Okropna okładka, czysty żywy kicz: para pięknie wyretuszowanych ludzi, w tle efektowne eksplozje, tak ładne jak pokaz fajerwerków, na szkarłatnym niebie sylwetki samolotów zrzucających bomby, a wszystko to skąpane w ognistej poświacie – mamy nieodparte wrażenie, że coś takiego może być jedynie zapowiedzią kolejnej ckliwej historii z kolekcji Harlequina, których wydaje się całe mnóstwo, i które można streścić jednym, znanym skądinąd zdaniem – miłość ci wszystko wybaczy!
Jeśli jednak przyjrzymy się bliżej, to cała sytuacja pokazana na okładce raczej nie wygląda na romansowo-urokliwo-erotyczno-sielankową. Wspomniana para młodych i przystojnych ludzi nie patrzy na siebie w płomiennym uniesieniu. Ich spojrzenia nie krzyżują się, nie są skoncentrowane na sobie, każde z nich patrzy w innym kierunku. On prosto przed siebie (na oglądającego książkę), ona w bok, gdzieś w dal – oboje są poważni i zamyśleni. Ona dotyka jego twarzy czułym gestem, a on obejmuje ją w talii, co ewentualnie może sugerować pewien taneczny aspekt całej sceny, ponieważ druga jej ręka spoczywa na jego ramieniu. Do tego wszystkiego, co jest nadzwyczajnie dziwne, biorąc pod uwagę bombardowanie widoczne za ich plecami, są nienagannie ubrani. On w trzyczęściowym garniturze i krawacie, ona w czarnej sukni wieczorowej bez pleców, w pełnym makijażu i do tego perfekcyjne fryzury zarówno jej jak i jego – dlaczego zatem w tle fajerwerki wybuchów bombowych i sylwetki nadlatujących samolotów z ledwie, ale jednak, widocznymi czarnymi krzyżami hitlerowskiego lotnictwa? Dlaczego to specyficzne, nienaturalne, teatralne (operowe) upozowanie obu postaci?
Z całą pewnością tak skonstruowana okładka komunikuje nam sprzeczne informacje i jej poprawne odczytanie nie jest tak łatwe i oczywiste, jakby się to mogło wydawać na pierwszy rzut oka. Można zgadywać, że coś intymnego i jednocześnie tajemniczego łączy te dwie osoby, coś, co sprawia, że nie rzucają się na siebie w ekstatycznym uniesieniu. Coś każe im patrzeć nie na siebie, ale w kompletnie przeciwnych kierunkach. Co ciekawe, żadne z nich nie spogląda za siebie, gdzie trwa bombardowanie. Tak jakby ich to nie dotyczyło, jakby te dwa światy były kompletnie oddzielne i w żaden sposób nie nakładały się na siebie: nikt nie ucieka, nikt nie krzyczy, nikt się nie reaguje – zupełnie jak w operze: świat się wali, krew płynie z przesztyletowanego serca, ale to wszystko nic – aria musi być zaśpiewana do końca.
Na tak skomponowanej okładce mamy jednakowoż jeszcze jeden dodatkowy element, a jest nim tytuł książki – „Uciec od przeznaczenia. Dziennik Fajwela. Getto i czas zagłady”. Teraz dopiero cała sprawa naprawdę nabiera dynamiki i jeszcze bardziej się komplikuje, no bo jakże to – getto, ucieczka, a tu wieczorowo ubrana i nienagannie uczesana para zastygła w intymnym geście z bombardowaniem w tle?
Może to wyglądać z jednej strony na kompletne nieporozumienie: ilustrator nie przeczytał książki, usłyszał, że jest w niej istotny wątek miłosny, a rzecz dzieje się w czasie wojny więc poszedł w swej pracy po linii najmniejszego oporu. To jedna możliwość.
Druga zakłada natomiast, że życie jest kompletnie nieprzewidywalne i nigdy nie możemy być nikogo, ani niczego pewni, szczególnie zachowań ludzkich w sytuacjach granicznych, a takimi z cała pewnością były: życie w getcie, jego likwidacja, czy z niego ucieczka.
Jest jedno takie, zresztą bardzo krótkie, opowiadanie dotyczące ostatnich chwil walki w getcie, tuż przed ostateczną likwidacją, opisujące młodą dziewczynę, która z ogromną determinacją szuka po opustoszałych mieszkań zrujnowanego getta krawcowej, aby ta przerobiła jej sukienkę, którą chce założyć do ślubu.
„Bo jak można, żyjąc w getcie, gdzie nie ma co jeść, na ulicach umierają ludzie, martwić się o to, jak się wygląda? Ale dla niej to mimo wszystko ważne. – Nie zrobią z nas Niemcy zwierząt – pisze Janka, czyli Janina Bauman w zbiorze wspomnień Zima o poranku, wydanych po latach”. (za: Moda warszawskiego getta, P. Pacuła)
Ilustracja książki Philippe Smolarskiego może być więc jednocześnie czytelna i nieczytelna. Być „drogowskazem” w dobrym i złym kierunku. Może wyjaśniać, ale też zaciemniać, objaśniać, ale też komplikować, może odrzucać, ale też przyciągać, nudzić albo intrygować.
Czy powinna być inna, a jeśli tak, to jaka?
Historia, która stanowi akcję tej książki jest zupełnie niebywała i jak już pisałem w poprzedniej części tej recenzji, może z łatwością stanowić kanwę dla rewelacyjnego filmu akcji. „Uciec od przeznaczenia – dziennik Fajwela. Getto i czas zagłady”, czyta się przysłowiowym jednym tchem i nie ma w tym określeniu żadnej przesady. Mamy w nich tak zbudowaną opowieść, że doświadczamy złudnego uczestnictwa w doskonale skonstruowanym thrillerze, w którym każda bieżąca minuta służy tylko i wyłącznie do podkręcenia napięcia w następnej sekwencji – ucieczki, pościgi, uwiezienia, nieustanne zagrożenie, śmierć czyhająca na każdym rogiem, fałszywi agenci, szpiedzy, a jednocześnie obezwładniający swa mocą romans głównych bohaterów – taki zestaw nie daje czytelnikowi nawet chwili oddechu! Absolutnie nie pozwala mu się nudzić w trakcie czytania tej nie najlepszej literacko i zdecydowanie nie najwybitniejszej artystycznie opowieści.
„Smolarski odkrywa dla czytelnika postać Fajwela, bohatera niepokornego, potrafiącego zawsze i wszędzie skutecznie walczyć o swoje życie i interesy – gangstera, przemytnika broni oraz narkotyków i prawdziwego „króla” żydowskiego półświatka przedwojennej Warszawy. Wojna zastaje go w Chinach. Aby ratować rodziców i brata odbywa niesamowitą podróż z Chin do warszawskiego getta. Do Warszawy dociera niestety zbyt późno, żeby to uczynić. Spotyka tu jednak i ratuje Marię, austriacką Żydówkę, jak się okazało, największą miłość jego życia. Ich wspólna ucieczka – praktycznie przez całą okupowaną Europę lat 1941/42 – przed ścigającą ich policją III Rzeszy, jest pełna dramatycznych i dynamicznych zwrotów akcji. W tym „filmie sensacyjnym” bohaterami są na równi, postacie historyczne oraz te stworzone przez autora.
Książka została wydana latem 2014 roku we Francji i w Anglii, a 2015 roku w Niemczech i w Polsce. Oto niektóre z recenzji, jakie pojawiły się po jej opublikowaniu:
– wartki historyczny dreszczowiec, który zadowoli zarówno fanów kryminału, jak i miłośników historii
– fascynujące połączenie postaci historycznych i wymyślonych, splecione fikcją
– historia, pełna szczegółów i prawd historycznych, jest prowadzona w zawrotnym tempie, jedna opowieść goni następną z taką wirtuozerią, że nie sposób odłożyć tej książki.
Philippe Smolarski to francuski historyk i archeolog, ekspert od sztuki azjatyckiej. Był dyrektorem Europejskiego Instytutu Studiów Chińskich w Brukseli i organizatorem wielu wystaw poświęconych sztuce chińskiej. Urodził się w Strasburgu, na stałe mieszka i pracuje w Brukseli. Przez wiele lat mieszkał także w Chinach i Rosji. Troje z jego najbliższych przodków pochodzi z Polski, urodzili się w Łodzi, Warszawie i Zaklikowie.
Zbyszek Kruczalak