----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

24 września 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

"Następna osoba, od której usłyszę, że papież Franciszek jest demokratą, dostanie ode mnie w nos" zakomunikował publicznie Christopher Hale, dyrektor niewielkiej, katolickiej organizacji dobroczynnej z Waszyngtonu. Niewiele osób w podobny sposób wyraziło swoje odczucia wobec krążących po USA w przeddzień przyjazdu papieża opinii. Jednak wiele osób, w tym duchownych, podobnie jak Christopher Hall, chciałoby komuś za to przyłożyć w nos.

Na wiele dni przed wizytą próbowano przewidzieć tematy, jakie Ojciec Święty poruszy w czasie spotkań z wiernymi i politykami: ubóstwo, zmiany klimatyczne, małżeństwo, aborcja. Amerykanie często postrzegają Franciszka jako papieża progresywnego, postępowego, który odrzucił konserwatywne zasady swych poprzedników. Przecież delikatnie skrytykował globalny kapitalizm, namawia do walki ze zmianami klimatycznymi i zmienia zapatrywanie kościoła na homoseksualizm, rozwody, czy aborcję. Niektórzy twierdzą, że spycha on kościół na niezbadane wody.

Słuchając ostrych słów krytyki z ust wielu konserwatywnych polityków i komentatorów należy pamiętać, że wielu demokratom również nie po drodze z naukami papieża Franciszka, którego nie jest łatwo wpisać w jakąkolwiek kategorię obowiązującą w tym kraju. By lepiej zrozumieć przyświecające mu cele należy spojrzeć na Amerykę oczami papieża, zamiast oglądania i oceniania go oczami Amerykanów.

Po pierwsze scena polityczna w USA jest osobliwa. W kraju tym demokratyczny Kongresman może głośno sprzeciwiać się karze śmierci ze względów moralnych, ale jednocześnie zbyt głośno nie wypowie się przeciw aborcji. Republikanin może współczuć ubogim, ale chroniąc dochody swego komitetu wyborczego nie odważy się zaproponować podniesienia podatku najbogatszym.

"Franciszek, podobnie jak jego poprzednicy, podobnie jak cały Kościół, po prostu nie może być sklasyfikowany po jednej lub drugiej stronie amerykańskiej sceny politycznej" – mówi Vincent Miller, teolog z University of Dayton.

"Tu nie chodzi nawet o to, że w sprawach seksualności i ludzkiego życia zgadza się z republikanami, a w sprawach ekonomii z demokratami. Cały system jest wypaczony" – dodaje Miller.

Po drugie, mimo że papież ten postrzegany jest jako buntownik w przeżywającym kryzys Kościele, to nie jest on w stanie sam zmienić nauk Kościoła w jakiejkolwiek sprawie, nawet gdyby miał takie zamiary. A nie ma. Jest reformatorem, nie ma wątpliwości. Oczyścił finanse, zreorganizował Kurię Rzymską. W październiku biskupi zbiorą się na kolejnym synodzie, którego tematem będzie rodzina i nowe podejście do małżeństw wśród kleru oraz rozwodników. Ale tak jak zawsze, zmiany będą stopniowe i zgodne z wcześniejszym nauczaniem. Styl Franciszka może być inny, niż Jana Pawła II i Benedykta XVI, ale stara się on pokazać, że kontynuuje ich pracę, a nie wprowadza coś odmiennego. Wielokrotnie dawał do zrozumienia, że rodzina przeżywa kryzys, nie uznał małżeństw homoseksualnych i w wielu innych sprawach wykazał konsekwencję swych poprzedników.

Po trzecie, Franciszek jest papieżem globalnym. Nie przybył do USA, by przemawiać do wyborców, jak jakiś polityk odwiedzający krnąbrny stan lub powiat i starający się nawracać podwładnych. Najbardziej dynamicznie rozwijającą się częścią Kościoła są obecnie Ameryka Łacińska i Afryka. Nie Ameryka Północna i Europa, które w globalnej strategii Kościoła mają coraz mniejsze znaczenie.

"Dwie trzecie katolików pochodzi obecnie z krajów rozwijających się -–mówi Maryann Cusimano Love, profesor z Katolickiego Uniwersytetu Ameryki – To dokładnie odwrotnie, niż dwieście lat temu, gdy dwie trzecie Kościoła znajdowało się na północy globu".

W swojej pierwszej encyklice, Laudato Si, skrytykował kraje północy za konsumpcyjny styl życia kosztem biednych, za co został przez wielu tutaj skrytykowany. Amerykański kościół jest zróżnicowany, historycznie fascynujący i ważny dla Watykanu. Jednak rozpętane przed wizytą w USA kontrowersje, krytyka i wiążący się z tym niewielki spadek popularności zbytnio papieża nie martwi. Przybywa tu bowiem jako duszpasterz, głowa Kościoła, a nie polityk.

Jego troska o biednych i rodzinę nie jest przypadkowa, czy udawana i nie jest wcale elementem jakiegoś tajnego planu. Jako młody ksiądz w Argentynie przeżył wieloletni okres niestabilności politycznej i zamieszek. Jego poglądy ukształtowane zostały w tamtym okresie w wyniku ciągłych tarć pomiędzy kościołem i rządami komunistycznymi. W latach 60. i 70. powstał w Ameryce Łacińskiej ruch teologii wyzwolenia, który dość szybko zyskał uznanie wśród przywódców kościoła. Grupa ta postanowiła, że ubodzy mają znaleźć się w centrum katolickiego nauczania i posługi. Uznano, że Ameryka Łacińska jest wykorzystywana przez światowe potęgi jako źródło surowców i zamożności. 50 lat później ta sama myśl pojawiła się w pierwszej encyklice papieża Franciszka, który choć pisał o klimacie, to jednak zaznaczył, że należy stawić czoła niesprawiedliwościom świata.

Niektóre odłamy wspomnianego ruchu zostały zbytnio upolitycznione, stąd pojawiały się opinie, że trochę przypominają ideologię marksistowską. Nawet ówcześni hierarchowie Kościoła wyrażali zaniepokojenie. W latach 80. Jan Paweł II poprosił kardynała Josepha Ratzingera, późniejszego papieża, o wydanie instrukcji "O niektórych aspektach teologii wyzwolenia". Mówiła ona między innymi o ryzyku odchylenia, szkodliwym dla wiary i życia chrześcijańskiego, spowodowanym przez niektóre formy teologii wyzwolenia, które bezkrytycznie wykorzystują pojęcia zapożyczone z różnych nurtów myśli marksistowskiej".

Jorge Mario Bergoglio tymczasem starał się znaleźć rozwiązanie pośrodku – pisze historyk Kościoła, Austen Ivereigh. Odrzucał on politykę i ideologię zajmując się ubogimi. Wielokrotnie zarzucano mu, że karmi ich nie pytając, dlaczego są głodni. Według Franciszka Kościół ma służyć biednym i dlatego jako głowa Towarzystwa Jezusowego w Argentynie w latach 70. wysyłał księży do biednych dzielnic z posługą. Dlatego jako papież wciąż mówi o biednych.

Ojciec Święty postrzegany jest w USA jako przeciwnik wolnego rynku i kapitalizmu. Nazywany często marksistą, a niektórzy używają bardziej dosadnych określeń. Gdy mówi o biednych i nawiązuje do swej przeszłości w Argenynie, dla wielu brzmi to jak zapowiedź zmian. Problem w tym, że nie jest. Zarówno Jan Paweł II jak i Benedykt XVI opowiadali się za reformami ekonomicznymi i otaczali opieką biednych. W USA katolicyzm wykorzystywany był jako ostoja dla poglądów konserwatywnych, wybranych wartości etycznych i moralnych, przy jednoczesnym bagatelizowaniu krytyki fundamentalizmu rynkowego i militaryzmu wyrażanych przez poprzednich papieży. Tak było wygodniej, a poza tym, powiedzmy szczerze, większość obecnych krytyków Franciszka po raz pierwszy i tylko we fragmentach, przeczytała słowa jakiegokolwiek papieża. Bo wszyscy to robią, bo stało się to modne, bo często się o tym mówi.

Dopiero odmienny styl Franciszka i sposób komunikowania się z wiernymi przyciągnęły uwagę Ameryki. Kilka miesięcy po rozpoczęciu pontyfikatu w Adhortacji Apostolskiej Evangelii Gaudium napisał: "(...) Pewni ludzie nadal bronią teorii przepływu bogactwa, które zakładają, że wzrost ekonomiczny oparty o wolny rynek nieuchronnie spowoduje większą sprawiedliwość i upodmiotowienie ludzi. Opinia ta, która nigdy nie została potwierdzona faktami, wyraża się w prymitywnym i naiwnym zaufaniu w dobroć ludzi posiadających ekonomiczną siłę (władzę) oraz w sakralizowane mechanizmy systemu ekonomicznego (...)".

Słowa te w USA wywołały wiele kontrowersji i spowodowały przyklejenie do papieża Franciszka określenia "antykapitalista". A przecież Franciszek nie odbiega od nauki JP i Benedykta – mówią znawcy kościoła – Przecież ostatnich 10 papieży, od Leona XIII, konsekwentnie krytykowało równocześnie socjalizm i ideologię kapitalistyczną.

Na przykład w 1991 r. w Centesimus Annus, właśnie w trosce o najuboższych Jan Paweł II otwarcie wyraził wątpliwość, czy byłe kraje komunistyczne powinny przyjmować wolnorynkowy kapitalizm. A w 2013 r. Benedykt zauważył istnienie samoloubnego i indywidualistycznego sposobu myślenia powiązanego z kapitalizmem finansowym.

Cały Kościół, a więc i Franciszek, ma taki sam stosunek do Marksa i Wall Street.

"Kościół zawsze był bardzo ostrożny w odniesieniu do dwóch skrajności – przypomina Tony Annett, doradca w Earth Institute na Columbia University – Jedną jest kolektywizacja, znana częściej w historii jako socjalizm. Drugą jest indywidualizm".

W czasie swoich podróży po świecie papież Franciszek wielokrotnie szczerze wypowiadał się na temat wad w globalnych systemach politycznych i gospodarczych. Trudno więc byłoby mu zaprzeczyć, że nie wyraża podtekstów politycznych. Na ogólne pytanie, czy papież jest zaangażowany politycznie, teolog Vincent Miller z University of Dayton odpowiada z wahaniem, że nie. Po czym tłumaczy, że słowa papieża mają spore konsekwencje polityczne, ale nie mogą być zredukowane do zajęcia jednego stanowiska.

 

Najtrudniejsza była pierwsza wizyta

Wizyta papieża Franciszka w USA przypadła na trudne czasy zarówno dla kościoła, jak i dla USA. Nie jest ona jednak najbardziej skomplikowaną. Ojciec Święty przebywać tu będzie kilka dni, spotka się z wszystkimi najważniejszymi osobami, odwiedzi kilka miast, przemówi w Kongresie.

W 1965 r. podczas w ogóle pierwszych odwiedzin jakiegokolwiek papieża było znacznie trudniej. Paweł VI planował wtedy podróż do Nowego Jorku, by zaapelować o pokój na forum właśnie powstałej ONZ, zwłaszcza w odniesieniu do coraz większych niepokojów na granicy indyjsko-pakistańskiej.

Wyzwaniem dla administracji amerykańskiej było godne przyjęcie gościa bez naruszania obowiązujących zasad. USA nie miało bowiem wtedy żadnych stosunków dyplomatycznych z Watykanem, co zmieniło się dopiero w latach 80. Nie można było przyjąć papieża jako głowy państwa, zaprosić oficjalnie do Białego Domu, etc. Powszechnie uważano wtedy, że nawiązanie kontaktu dyplomatycznego złamałoby zasadę rozdziału kościoła od państwa i dało papieżowi możliwość wpływania na sprawy krajowe.

Jednocześnie prezydent Lyndon Johnson nie mógł wizyty papieża Pawła VI zignorować, równoznaczne byłoby to z obrażeniem Kościoła i katolików na całym świecie. Znaleziono więc rozwiązanie mówiąc, że prezydent ma zamiar w tym czasie przebywać w Nowym Jorku na serii spotkań, więc niejako przy okazji na pewno obydwaj znajdą chwilę, by gdzieś porozmawiać.

Miejscem tym był hotel, Waldorf-Storia, w którym przygotowano pokój na spotkanie papieża z prezydentem USA. Inne rozwiązanie w tamtych czasach nie wchodziło w grę.

Franciszek przybył do USA na kilka dni i rozmawia z wieloma ważnymi osobami na wiele tematów, wśród których jest ubóstwo i klimat. Jednak głównym celem jego przylotu jest Filadelfia i Światowe Spotkanie Rodzin. To Benedykt XVI wyznaczył to miasto jako tegorocznego gospodarza i zobowiązał się do odwiedzin. Franciszek niejako wypełnia obietnicę złożoną przez poprzednika, choć temat rodziny jest mu bardzo bliski.

Najtrudniejszy element to rozmowy z wiernymi. Kościół traci ich w krajach rozwiniętych, których mieszkańcy nie zgadzają się z oficjalnym stanowiskiem w wielu sprawach. W niedawnym sondażu Pew Research okazało się, że jedna czwarta amerykańskich katolików jest po rozwodzie, dwie trzecie chciałoby liberalizacji zakazów dotyczących antykoncepcji, a połowa zgadza się na zawieranie małżeństw przez kapłanów.

Dlatego papieża Franciszka można postrzegać jako rewolucjonistę, lub też osobę, która unowocześnia i dostosowuje Kościół do nowych czasów. Dla wielu osób o konserwatywnych poglądach jest to nie do przyjęcia. Dla pozostałych to pretekst do nowego spojrzenia na wiarę.

Na podst. usatoday.com, wikipedia, theatlantic.com, times.com
opr. Rafał Jurak

 

 

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor