----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

05 listopada 2015

Udostępnij znajomym:

Trwa pobieranie wersji audio...

Śmierć gen. Kiszczaka w symboliczny sposób zamyka kolejny etap rozliczeń z komunizmem w Polsce. Nie żyją już prawie wszyscy decydenci z tego okresu, a my wiemy już coraz więcej o ich działaniach.

Czesław Kiszczak był być może jedną z bardziej zagadkowych postaci w historii PRL. Wieloletni oficer kontrwywiadu i wywiadu wojskowego, szef tych służb w latach 70., w 1981 roku jako wojskowy zaczął kierować innym resortem siłowym: ministerstwem spraw wewnętrznych, w tym Służbą Bezpieczeństwa – instytucją, która tworzyła tarczę i miecz systemu komunistycznego w Polsce, która miała ponosić ciężar walki z zagrożeniami, i która jednocześnie była ważnym podmiotem politycznej układanki. Był człowiekiem z zewnątrz, ale zapanował nad aparatem przemocy, wykorzystując go zgodnie z poleceniami władzy komunistycznej.

Generał Kiszczak wydaje się też ciekawą postacią ze względu na rolę, jaką odgrywał przy boku Wojciecha Jaruzelskiego jako ostatniego przywódcy Polski Ludowej. Znali się z wojska, razem uczestniczyli m.in. w obaleniu Gomułki po masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. To Jaruzelski sprowadził go do MSW, by mieć swojego człowieka na jednym z kluczowych odcinków aparatu władzy. To Kiszczak współplanował wprowadzenie stanu wojennego i wziął na siebie większość „mokrej roboty” – to milicjanci, zomowcy i esbecy mieli zająć się internowaniem opozycjonistów i dławieniem oporu społecznego, wojsko zaś miało występować jako siła manifestująca potęgę systemu i troskę o stan państwa, jednocześnie zaś nie brudzić sobie rąk krwią.

Wreszcie Kiszczak był prawą ręką Jaruzelskiego w procesie „dogadania się” z opozycją. Przypomnijmy – w pierwotnym założeniu dogadania się kontrolowanego, które nie miało doprowadzić do upadku systemu komunistycznego w Polsce, a prowadziłoby do jego wzmocnienia i zneutralizowania opozycji. To „Drogi Czesław” był jednym z ludzi, którzy realistycznie patrzyli na sytuację PRL w drugiej połowie lat 80., głównie zresztą dzięki zapleczu informacyjnemu, jakie dawała kontrola nad MSW i SB. To Kiszczak znowu wziął na siebie „brudną robotę” – rozmowy z opozycją, reprezentowanie władzy, przejście od roli „złego policjanta” do polityka, z którym można znaleźć kompromis. Rzadko zauważa się, że Jaruzelski w zasadzie nigdy nie uczestniczył w rozmowach z opozycją i nie angażował się w reformy Messnera i Rakowskiego – wolał do tego wykorzystywać swoich ludzi, samemu wchodząc w rolę władcy, który panuje z wysokości.

Nawet sprawny szef policji nie jest w stanie zapobiec upadku systemu, któremu służy. Kiszczak, mimo przemyślanych planów i sieci tajnych agentów, nie przeciwstawił się upadkowi PRL i PZPR. Odegrał jednak jeszcze jedną rolę – pomógł w miękkim lądowaniu swojej ekipy. Nie tylko poprzez wynegocjowanie z opozycją żelaznych reguł transformacji. Kiszczak pozostał ministrem spraw wewnętrznych do lata 1990 r., będąc nawet wicepremierem w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Obrazki, które znamy z pierwszych scen „Psów” Pasikowskiego – palenie teczek i zacieranie śladów po działalności SB, kulawa weryfikacja jej pracowników – była realizowana pod płaszczem „Drogiego Czesława”. Jest to fakt, można co najwyżej zastanawiać się, czy dałoby się to zrobić lepiej.

Od lat 90. wobec Czesława Kiszczaka prowadzono postępowania sądowe, mające na celu ukaranie go za działalność w latach 80. Do najważniejszych należał proces ws. masakry w kopalni Wujek w grudniu 1981 r. oraz duży proces twórców stanu wojennego. Obydwa procesy, a także wiele innych śledztw, rozbijało się o sprawy proceduralne, np. niekompletność materiałów i brak jasnych dowodów mimo poszlak wskazujących na przynajmniej częściową winę oskarżonych. Przykładem skrajnym był fakt, że w procesie o wprowadzenie stanu wojennego Jaruzelskiego, Kiszczaka i innych członków WRON oskarżono z paragrafu, który wykorzystywany jest przy procesach... gangsterów (członkostwa w związku przestępczym o charakterze zbrojnym).

Do tego w ostatnich latach doszedł ostatni motyw – naturalne starzenie się podsądnych, którzy z racji złego stanu zdrowia byli wyłączani z postępowania, a całość się opóźniała. Na ławie oskarżonych spośród decydentów pozostał w chwili ogłoszenia wyroku już tylko Kiszczak i Stanisław Kania, czyli poprzednik Jaruzelskiego w KC PZPR. Co ciekawe, ten drugi został uniewinniony, wszak gdy wprowadzano stan wojenny był już na bocznym torze, a wcześniej długo wstrzymywał się przed rozwiązaniem siłowym.

Wiele dyskutuje się nad sprawą procesów nad PRL-owskimi decydentami. Gorycz, zwłaszcza ofiar i ich rodzin, budzi to, że osoby odpowiedzialne za ich cierpienie nie zostały skazane prawomocnym wyrokiem sądu. W myśl po ludzku rozumianej sprawiedliwości takie działanie powinno zostać podjęte. Dla wielu te problemy z osądzeniem Kiszczaka czy Jaruzelskiego stanowią dowód na to, że Polska wciąż nie wyzwoliła się z okowów dyktatury, a okrągłostołowe elity powstrzymują słuszne dążenia.

Można na to spojrzeć jednak inaczej – przykład rozliczeń z dyktaturami (nie tylko komunistycznymi) w różnych krajach jasno pokazuje, że załatwienie tego w taki sposób jak proces norymberski hitlerowców jest bardzo trudne (a i on sam miał wiele błędów). Dlatego czasem warto spojrzeć na to, jak dane wydarzenia i postacie osądzi historia – a w wypadku takich osób jak Czesław Kiszczak wydaje się to już teraz jasne.

Interesujesz się historią? Chcesz wspomóc portal, który codziennie ją popularyzuje? Wejdź na http://histmag.org/wsparcie

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor