----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

05 listopada 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

W 2012 roku The New York Times opublikował alarmującą historię nastolatki, której ojciec złożył skargę na sieć sklepów Target. Zdenerwowały go przysyłane do niej reklamówki z dziecięcymi kołyskami i ubrankami dla niemowląt. Biorąc pod uwagę wiek córki, jest to działanie nieprzyzwoite utrzymywał mężczyzna. Później okazało się, że dziewczyna była w ciąży, tylko nie zdążyła powiedzieć o tym rodzicom. Pierwsi dowiedzieli się o tym handlowcy.  

Nieokreśleni "oni" posiadający tak bogatą wiedzę o nas, to nie żadne tajne stowarzyszenie, rząd, czy wywiad jakiegoś kraju. To firmy zajmujące się zbieraniem danych pochodzących z internetu, banków, szkół, rejestrów publicznych, etc. Wymieniając się informacjami, analizując je, stosując zmyślne algorytmy są w stanie powiedzieć o nas niemal wszystko. Na pewno więcej, niż się spodziewamy lub życzylibyśmy sobie. Są w stanie przewidzieć nasze zachowanie w określonej sytuacji. Oczywiście tajne stowarzyszenie może również wszystkie te dane posiąść. Wystarczy zapłacić. Rząd i wywiad mają swoje własne sposoby zbierania informacji. Służą temu systemy PRISM i XKeyscore, o których dowiedzieliśmy się od Edwarda Snowdena. Działają inaczej i szukają czego innego, ale o nich więcej nieco później.

Mieszkańcy Stanów Zjednoczonych mają niewielki wpływ na to, jakiego rodzaju danymi na ich temat się handluje. Owszem, temat jest często poruszany, ale jak dotąd nie uczyniono zbyt dużo. W wielu krajach już dawno powołano specjalne agencje zajmujące się ochroną danych, stworzono prawa chroniące przed nadużyciami, a także – co jest bardzo ważne – konsekwencje dla łamiących te przepisy są surowe. W większości krajów europejskich firmy handlujące danymi muszą uzyskać na to naszą zgodę, strony internetowe mają obowiązek informowania o oprogramowaniu zbierającym dane. Coraz więcej państw wymaga też, by firmy takie udostępniały posiadane informacje zainteresowanym osobom, a te by mogły najbardziej osobiste dane kasować, blokować lub zmieniać.  

W USA, jeśli jakaś informacja staje się ogólnie dostępna, jej użycie nie jest w żaden sposób ograniczone. Teoretycznie nie ma w tym nic złego, bo najgorsze, co może się stać, to dokładniejsze określenie profilu konsumenta i pokazanie mu reklamy mogącej go zainteresować. Jednak w pewnym momencie nagromadzenie wielu danych na temat konkretnej osoby może okazać się niepożądane, a w konsekwencji niebezpieczne.

Amerykanie wysoko cenią sobie prywatność. Są tu bardzo dokładnie i skutecznie chronione sektory, jak choćby służba zdrowia. Ale przeciętny mieszkaniec kraju nie zdaje sobie sprawy, jakie dane na jego temat krążą wokół. Oczywiście spodziewać się można imienia i nazwiska, daty urodzenia, adresów, sympatii politycznych, stanu posiadania, itd. Jednak wielkie korporacje zajmujące się zbieraniem informacji na nasz temat robią coś jeszcze – przewidują, zgadują i wyciągają wnioski – w ten sposób są w stanie z bardzo dużym prawdopodobieństwem określić najbardziej intymne i ukryte strony naszego życia.

Jeśli mamy patent żeglarski, to prawdopodobnie lubimy wodę i chętnie spędzimy nad nią wakacje. Jeśli czytamy pisma poświęcone elektronice, to na pewno nas temat interesuje, a w domu nie brakuje u nas różnych gadżetów. Jeśli dwa nasze ostatnie samochody były tej samej marki istnieje duże prawdopodobieństwo, że trzeci też nią będzie. To wszystko informacje bardzo przydatne firmom marketingowym. Ale w połączeniu dają pełny obraz osoby, przyzwyczajeń i zachowań.

Ktoś uznany za mało zarabiającego zasypany zostanie ofertami pożyczek, ale na wyższy procent i na gorszych warunkach; posiadacz motocykla w komputerach firm ubezpieczeniowych figurował będzie jako ryzykant, który musi zapłacić więcej. Przykładów jest wiele. Kategorii, do jakich możemy trafić jest też wiele, a każda bardzo dokładnie opisana. Oceny wystawiane są na podstawie danych rządowych (na przykład rodzaj i wysokość politycznych kontrybucji), danych publicznych (może to być profil na Facebooku), oraz komercyjnych (historia naszych zakupów).

Musimy mieć świadomość, że wszystko, co robimy pozostawia ślad. Każde posłużenie się kartą kredytową lub kartą stałego klienta, każdy wpis do bazy danych, każda informacja umieszczona w internecie, każde kliknięcie myszką i klawiaturą. Na pewno wiele osób zauważyło, że juz kilka minut po wpisaniu do wyszukiwarki internetowej hasła np. słońce, w rogu ekranu lub na otwieranych później stronach pojawiać się zaczną reklamówki biur podróży. Każdego dnia, nieprzerwanie, tysiące zmyślnych programów przeszukuje wszystkie dostępne bazy danych i kolekcjonuje informacje na nasz temat. Firmy zbierające dane wiedzą, ile zarabiamy, ile posiadamy, czy mamy w domu zwierzę, jakie i w jakim wieku. Wiedzą również, czy używamy w sklepach kuponów oraz jaki jest nasz ulubiony proszek do prania. Znany jest nasz rozmiar obuwia i spodni, data otrzymania ostatniego mandatu i zmiany oleju w samochodzie. Na podstawie naszego zachowania, zakupów i zainteresowań w internecie wspomniane programy domyślą się, czy ktoś jest w ciąży - czego dowodem przytoczona na początku historia z Nowego Jorku.

Z jednego komentarza zamieszczonego w sieci (która nie jest anonimowa, nawet jeśli nam się tak wydaje) dobrze napisany program jest w stanie wyciągnąć kilka wniosków przydatnych firmom marketingowym. W katalogach znajduje się ponad 80 proc. adresów emailowych w USA, prawie miliard transakcji kupna i sprzedaży nieruchomości przeprowadzonych w okresie ostatnich 100 lat, kopie prawie 100 milionów podań o pożyczkę. Korporacja Datalogix we współpracy z Facebook posiada informacje marketingowe dotyczące niemal każdej rodziny w kraju i historię tryliona transakcji handlowych z ostatnich lat.

Możemy dowiedzieć się, co o nas wiedzą firmy marketingowe. Musimy jednak podać jeszcze więcej danych, by zajrzeć do tych zbiorów. W ten sposób tylko poszerzamy wiedzę tych firm. Nie możemy niczego zmieniać i usuwać, chyba, że na drodze sądowej.

Federalna Komisja Handlu od dawna naciska na Kongres, by zmienił on prawo. By pozwolił nam na kontrolę sprzedawanych na nasz temat informacji, a także wprowadził obowiązek informowania nas o ewentualnej transakcji. Według komisji powinniśmy również mieć prawo do zablokowania możliwości handlu naszymi danymi. Na razie jednak panuje pełna samowola i nikt rynku tego nie kontroluje.  A jest to rynek wart kilkaset miliardów dolarów rocznie.

Coraz więcej osób twierdzi, że mamy pełne prawo do paranoi. Jeszcze niedawno osoby widzące wszędzie podsłuchy i kamery uznawane były za niepoczytalne. Dziś to dobrze poinformowani. Zastanówmy się nad tym spokojnie. Otoczeni jesteśmy przez urządzenia elektroniczne wyposażone w mikrofony – nasz telefon, komputer, czy system w samochodzie. Urządzenia te coraz częściej są ze sobą połączone. Coraz częściej wykonują polecenia głosowe. By to robić, muszą słuchać, wysyłać dźwięk, zapisywać i analizować. Nawet gdy nie mówimy do nich, też nasłuchują. Wprawdzie jesteśmy zapewniani, że nasza prywatność nie jest naruszona, ale czy możemy mieć taką pewność?

Najnowszy produkt firmy Amazon, zmyślne i niewielkie urządzenie o nazwie Echo. Na razie na rynku domowym najlepiej naśladujące sztuczną inteligencję. Może odpowiadać na różne pytania, włączać radio, przeszukiwać w naszym imieniu internet. Wystarczy zapytać o coś lub poprosić. Przysłuchuje się też prowadzonym w domu rozmowom i mimo że uśpione, mikrofon ma aktywny. Bo przecież w każdej chwili może być potrzebne. Na razie możemy być spokojni, ani nasz telefon, ani Echo, ani inne urządzenia elektroniczne nie podsłuchują nas. Ale mogą. Wystarczy, że ktoś je do tego wykorzysta. Zresztą odpowiednie oprogramowanie już istnieje.

Do niedawna super tajne programy PRISM i XKeyscore przeszukiwały internet i zapisy rozmów telefonicznych. Użytkownikom, czyli agencjom bezpieczeństwa pozwalały śledzić każdy ruch wybranej osoby. Na podstawie naszych zainteresowań, odwiedzanych stron, wypowiadanych słów tworzyły niepowtarzalną charakterystykę osoby, podobną do odcisku palca. Zresztą dalej działają i dowiadujemy się o nich coraz więcej. Do tajnego programu szpiegowskiego administrowanego przez NSA przystąpiły największe firmy branży internetowej: Microsoft, Yahoo, Google, Facebook, AVM Software, YouTube, Skype, AOL, czy Apple. Na żądanie NSA firmy te zobowiązały się do przedstawienia danych zawartych w listach elektronicznych, wszelkich danych przechowywanych na dyskach operatorów internetowych – w tym także zdjęć i materiałów wideo, danych przekazywanych w formie transferu plików, za pośrednictwem tzw. telefonii internetowej (VoIP), wideokonferencji, czatów głosowych i wideo, danych gromadzonych przez serwisy społecznościowe, a także loginów. Prism przeszukuje te olbrzymie ilości danych posługując się słowami kluczami.

O ile fakt wykorzystywania takich programów przez agencje zajmujące się bezpieczeństwem nas uspokaja, to podobne narzędzie w rękach dużej, niekontrolowanej korporacji może wydać się podejrzane. Podobno na razie nie mamy się czym martwić. Ale uspokajające słowa płyną od lat, a my coraz mniej jesteśmy w stanie ukryć przed innymi. Odbierana jest nam powoli prywatność, którą tak bardzo cenimy. Gdy ktoś zna nas bardzo dobrze, jest w stanie wpływać na nas na wiele sposobów. Za pomocą bezpośrednich, nachalnych reklam, ale też wykorzystując wyniki wyszukiwania przeglądarek internetowych i podsuwając nam wybrane informacje. Nad tym wszystkim zastanawiają się od lat politycy, którzy nie są w stanie wprowadzić mechanizmów ochronnych. Część uważa, że są niepotrzebne, część, że i tak jest już za późno.

Tymczasem gdzieś na jakimś serwerze nieustannie zbierane są informacje na nasz temat. Każdy drobiazg dopełnia obrazu naszej osoby, stajemy się coraz lepiej widoczni, znani i przewidywalni. Nie bądźmy zdziwieni, gdy dostaniemy do skrzynki pocztowej lub domowej reklamówkę żółtych butów w czerwone plamki i pomyślimy, że są fajne, bo od jakiegoś czasu chodzi za nami potrzeba kupna czegoś śmiesznego i właściwie czemu ma nie być tym element garderoby. W tym wszystkim właśnie o to chodzi, o poznanie nas tak dobrze, byśmy nawet nie musieli zastanawiać się sami nad naszymi potrzebami. Wszystko podsunięte nam będzie pod nos. To jest właśnie to największe niebezpieczeństwo, przed którym jesteśmy ostrzegani.

Na podst. nytimes, ftc.gov, theatlantic, wikipedia,
opr. Rafał Jurak

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor