----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

24 września 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

– Daj spokój, Paweł. Jaki przykład dziecku dajesz? – próbowała go strofować żona.

– Mamo, ja jestem już dorosła – zwróciła jej uwagę z kwaśną miną Edyta.

– Dla mnie zawsze będziesz ukochaną malutką córeczką – odpowiedziała matka i pogładziła ją czule po włosach.

Edyta wzrokiem poszukała wsparcia u wujka, lecz ten tylko bezradnie rozłożył ręce, dając jej do zrozumienia, że on nic tu nie zwojuje.

Drzwi otworzyły się ponownie i ojciec Jan wszedł do pokoju z tacą pełną szklanek herbaty i kawy. Postawił wszystko na środku stołu i gestem zaprosił, by brali, co kto sobie zażyczył.

– Powinno być w filiżankach, ale nie mamy – powiedział usprawiedliwiająco. – No, ale wracając do sprawy. Mówisz, Alu, że szalał za tobą...? A ty za nim?

– Powiedzmy, że troszeczkę... – przyznała z zażenowaniem.

Ojciec Jan zerknął na Pawła. Ten cieszył się od ucha do ucha.

– Jak już teraz pamiętacie, to spróbujcie sobie wyobrazić to uczucie zwielokrotnione powiedzmy tysiąc razy, a może i więcej. Taka jest w dużym przybliżeniu miłość Boża. A teraz wyobraźcie sobie, że taką właśnie ogromną miłością się darzycie i jednocześnie nie możecie być razem. Nie możecie ze sobą zamienić słowa. Nie możecie się zobaczyć. Nieszczęśliwi kochankowie bardzo cierpią. Dusza potępiona po śmierci pragnie Boga po tysiąckroć bardziej, lecz nie może się do niego zbliżyć. Cierpi ogromnie. A najgorszy w tym wszystkim jest brak nadziei.

– No tak, ale dlaczego moja dusza miałaby, aż tak pragnąć zbliżenia się do Stwórcy? – spytał Adam.

– Miłość i łaska Boża jest tak niewyobrażalnie wielka, że nic jej się nie oprze – odpowiedział zakonnik. – Niemożliwe. My tego nie rozumiemy, bo tego nie da się objąć naszym ludzkim umysłem. Można to pojąć jedynie językiem wiary i miłości właśnie. Po prostu. 

– Szykuj się Paweł na następną niedzielę na mszę. Przyjdę po ciebie – stwierdził autorytatywnie Gawlik, budząc tym samym powszechną wesołość.

– No, ale opowiadajcie, co tam u was wszystkich. – wrócił na ziemię ojciec Jan. – Albo powiedz mi Paweł najpierw, jak się prowadzi ten chrysler?

– Jak chcesz, to dam ci się przejechać. Sam zobaczysz. Możemy wyskoczyć na autostradę... – zaoferował się Paweł.

– Żartujesz. Dałbyś? – ksiądz nie wierzył we własne szczęście.

– Jasne. Choćby zaraz – powiedział Białas, wstając od stołu.

– Chwileczkę chłopy! – zaprotestowała Alicja. – Może byście herbatę dopili i trochę z nami porozmawiali!

Gestem dłoni ojciec Jan wstrzymał Pawła. Skłonił się w stronę Białasowej na znak, że w pełni się z nią zgadza.

 

ROZDZIAŁ XXVII

Liceum Ogólnokształcące nr 9 przy ulicy Piotra Skargi należało do jednych z najlepszych we Wrocławiu. Charakterystyczny budynek z czerwonej cegły był milczącym świadkiem doli i niedoli pokoleń uczniów prowadzonych przez starannie wyselekcjonowaną kadrę nauczycielską. Przestrzenne, gdzieniegdzie ozdobione łukami korytarze tętniły życiem na przerwach, a pustoszały kilka minut po dzwonku na lekcje. W tym właśnie czasie nowy nauczyciel języka polskiego – Ryszard Kamiński – postanowił załatwić z dyrektorem szkoły nietypową sprawę. Wszedł do gabinetu na wcześniej umówione spotkanie punktualnie, wiedząc jak magister Piotr Radomski wyczulony jest na tym punkcie. Dyrektor bez słowa wskazał mu krzesło przed biurkiem naprzeciwko siebie.

– Słucham pana, panie Kamiński – powiedział dyrektor bez zbędnych wstępów.

Powszechnie uchodził za człowieka bardzo konkretnego i tegoż samego wymagał od współpracowników. Bardzo cenił swój czas i nigdy nie pozwalał sobie na jego marnowanie.

– Panie dyrektorze, chciałbym pana prosić o zgodę na pewne wyjątkowe odstępstwo od normalnego planu lekcji – zaczął Rysiek Kamiński.

- To znaczy...?

– Chciałbym przenieść jedną ze swoich lekcji z godzin porannych lub wczesnopopołudniowych na wieczór. Powiedzmy na dziewiętnastą.

– Chce pan zorganizować kółko polonistyczne? Proszę bardzo. Nie widzę problemu. Tylko czemu tak późno?

– Nie, panie dyrektorze. Ja chcę o tej porze odbyć normalną, obowiązkową lekcję. Na kółko polonistyczne przyjdzie mi przy dużym szczęściu kilku zapaleńców, a ja potrzebuję całej klasy, by zaszczepić im zamiłowanie do literatury.

– Dlaczego akurat o dziewiętnastej? Przyznam, że nie bardzo rozumiem. Dlaczego nie może pan tego robić w czasie normalnych lekcji? – Radomski zaczynał się niecierpliwić.

– Już panu wszystko tłumaczę, dyrektorze.

W ciągu zaledwie dziesięciu minut Rysiek zdołał klarownie przedstawić dyrektorowi swoją koncepcję przeprowadzenia lekcji. Zrobił to na tyle przekonująco i obrazowo, że Radomski, choć zwykle dość ortodoksyjny w swoich poglądach na proces kształcenia, wykazał łaskawe zainteresowanie i wyraził zgodę na wyznaczenie uczniom lekcji języka polskiego w szkole o godzinie dziewiętnastej. Rysiek nie posiadał się z radości. Wyszedł z gabinetu dyrektora szkoły w skowronkach.

– A coś ty taki rozchachany? – zagadnęła go młoda germanistka Magdalena Bącal.

Ostatnio zupełnie nie ukrywała swojej niedwuznacznej sympatii dla tego szalonego polonisty, zwykle chodzącego z głową w chmurach. Dziwiła się tylko, że on sam, w odróżnieniu od praktycznie całej męskiej społeczności liceum, pozostawał ślepy na jej nieprzeciętne wdzięki. Dla tej wyjątkowo atrakcyjnej, niespełna trzydziestoletniej kobiety stał się tym samym celem podboju – tym ciekawszym, im bardziej się opierał. Ryśkowi nie w głowie były teraz umizgi, bo pracy z młodzieżą oddawał się bez reszty. Była jego jedyną pasją, choć stawianą czasem na równi z koleżanką ze studiów zatrudnioną w liceum nr 14 przy Szczytnickiej, do której niezmiennie wzdychał i której gotów był oddać swoje zwariowane serce. Ta jednak wydawała się być raczej niezainteresowana jego afektem.

cdn.

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor