Mariusz Szajnert – poezja – ciąg dalszy.
OD PEWNEGO CZASU
od pewnego czasu M obserwuje siebie uważniej
kiedyś przebudzenie
było powitaniem jawy
pochwalenie dnia było
niemal równoczesne
teraz bawią się rano jak dzieci
szukają kątów w swych kulach
próbują zamykać oczy aby być niewidomymi
KIEDYŚ KIEDY
kiedy był mały m
pokonywanie tej linii
odbywało się szybko
nie zabierało wieku trwań
był to jeden krok
nawet niezbyt duży
teraz jest to mozolne przepływanie
przemieszczanie się
całe stada dużych i mniejszych usiłowań
tak jak gdyby to linia
wciąż przecież ta sama
stała się nagle nie sobą
RAZEM Z M ZAMIESZKAŁO PRZECZUCIE
razem z M zamieszkało przeczucie
że już nie
że już nie będzie
że już się nie nauczy
że już nie zrobi
że już nie pojedzie
że już nie zdąży
że już
GODZINY KRESKAMI SIĘ ZMIENIAJĄ
godziny kreskami się zmieniające
z boku na bok
a potem jeszcze na plecy
i tak po wiele razy
wietrzne koncerty wieczne
na wiatr
z wiatrem
dla wiatru
na urojonych wrzosowiskach
których pewno nie ma nie było nie będzie
zapominanie do zapomnienia
z boku na bok
a potem jeszcze na plecy
I TO JEST M
i to jest M
ten dziękujący starych izraelitów modlitwą pod prysznicem
ten biegnący wzdłuż jeziora w kraju nieswojego języka
ten czyniący rzeczy których się wstydzi i których nie jest pewny
ten odkładający wszystko co ważne na potem
którego najzwyklej może przecież nie być
ten myślący i mówiący rzeczy nieważne i małe
ten kątem oka spływający wciąż jeszcze
ale jak długo zanim
ten za skurczami sumienia człapiącego gdzieś
zwykle obok
ten nie mogący niczego ofiarować ani też wziąć
i to jest M
Redaguje: Elżbieta Chojnowska
elachojnowska@yahoo.com