10 kwietnia 2024

Udostępnij znajomym:

Przy okazji dyskusji o genezie wybuchu II wojny i pytań o możliwość realizacji innego scenariusza dla Polski, być może mniej tragicznego w skutkach, zawsze wraca problem potencjalnej współpracy z III Rzeszą.

Od początków 1938 r. niemiecki taran pokojowych podbojów rozpędzał się coraz szybciej. W marcu tego roku Hitler przeprowadził operację, której władzom w Berlinie nie udało się zrealizować po I wojnie światowej – przyłączył Austrię, zdominowaną przez ludność niemieckojęzyczną, do III Rzeszy. Wykorzystał do tego agenturę w postaci nazistowskiej partii działającej przeciwko niewiele mniej faszystowskiemu reżimowi kanclerza Kurta Schuschnigga. Wszystko to wzmocnione zostało groźbą użycia siły. Tak zwany Anschluss, czyli zagarnięcie Austrii, dopiero otwierało kolejne podboje bez wystrzału. Drugim krokiem był Sudetenland, czyli nadgraniczna część Czechosłowacji, zamieszkiwana przez niemiecką mniejszość. Tu wojna nerwów trwała pół roku i wydawało się, że wojna wybuchnie lada dzień. Działania Partii Niemców Sudeckich, ciągle stawiającej coraz to nowe żądania, doprowadziła do międzynarodowego kryzysu, w który zaangażowały się mocarstwa zachodnie. Premier Wielkiej Brytanii, Neville Chamberlain, wierząc, że spełnienie roszczeń Hitlera zaspokoi jego głód podbojów, a tym samym zapewni pokój Europie, zgodził się we wrześniu 1938 r. w Monachium na włączenie czechosłowackich terenów do Niemiec. Jak się wkrótce okazało – była to pomyłka. Już w połowie marca 1939 r. Hitler, nie zwracając uwagi na swoje wcześniejsze obietnice, zastraszył Czechów i podzielił ich państwo na okupowany Protektorat Czech i Moraw oraz marionetkową Słowację. A z rozpędu III Rzesza wymusiła także na Litwinach oddanie portu w Kłajpedzie, który przed I wojną światową należał do Cesarstwa Niemieckiego.

Wiadomo, że od jesieni 1938 r. niemiecka dyplomacja naciskała na Polskę, by „dogadać się” w sprawie innego spornego terenu, na którym zależało Hitlerowi – Gdańska. To Wolne Miasto od swojego powstania po I wojnie światowej było ogniskiem sporu między Polakami i Niemcami. Ci ostatni stanowili w tym mieście większość, chociaż ludność polska także stanowiła poważny odsetek mieszkańców, a dla młodej Rzeczpospolitej port gdański był oknem na świat (przynajmniej do czasu wybudowania Gdyni). W okresie dwudziestolecia obydwa państwa miały wpływ na sytuację w Wolnym Mieście, w realiach 1938 r. naziści chcieli to zmienić i włączyć Gdańsk do Rzeszy. Drugą sprawą do załatwienia miała być eksterytorialna autostrada i linia kolejowa łącząca Prusy Wschodnie i resztę państwa niemieckiego, biegnąca przez polskie Pomorze. W zamian Hitler obiecywał dobrosąsiedzkie stosunki i sojusz przeciwko Związkowi Radzieckiemu.

Polska odrzuciła te zabiegi, m.in. dzięki wsparciu ze strony Wielkiej Brytanii, która po likwidacji Czechosłowacji otrząsnęła się z polityki ustępstw i postanowiła sprzeciwić się Hitlerowi. Wiemy, co wydarzyło się potem – 1 września Wehrmacht przekroczył polskie granice i w trwającej nieco ponad miesiąc kampanii wojennej zajął (przy pomocy Armii Czerwonej) całą Polskę. A potem było już tylko gorzej. Stąd też dziś (choć również wtedy) zadawane pytanie – może należało przyjąć propozycję Hitlera, nie bawić się w romantyczne slogany o Ojczyźnie i honorze, ale wybrać politykę realną, która mogłaby przynieść konkretne korzyści w postaci setek tysięcy, jeśli nie milionów uratowanych żyć?

Zwolennicy opcji sojuszu z Hitlerem pytają czasem – i co z tego, że oddalibyśmy Gdańsk, z którego i tak mieliśmy niewiele pożytku i zgodzilibyśmy się na eksterytorialny korytarz? Można tu wskazywać przyczyny o charakterze moralnym: kapitulacja przed przemocą mogłaby rozbroić całe społeczeństwo, tak jak to stało się z Czechami. A kto mógł zapewnić, że Niemcy nie zażądaliby za chwilę innych ziem: całego Pomorza, Śląska czy Wielkopolski, która należała do nich przed I wojną światową? Zwłaszcza, że eksterytorialna autostrada znacząco ułatwiłaby zadanie niemieckiemu wojsku – bez większych problemów w ciągu kilku dni Wehrmacht mógłby zgromadzić pokaźne siły w odległości nieco ponad stu kilometrów od Warszawy.

Inni zwracają uwagę, że sojusznicy Niemiec w czasie wojny – Węgrzy, Rumunii, Bułgarzy – nie ponieśli dużo większych strat na tym sojuszu, sprytnie z niego wychodząc w odpowiednim czasie. Problem w tym, że Polska to nie małe państwo gdzieś nad Dunajem czy na Bałkanach, będące na poboczu strategicznych rozważań. Ziemie polskie leżą na wielkiej równinie biegnącej ze wschodu na zachód, między Niemcami a Rosją, w przedsionku „przestrzeni życiowej”, którą Hitler chciał zdobyć dla narodu niemieckiego. Tu w grę wchodziło tylko realne pełne podporządkowanie Warszawy Berlinowi.

W końcu zaś zostają nie mniej istotne pytania: co z Zagładą Żydów, która była celem Hitlera? Czy Polacy jako jego sojusznicy wzięliby w niej czynny udział? Albo co, gdyby nie doszło do wyobrażonej wspólnej defilady Wojska Polskiego i Wehrmachtu w Moskwie, a ZSRR przy wsparciu Zachodu wygrałby z Niemcami – i już nie bawił się nawet w udawanie, że Polacy byli jego sojusznikiem? Tragedia Polski w czasie II wojny światowej polegała na tym, że dokonany przez nią wybór był słuszny i ustawiał ją po dobrej „stronie mocy”, jednocześnie zaś przebieg konfliktu ułożył się dla Polaków źle pod względem strat ludzkich, terytorialnych, materialnych i kulturalnych. Nie zawsze jednak da się historię odwrócić prostym trikiem.

Tomasz Leszkowicz

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor