----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

08 października 2015

Udostępnij znajomym:

Posłuchaj wersji audio:

00:00
00:00
Download

– Rysiek, jestem pod wrażeniem – powiedziała germanistka z uznaniem.

– Myślisz, że się udało? Dostrzegą w tym jakąś wartość?

– Na następnej lekcji sam się przekonasz, ale bardzo bym się zdziwiła, gdyby pozostali niewzruszeni po tym, co tu dzisiaj im zaserwowałeś.

Polonista był jej wdzięczny za te słowa. Potrzebował jakiegoś wsparcia. Nie zawsze jego dydaktyczne wysiłki przynosiły pożądany efekt. Tym razem miał nadzieję, że będzie inaczej. Pozbierał papiery, zgasił i wziął pod pachę swoją domową lampkę. Oboje wyszli na zalany światłem korytarz, gdzie tuż za drzwiami stał zakonnik w habicie z kapturem.

– Niech mnie szlag trafi! – wykrzyknął na jego widok Rysiek. – Mistrzu! Skądżeś się tu wziął?

Przyjaciele z podwórka uściskali się serdecznie.

– Na spotkaniu z młodzieżą w kościele usłyszałem, że jakiś szurnięty polonista każe uczniom przyjść na swoją lekcję o siódmej wieczorem. Od razu wiedziałem, kogo tu znajdę – odpowiedział Mirek.

– Magda, poznaj człowieka, który mnie i kilku innych ananasów na podwórku w Żarach wychował. Dzięki niemu w ogóle czytaliśmy książki.

– Bardzo mi miło. – Piękna germanistka podał zakonnikowi rękę, obdarzając go szczerym uśmiechem.

– Niech pani mu nie wierzy. Przesadza trochę, ale gdybym wiedział, że w szkole pracuje się w tak anielskim towarzystwie, to w życiu nie dałbym się wrobić w ten habit i poszedłbym młodzież uczyć jak mi Bóg miły – odpowiedział Mistrzu, łypiąc szelmowsko na Ryśka.

Nauczycielka niemieckiego lekko się zaczerwieniła, słysząc komplement. Jej kobieca próżność została mile połechtana. Podobał jej się ten nietypowy ksiądz.

– Ja cię, Rychu, szukałem, bo z Adasiem Gawlikiem i Romkiem Malińskim robimy spotkanie podwórkowe i tylko ciebie nam brakowało do kompletu.

– Z Adasiem? To on się odnalazł?!

– Nic nie wiedziałeś?

– Skąd! Bywam w Żarach raz na ruski rok, ale rodzice nic nie mówili. O, kurde! Genialnie! Kiedy i gdzie?

– Chodźmy. Tu już pewnie chcą szkołę zamknąć. Po drodze ci wszystko powiem.

Cała trójka opuściła budynek. Liceum Ogólnokształcące nr 9 zapadło w letarg aż do kolejnego poranka.

Niewielka restauracja na obrzeżach Wrocławia, którą wynalazł dla nich Mistrzu, urządzona była w staropolskim, domowym stylu. Wchodzących witała ciepła atmosfera przytulności i swojskiego jedzenia. Niewielki stół już na nich czekał.

– Prowadzi tę restauracyjkę pewna rodzina. Bardzo pobożni ludzie. Poznałem ich kiedyś na rekolekcjach – poinformował rozglądających się ciekawie przyjaciół z podwórka Mirek.

– U nas w Warszawce takich nie ma. Macie szczęście – stwierdził Romek. – Będę was tu częściej odwiedzał. Żarcie naprawdę takie dobre?

– Co ja ci będę mówił, Romuś. Skosztujesz, zobaczysz – odpowiedział zakonnik.

– No to co u was, chłopaki? – spytał Rysiek. – Ja chyba jedyny nic o was nie wiem. Romek, słyszałem w biznesy poszedł, a ty, Adaś?

– A, szwendałem się trochę po świecie. Imałem się różnych zajęć, ale w końcu wróciłem. Odnalazły mi się bratanice.

– I co tam w tym wielkim świecie robiłeś? – dopytywał się Rysiek

– Na przykład w Stanach pracowałem parę lat jako cieśla. Dobrze płacą.

Pozostali nic nie mówili. Wiedzieli, że Adam wstydzi się swojej przeszłości przed tym zwyczajnym nauczycielem polskiego, którego jednak bardzo lubił i zawsze darzył dużym szacunkiem.

– O, toś się pewnie nieźle odkuł – stwierdził Rysiek z nutką zazdrości w głosie.

- Udało się odłożyć trochę grosza. A ty co? Słyszałem, że gówniarzy uczysz.

– Nie takich znowu gówniarzy. Nastoletnia młodzież – poprawił go Rysiek. – Są zupełnie inni niż my. Czasem naprawdę trudno ich zrozumieć. Chyba są bardziej dorośli.

Restauracja powoli zapełniła się klientami. Wkrótce zajęte już były wszystkie stoliki. Stanowiło to niezaprzeczalny dowód wysokich walorów smakowych serwowanych tu potraw. Ludzie zawsze znajdą i docenią dobre jedzenie. Reklamą nader często jest sama jakość.

– Witam księdza Jana i jego przyjaciół – skłonił się kelner i jednocześnie właściciel restauracyjki, stając przy ich stole z notesikiem w ręku. – Co podać?

– Cześć, panie Michalczyk. Mówiłem, że nagonię panu klientów i proszę – odpowiedział ojciec Jan wesoło.

– Jeszcześmy nie zajrzeli do karty. To może za chwilę pan podejdzie... – powiedział nie bez racji Romek.

– Nie, nie. Poczekaj Romuś. Zaufaj mi – przystopował go zakonnik. – Panie Michalczyk, cztery obiadki poprosimy. I wszystko jasne.

Puścił oko do restauratora, a ten skinął głową z uśmiechem. Zrozumieli się bez zbędnych słów. Michalczyk skłonił się ponownie i zniknął na zapleczu. Chłopaki patrzyli na Mistrza jak na wariata.

– Ty, Mistrzu, a jak nie będzie mi smakować? – spytał go Adam, wyrażając tym samym opinię pozostałych.

Mirek podniósł palec wskazujący do góry, podobnie jak to kiedyś zwykł był czynić profesor Kwiatkowski, gdy czuł, że uczeń zamierza palnąć właśnie jakąś bzdurę.

– Będzie ci smakować, Adaś. Daję ci na to stuprocentową gwarancję – powiedział z najwyższym przekonaniem zakonnik. Chłopaki odchylili się w wygodnych fotelach z raczej powątpiewającymi minami.

– Człowieku małej wiary, czemu zwątpiłeś? Powiedział kiedyś Chrystus do... No, pamiętasz do kogo i kiedy?

– A skąd mam wiedzieć? – obruszył się Adam.

cdn.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor