----- Reklama -----

Ogłoszenia, felietony, informacje Polonijne - Tygodnik Monitor

12 listopada 2015

Udostępnij znajomym:

Najgorszy klient? Taki, który dużo wymaga i albo nie płaci za usługę w ogóle, albo z dużym opóźnieniem. Nikt nie chce z taką osoba robić interesów, bo to zbyt duże ryzyko. W przypadku dużej instytucji lub komórki rządowej wielu jednak podejmuje się zadania licząc, że pieniądze w końcu kiedyś znajdą się, a ewentualny zysk pokryje wszelkie niedogodności i problemy. Duży klient, to zwykle dobry klient. No chyba, że utraci wypłacalność. No właśnie...

Takim kłopotliwym klientem od kilku lat jest stan Illinois. Ostatnie problemy budżetowe sprawiły, że wstrzymano wszelkie wypłaty i zakupy dokonywane są na kredyt. Po raz pierwszy w historii zdarzyło się jednak, że zdenerwowany wykonawca wziął sprawy w swoje ręce. Nie, nie podał rządu w Springfield do sądu, bo to nic by nie dało. Odebrał dostarczony wcześniej towar.

Chodzi o pięć samochodów ciężarowych dowożących jedzenie do stanowych placówek penitencjarnych, które dealer odebrał, gdy kolejny miesiąc z rzędu nie pojawiła się na jego koncie umówiona spłata pożyczki. Coś takiego jeszcze nie miało miejsca. Odbierano pojazdy różnym osobom i firmom. Władza jednak nigdy tego nie doświadczyła. To z jednej strony śmieszna informacja, z drugiej bardzo smutna. Pokazuje niewydolność lokalnego rządu i kompletną beztroskę osób w nim zasiadających.

Rewident stanu Illinois ocenia, że kolejny rok kalendarzowy rozpoczniemy z zaległościami dochodzącymi do 13 miliardów dolarów. Mowa jest wyłącznie o niezapłaconych rachunkach. To z kolei oznacza, że tysiące prywatnych firm, większych i mniejszych, udziela stanowi kredytu, oddając usługi i towary za darmo i licząc na spłatę długu w przyszłości. Z jednej strony kontrakty rządowe są bardzo lukratywne. Zwykle ta sama usługa lub towar ma znacznie większą wartość, gdy zamawia ją rząd. Trudno jest się obrazić i zerwać umowę, bo można sporo stracić. Z drugiej strony, ile można czekać? Pół roku, rok? Dwa?

W przypadku opisanym wcześniej, zaległe rachunki za wydzierżawione samochody opiewały na 17 tysięcy dolarów. To niewiele. Są tacy, którzy czekają na miliony. Wśród nich szpitale, producenci żywności, firmy budowlane. Nawet zwycięzcy loterii stanowej.

Każdy z nas w podobnej sytuacji utraciłby zdolność kredytową, prawdopodobnie na wiele sposobów słono zapłaciłby za beztroskę w spłacaniu należności. Springfield nic sobie z tego nie robi. Z jednej strony głośno mówi się o przyciąganiu inwestorów, z drugiej nie spełnia podstawowych zasad prowadzenia biznesu.

Tymczasem osoby odpowiedzialne za ten bałagan nic sobie z niego nie robią. Pewnie dlatego, że będą ostatnimi, które odczują brak pieniędzy. Prawo jest tak skonstruowane, że rząd i parlament mogą funkcjonować nawet, gdy stanie już wszystko inne. Upływa kolejny miesiąc budżetowego impasu, a żadna ze stron nie chce ustąpić. Kibicuję gubernatorowi, bo drogą wskazywaną przez Madigana podążaliśmy już wielokrotnie, zwykle prowadzi ona na urwisko. Nie bardzo rozumiem też próby zrzucenia na Raunera odpowiedzialności za zaistniałą sytuację.  W końcu to nie decyzje ostatnich kilku miesięcy doprowadziły do sytuacji, w której dealer ukradkiem odbiera stanowi pięć ciężarówek. Owszem, gdyby się ugiął przed Madiganem i spółką, gdyby zrezygnował z planowanych zmian, część rachunków byłaby zapłacona. Ale w najmniejszym stopniu nie rozwiązałoby to sytuacji. W przyszłym roku konieczna byłaby kolejna podwyżka podatku. Właściwie podatków, bo na jednym by się nie skończyło.

Na 18 listopada zaplanowane jest kolejne spotkanie tzw. liderów. Tym razem organizowane na prośbę kilkunastu organizacji pozarządowych załamanych zaistniałą sytuacją. Madigan już zapowiedział, że w spotkaniu może weźmie udział, ale wcześniej chciałby wiedzieć, o czym będzie na nim mowa. Chciałoby się złapać go za klapy szytej na zamówienie marynarki, potrząsnąć i wykrzyczeć w twarz: o budżecie! O pieniądzach! O tym, że dealerzy odbierają wam już niespłacane samochody!

Ale to by raczej nie pomogło.

Jedyne, co może go zmusić do współpracy, to rezygnacja z planów gubernatora. Madigan utrzymuje, ze proponowane zmiany wymierzone są w związki zawodowe. Trochę w tym racji jest, ale nie do końca. Poza tym o ile uzgodnienie budżetu na teraz jest bardzo ważne, o tyle wyznaczenie strategii na kolejne lata jeszcze ważniejsze. Mieszkam w Illinois, pracuję tu, płacę podatki. Zależy mi, by gdzieś na końcu tego ciemnego tunelu widać było światełko. Może być nikłe, ledwo widoczne, ale niech będzie. Na razie jedziemy w ciemnościach kolejny rok i zastanawiamy się, czy cokolwiek jeszcze kiedyś rozświetli mrok.  

Jeśli chodzi o spór Madigana z Raunerem, to ich argumenty nie mają dla mnie znaczenia. Tu nie chodzi o to, który ma rację. Tu chodzi o wpływy w okresie najbliższych kilku lat. Pomysły Raunera mogą być takie sobie (choć uważam, że nie są złe), ale jeśli uda mu się je wprowadzić wbrew woli Madigana, przełamany zostanie monopol tego człowieka w Springfield. Później można dyskutować dalej, ale już na innych zasadach.

Na razie panowie prężą muskuły, a my zadziwiająco spokojnie się temu przyglądamy. W końcu wynik tego pojedynku będzie miał dla nas ogromne znaczenie. Prawdopodobnie dla naszych dzieci i wnuków też. Illinois pozostaje jednym z najgorzej zarządzanych stanów, zaczyna być niewypłacalne, ma wysokie podatki i jest na przedostatnim miejscu listy stanów przyjaznych człowiekowi. Tuż za New Jersey. Do tego zabierają tu samochody.

Miłego weekendu.

Rafał Jurak
rafal@infolinia.com

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor