----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

06 sierpnia 2015

Udostępnij znajomym:

Dawno, dawno temu, ojcowie założyciele tego kraju stworzyli Konstytucję mającą gwarantować przestrzeganie swobód i praw obywateli, niezależność poszczególnych organów rządowych i wprowadzili kilka innych, jakże przydatnych do dziś pomysłów. Nieco później poszczególne stany stworzyły podobne zbiory praw, które również nazwały swoimi Konstytucjami. Mimo zbieżności nazw, są to jednak różne dokumenty.

Jako przykład weźmy Illinois.

Już dawno, dawno temu wiadomo było, iż naczelnym zadaniem lokalnej Konstytucji będzie ochrona przywilejów władzy i pracowników zrzeszonych. Kolejne kadencje urzędujących w Springfield polityków dokonywały niezbędnych poprawek w taki sposób, by praw tych nie dało się łatwo zmienić. Dlatego wyniki każdego referendum nie mogą być wprowadzane w życie bez zgody legislatury. Wyobraźmy sobie na przykład, że mieszkańcy Illinois postanowiliby ograniczyć kadencje polityków. Sami, bez ich zgody? Do czegoś takiego nie można było dopuścić. Wszelkie przywileje i świadczenia osób opłacanych przez podatników są dożywotnie, wydatki na obronę skorumpowanych polityków zwykle wypłacane są z budżetu, decydują oni również sami o podwyżkach swego uposażenia. To ostatnie drażni mnie bardzo. Owszem, w czasach prosperity nikt na to nie zwróciłby uwagi. Nawet w okresie kryzysu nie są to wydatki tak wielkie, by miały wpływ na zdrowie finansowe stanu. Jednak odbieram to jako nieprawdopodobną bezczelność ludzi władzy.

Zwykle głosowanie nad podwyżkami nie było przez wielu zauważone, bo albo odbywało się w nocy, albo było ukradkiem przemycone w czasie głośnej dyskusji na inny temat, albo z pominięciem oficjalnego rozkładu zajęć legislatury.

Przykładów na kompletne ignorowanie potrzeb i opinii społeczeństwa nie brakuje – choćby ciągła zmiana okręgów wyborczych zależnie od potrzeb partii, wydatki na nikomu niepotrzebne projekty, czy zakazy i kary dotyczące wszystkich, z wyjątkiem urzędujących polityków. Jednak podwyżki pensji legislatorów to policzek wymierzany nam systematycznie, każdego roku.

Tak jak wspomniałem, wydatki na wynagrodzenia polityków nie są w skali stanu wielkie, bo stanowią nieco ponad 12 milionów dolarów. Cóż to znaczy w budżecie liczonym w miliardach. Jednak 70 tysięcy wypłacane im za pracę w niepełnym wymiarze godzin, de facto za kilka jedno lub kilkudniowych sesji w roku, to sporo. Do tego zarobki naszych polityków znajduja się w czołówce krajowej, przy jednocześnie rekordowym zadłużeniu stanu. Na pewno więc nie płacimy im za dobrą robotę. Około 75 proc. członków Zgromadzenia Ogólnego Illinois otrzymuje rocznie dodatkowo od $10,327 do $27,476 za przewodzenie komitetom i udział w komisjach. Dzięki temu ich średnie wynagrodzenie wynosi średnio prawie 80 tysięcy. Dla porównania – według Departamentu Pracy średni zarobek w naszym stanie wynosi obecnie 47 tysięcy rocznie.

Do niedawna stanowi legislatorzy każdego roku, w zależności od potrzeb i humoru, sami decydowali o wysokości swych podwyżek. Jednak kilka lat temu, za rządów Patricka Quinna i w okresie najgorętszej dyskusji budżetowej postanowili zautomatyzować cały proces. By nas nie drażnić – zresztą mówili o tym oficjalnie – ustanowili coroczne, automatyczne wyrównanie pensji w stosunku do panującej inflacji. Udało im się nas nieco uspokoić i oszukać, bo temat przestał istnieć, a sam proces bez żadnych zakłóceń odbywał się tylko w stanowych komputerach.

Tak więc po 1 lipca na comiesięcznych czekach legislatorów pojawiły się dodatkowe, jakże zasłużone fundusze. Tym razem jednak wtrącił się nowy gubernator. Nie mógł procesu powstrzymać, ale mógł wypomnieć, wskazać palcem, zebrać kilka punktów u wyborców. Zawsze istnieje możliwość, że cały proces jest mu równie niesmaczny jak nam. Niezależnie od motywacji, chwała mu za to, choć oczywiście nic z tego nie wynikło.

Bruce Rauner zwrócił uwagę, że akceptowanie podwyżek w sytuacji, gdy nierozwiązane pozostają problemy budżetowe jest zachowaniem co najmniej nieodpowiednim. Zasugerował nawet, by legislatorzy wspólnie, wyjątkowo, dla dobra stanu i zachowania twarzy odrzucili tegoroczne podwyżki. Wspomniał coś o bulwersującej "ochronie polityków kosztem klasy średniej". Odpowiedź Madigana, szefa szefów w Springfield, była zgodna z oczekiwaniami. Polityk zajmujący od czasów wojny w Wietnamie swe stanowisko stwierdził, że nie zamierza marnować zbyt dużo swego cennego czasu na odpowiedź dla gubernatora. Tradycyjnie uznał, iż jest to odracanie uwagi od innych, poważnych problemów. Każda poruszana w naszym stanie sprawa, jeśli dotyczy pazerności, lenistwa lub głupoty naszych legislatorów jest przez niego uznawana za temat zastępczy i próbę odwrócenia uwagi od innych spraw.

Jedną z najważniejszych powinności polityków w Springfield jest stworzenie zrównowazonego budżetu i przesłanie go do gubernatora. Wywiązali się w tym roku z tego zadania częściowo – przesłali budżet do gubernatora. O jakiejkolwiek równowadze przychodów i wydatków nie ma w nim mowy. Nie są więc w stanie wykonać głównego, najważniejszego, nałożonego na nich obowiązku.

Podwyżki urosły tu do symbolu, bo przecież nie chodzi o pieniądze. Gdyby nasi politycy pracowali uczciwie i rzeczywiście w naszym interesie, nikt nie wypominałby im nawet dwukrotnie wyższych zarobków.

Wszystko, co dziś napisałem, nowe nie jest. Wszyscy o tym piszą i mówią, używając różnych słów, czasem grzecznych, czasem na granicy wulgarności. Ta wymiana uprzejmości trwa od wielu lat. Z jednej strony my, podatnicy i mieszkańcy tego stanu, domagający się choćby minimum przyzwoitości ze strony legislatorów, z drugiej ustawodawcy lekceważący nas kompletnie. To taka tradycja, która trwać chyba będzie wiecznie.

Miłego weekendu. 

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor