„W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego.”
Pierwsze zdanie powieści jest tak ważne, że czasem pisarz na tegoż znalezieniu poprzestaje. Początek jakiegokolwiek zresztą tekstu jest istotny z różnych względów: musi przecież przykuć, albo przynajmniej przyciągnąć, uwagę czytającego, musi go wprowadzić w nastrój i temat, musi sugerować to, co po nim i to w taki sposób, by odbiorca nie czuł się nie tylko zagubiony, ale przede wszystkim, by nie był rozczarowany – tyle się spodziewałem po pierwszym zdaniu, a tu co?
Ten paraliżujący strach z całą pewnością towarzyszył autorowi najsłynniejszego chyba „pierwszego zdania” w historii literatury:
„W piękny poranek majowy wytworna amazonka, siedząc na wspaniałej kasztance, jechała kwitnącymi alejami Lasku Bulońskiego.”
Pisze go w „Dżumie” Alberta Camusa zwyczajny, porządny urzędnik Joseph Grand. Jest tak obezwładniony językową misją swego pomysłu napisania powieści, że nie wychodzi nigdy poza granice tegoż słynnego zdania – przytłacza go odpowiedzialność artystycznego przesłania. Co ciekawe, sam Joseph nie jest przeznaczony, by umrzeć. Zapada wprawdzie na dżumę, ale ostatecznie wychodzi z niej zdrowy – powieści jednak nigdy nie kontynuuje.
Co interesujące, jest to „meta” pierwsze zdanie, zdanie nad zdaniem, bo „Dżuma” sama w sobie, jako powieść zaczyna się zupełnie inaczej – mamy więc w jednym tekście dwa zdania początkowe. Camus otwiera swą kultową powieść tak:
„Ciekawe wypadki, które są tematem tej kroniki, zaszły w 194 r. w Oranie” – to natychmiast sytuuje nas w atmosferze oczekiwania na to, co ma się wydarzyć! Jakie to ciekawe wypadki i dlaczego w Oranie i dlaczego w 194 roku?
W jednym z poprzednich artykułów pisałem o innym fenomenalnym pierwszym zdaniu, otwierającym jedną z najbardziej znaczących powieści w historii literatury europejskiej. „Pani Dalloway” Virginii Woolf zaczyna się tak:
„Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty” – co za nadzwyczajnie zwykłe wprowadzenie w niezwykłość owego dnia, gdy Clarissa przygotowywała się do wydania wieczornego przyjęcia. Co się wydarzyło potem i jak można to cudowne pierwsze zdanie przetransponować w czasie i przestrzeni fenomenalnie pokazał Stephen Daldry w filmie „Godziny”, który z dużej mierze opiera się na tekście Michaela Cunninghama, pod tym samym tytułem i która to powieść zaczyna się z kolei tak:
„Wychodzi pospiesznie z domu, w płaszczu zbyt ciężkim jak na tę pogodę”.
Dlaczego wychodzi „pospiesznie” w nieodpowiednim płaszczu i gdzie się spieszy?
Jak napisał nadzwyczajnie celnie Wiesław Juszczak w swym artykule zatytułowanym „Trema”, a zamieszczonym swego czasu w Tygodniku Powszechnym:
"Godziny" to pierwotny tytuł "Mrs Dalloway". Michael Cunningham, pisząc powieść o tej powieści, przypomniał ten pierwszy zamysł Virginii Woolf. Stephan Daldry, opierając się na bardzo dobrej książce Cunninghama, stworzył filmowe arcydzieło.
"Mrs Dalloway said she would buy the flowers herself".
To zdanie stało się jednym z najsłynniejszych powieściowych incipitów. Banalne stwierdzenie, że pewna dama z dzielnicy Westminster zdecydowała się osobiście pofatygować, by zamówić kwiaty na przyjęcie, jest niby mocny hak, pewną ręką wbity w nieogarnialny już mur historii literatury; niby ciężki gwóźdź, który musi utrzymać ogromny, gęsty wieniec, przeznaczony na benefis jakiejś znakomitej aktorki albo na uroczysty pogrzeb wielkiego reżysera. Takie skojarzenie jest tu umyślne, albo narzuciło się samo”.
Za pozornie banalnym zdaniem: „Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty” kryją się niezgłębione ciemności, obawy, przerażenia i strachy psychicznej nadwrażliwości, która ocierając się o chorobę, zwykłe wyjście po kwiaty czyni aktem ogromnej odwagi. Niesamowite!
Pierwsze zdania są często wstrząsające, ale też intrygują, a często przyprawiają o drżenie. Tygodnik Polityka zamieścił nie tak dawno dziesięć najważniejszych, pierwszych zań literatury światowej. Jak piszą redaktorzy tego opracowania:
„Od pierwszego zdania wiele zależy. Jeśli chwyci – czytelnik da się porwać, a poza wszystkim na dobre je zapamięta. I samych pisarzy dopada „syndrom pierwszego zdania” – poświęcają długie godziny, by starannie ułożyć odpowiednią frazę. Taką, która nada ton reszcie opowiadania czy powieści.
Czy zdarzyło wam się rzucić książkę po przeczytaniu pierwszych zdań? Albo przeciwnie, zachwycić się nieznanym autorem? – pyta Justyna Sobolewska w swojej Książce o czytaniu. – I nie jest aż tak ważne, by było to zdanie atrakcyjne czy wpadające w ucho. Chodzi o to, żeby autor potraktował nas poważnie.
Z absolutną powagą proponujemy więc zestawienie pierwszych zdań, które przeszły do historii. I tak wybór zaczyna się od zacytowania kultowego zdania Marcela Prousta z „Poszukiwania straconego czasu”:
„Przez długi czas kładłem się spać wcześnie”.
Dlaczego, po co i w jakim celu? Teraz łatwo nam na te pytania o okolicznik przyczyny odpowiedzieć, ale w roku publikacji tegoż arcydzieła (1913), było to zdanie stawiające czytelnika w zdziwieniu i swoistym niepokoju, no bo w rzeczy samej: dlaczego bohater / narrator kładł się spać wcześnie przez długi czas?
Zaraz potem mamy:
„Był jasny, zimny dzień kwietniowy i zegary biły trzynastą” – jaka wielka i powszechnie znana powieść tak się zaczyna? Na co ten cytat może wskazywać? Pogodę, czas? Ale co z tego wiemy i ku czemu nas takie zdanie kieruje? Czy jest w nim coś nadzwyczajnego, czy jest w nim cokolwiek charakterystycznego i unikalnego na tyle, byśmy mogli zgadywać jego źródło bez większych trudności? Tak zaczyna się przecież książka wszech czasów „Rok 1984” Georga Orwella wydana w roku 1949. Pozornie nic się nie dzieje, jest zwykły dzień i jest jedna z nieskończonych godzin trzynastych (pierwszych), co było / będzie dalej? Z pewnością wydarzy się coś zupełnie innego, niż sugeruje kolejne pierwsze zdanie w wyborze prezentowanym w Polityce:
„Lolito, światłości mojego życia, ogniu moich lędźwi” – i tu akurat wszystko jest jasne. Przypomnieć jakkolwiek dla porządku trzeba, że powieść Vladimira Nabokova „Lolita” ukazała się po raz pierwszy w 1955 roku i na zawsze chyba pozostanie owiana aurą skandalu i perwersji, jakkolwiek nie bez powodu.
Zupełnie natomiast nie skandaliczne w żaden sposób było otwarcie powieści Stefana Żeromskiego, które weszło w obieg powszechny tak mocno i tak bardzo się zleksykalizowało, że używamy go często nie zdając sobie sprawy ze źródła:
„Ogary poszły w las” to początek „Popiołów”, które ukazały się po raz pierwszy w roku 1902 i do dziś przyprawiają nas o potężne zmagania z tą niebywała wręcz liczbą przymiotników, które tak kochał autor, a których jednakowoż w pierwszym zdaniu, o dziwo, nie ma wcale.
Zbyszek Kruczalak