----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

29 października 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

– No co jest, Gawlik, mam ci pomóc? – rzucił Bolo zaczepnie.

– Dobra, idę – odpowiedział spokojnie Adam.

W tym momencie Grażyna poderwała się z sofy. Strach malujący się na jej twarzy jeszcze chwilę wcześniej nagle ustąpił miejsca agresji.

– Wynoście się stąd natychmiast, bo wezwę policję!! – wrzasnęła na całe gardło.

Bolo łypnął na nią spode łba zdumiony jej bezczelnością. Nie zamierzał tolerować takiego zachowania w stosunku do swojej osoby.

– Grażyna daj spokój – próbował ratować sytuację Adam. – Zostaw.

– No co się gapicie?! Wynocha! – nie traciła rezonu dziewczyna.

– Wkur... mnie ta dupa – powiedział Bolo spokojnie.

Szybkim ruchem wyciągnął pistolet i strzelił jej w głowę. Dziewczyna osunęła się martwa na dywan. Zanim Mistrzu zdołał wstać z fotela, kolejna kula przeszyła mu pierś. Kiedy chciał wziąć na muszkę człowieka, po którego tu przyszedł, zorientował się nagle, że jego miejsce przy niedużej, drewnianej ławie jest już puste. Zorientował się za późno. Cios wyprostowaną dłonią w lewą część szyi, blokujący tętnicę, natychmiast pozbawiał przytomności. Szczęk łamanych kości i przetrącanych kręgosłupów szyjnych, chrupot gruchotanych krtani i pękających od przerażająco precyzyjnych, a jednocześnie druzgocących uderzeń kości skroniowych, oraz zręcznie wydłubywanych z oczodołów gałek ocznych, symbolizował fakt, że Adam wkroczył na wojenną ścieżkę. Zwierzęca szybkość Gawlika z łatwością wygrała z brutalną siłą drabów. Zaledwie kilkanaście sekund później niezwyciężony Bolo umierał z wyrazem najwyższego zdumienia na twarzy.

Grażyna zginęła na miejscu. Mistrzu próbował wydusić z siebie jakieś słowa do klęczącego nad nim Adama.

– Zostaw… zemstę… Bogu – zdołał powiedzieć, z ogromnym trudem łapiąc powietrze. Skonał chwilę potem.

Mężczyzna wstał i wyszedł z mieszkania. Nie zamknął za sobą drzwi.

 

ROZDZIAŁ XXIX

Podinspektor Marek Pelczar z wydziału zabójstw Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu relaksował się przed telewizorem, trzymając w dłoni szklankę z ulubionym piwem. Natrętny dzwonek telefonu zakłócił atmosferę zasłużonego odpoczynku.

– Kochanie, możesz odebrać? – zawołała Marta Pelczar z kuchni.

– Już idę – odpowiedział, wstając niechętnie i ciężko z ukochanego, bujanego fotela.

Głos męża, który Marta, zajęta gotowaniem zupy na następny dzień, usłyszała z przedpokoju, zmroził ją dokumentnie.

– Jasna cholera! – wykrzyknął zdenerwowany.

Wyszła z kuchni wystraszona.

– Co się stało?

– Muszę iść, kochanie – powiedział, zakładając marynarkę i buty. – Nie wiem, kiedy wrócę. Chyba późno. Nie czekaj.

– Ale co się stało?!

– Później ci powiem. Teraz naprawdę muszę lecieć.

Złapał jeszcze kluczyki do samochodu i wyszedł w pośpiechu, zamykając za sobą drzwi.

W mieszkaniu przy ulicy Legnickiej krwi było raczej niewiele, jak na taką ilość trupów. Pelczar rozejrzał się wokół wprawnym okiem.

– Kto ich znalazł? – spytał komisarza Andrzeja Wołka, człowieka, który go powiadomił.

– Sąsiad. Nazywa się... – Wołek zajrzał do notesu. – Ryszard Broniarz. W takim ogromnym bloku ludzie się nie znają. Każdy siedzi we własnej norze i pilnuje swojego nosa. Ten mówi, że jak usłyszał strzały, to wyjrzał na korytarz. Zobaczył otwarte drzwi, zajrzał do środka i zdołał jeszcze zadzwonić do nas. Siedzi tam teraz w łazience.

Pelczar poszedł we wskazanym kierunku. Na muszli znalazł trzęsącego się jak galareta szczupłego człowieka, około pięćdziesiątki. W drgającej jak u chorego na Parkinsona ręce trzymał papierosa. Wpatrywał się zacięcie w jeden punkt na przeciwległej ścianie.

– Panie Broniarz, muszę zadać panu parę pytań – powiedział Pelczar do mężczyzny podniesionym głosem.

– Co?

Broniarz spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.

– Panie Broniarz, widział pan człowieka, który wychodził z tego mieszkania?

– Co?

– Pytam, czy widział pan człowieka, który wychodził z tego mieszkania.

– Ja nic nie widziałem. Nikt nie wychodził. Tylko ci tam... – odpowiedział drżącym głosem.

– Musiał pan kogoś widzieć. Pozna pan tego człowieka? – naciskał Pelczar.

– Nikogo nie było. Ja nikogo nie widziałem.

Głos mu się łamał. Uniósł papierosa do ust. Nie udało mu się zaciągnąć. Drżenie ręki było nie do opanowania. Pelczar wrócił do komisarza i ludzi wykonujących zwyczajowe w takich okolicznościach czynności.  

– Albo jest w szoku i nic nie pamięta, albo naprawdę nikogo nie widział – zwrócił się do Wołka. – Co tu się, kur.. mogło stać?

– Ten wytatuowany tutaj trzyma pistolet. Po badaniach balistycznych będzie wiadomo na pewno, ale moim zdaniem on wykończył dziewczynę i księdza. Potem delikwent, którego szukamy, załatwił wszystkich czterech. Tak mi się wydaje.

– Żeby załatwić takie kupy mięśni, to musiałby być jakiś pierdolony Rambo – powiedział z niedowierzaniem Pelczar.  

– Myślę, że Rambo przy tym gościu to panienka z pensji. To najwyższej klasy zawodowiec. Rasowy zabójca. Był sam, bo nie ma śladów bójki. On z nimi nie walczył. On ich po prostu wyeliminował. Myślę też, że coś go musiało łączyć z tymi zastrzelonymi.

– No to pięknie. Wiemy już czyje to mieszkanie?

- Właścicielka nazywa się, a właściwie nazywała – ruchem głowy wskazał Grażynę – Grażyna Gawlik. Na razie ją sprawdzamy.

cdn.

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor