby.

Konsumpcja, którą proponują centra, w coraz mniejszym stopniu ma cokolwiek wspólnego z zaspokajaniem potrzeb. Nie po to się tam robi zakupy, żeby mieć w co się ubrać, tylko żeby coś kupić. Jest masa ludzi, którzy po przyjściu do domu nawet nie rozpakowują toreb z nowymi nabytkami. Albo je rozpakują, powieszą nowe rzeczy do szafy i nigdy ich nie założą. Gra w konsumpcję odrywa się od użyteczności, a staje się rodzajem nowego rytuału z nowym systemem symboli i znaków zrozumiałych dla wtajemniczonych. Używanie tych znaków, obnoszenie się z nimi staje się koniecznością i nowym obowiązkiem społecznym.

[…]

W konsumpcji coraz mniejsze znaczenie ma zaspokajanie potrzeby. Coraz bardziej chodzi o różnice, o ich odczuwanie, wyrażanie, komunikowanie. Kiedy chce mi pan zakomunikować różnicę między nami, kupuje pan znak tej różnicy. To może być zegarek demonstrujący status materialny albo krój sportowego buta. W ten sposób konsumpcja społeczeństw konsumpcyjnych staje się kołem zamachowym światowej gospodarki. I jest to koło zamachowe o nieograniczonej mocy. Konsumpcja zaspokajająca potrzeby ma swoje granice. Konsumpcja znaków ich nie ma. Człowiek nigdy nie może do końca wyrazić tego, co go odróżnia, więc zawsze może jeszcze jakiś znak dołożyć, czyli dokupić. To nas prowadzi do hiperkonsumpcji, czyli sytuacji, w której konsumowanie staje się centralną sprawą w życiu.

Bo nigdy nie można mieć dość rzeczy, żeby się wyrazić do końca, tak jak nigdy nie można znać dość słów, by się do końca wysłowić.

Tak by to można powiedzieć w języku postmodernizmu. Ale psychologicznie sytuacja jest inna. Bo jednak mówimy o materialistycznym nastawieniu do życia, które skazuje ludzi na wieczne frustracje, a często też na prawdziwe nieszczęścia. Miliony ludzi, których wyobrażenie szczęścia łączy się z symboliczną konsumpcją, popadają w katastrofalne długi, niszczą sobie życie, zaharowują się, destruują rodziny, skazują się na samotność. Jednak – cokolwiek powiedzieć – uczenie się słówek takich skutków nie ma. W Ameryce jest to już poważny problem społeczny mający poważne skutki polityczne i ekonomiczne. A reszta świata coraz szybciej goni Amerykę.

[…]

Logika kultury konsumpcyjnej jest taka, że nowe tożsamości wyrażają się poprzez konsumpcję. W tradycyjnej kulturze człowiek z urodzenia należał do jakiejś tożsamości. W kulturze konsumpcyjnej każdy może kupić sobie tożsamość. A to znaczy, że każdy może też zmieniać ją wiele razy w życiu. Nie musi, ale może. I każdy z nas może mieć więcej niż jedną tożsamość. Jedną w domu czy pracy, inną lub inne na przykład w Internecie, gdzie nikt nas nie sprawdzi. Z natury tego systemu tożsamość traci swoją trwałość i wyjątkowość. Konsument nie jest już więźniem sztywno określonych reguł jakiejś tożsamości. Może sobie układać tożsamość z rozmaitych klocków. Może dowolnie łączyć elementy różnych tożsamości, tak jak może nosić marynarkę od Bossa do spodni Levi’sa i zegarka Swatch. Tożsamości przestają się wyraźnie od siebie odcinać i tworzą continuum.

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor