----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

25 marca 2024

Udostępnij znajomym:

„Wartość człowieka łatwo poznać na łonie natury, gdy się chce odstraszyć ptaki od drzew owocowych, sadza się na nich coś, co przypomina człowieka i nawet tak dalekie podobieństwo, jakie zachodzi między strachem na wróble a człowiekiem, wystarczy, aby napełnić ptaki lękiem” (Søren Aabye Kierkegaard, Albo-albo, Tom 1)

Albo – albo, czyli spójnik w wersji podwojonej, otwiera nas na dwie, skrajnie odmienne możliwości. Albo będzie ciepło, albo nie. Albo pojadę tam, albo zostanę tutaj. Innej drogi nie ma. Jest albo taki wybór - albo inny; dostajemy możliwość decydowania we wzajemnym wykluczeniu. To w gruncie rzeczy zatrważające, że tak niewielki wyraz w podwojeniu, a do tego będący nieodmienną częścią mowy, czyli istniejący tylko w jednej jedynej formie, daje nam tak nieograniczone możliwości realizacji postanowień.

Ale albo – albo, to nie tylko językowy i gramatyczny sposób na konieczność dokonania wyboru, to również kultowy, ikoniczny tekst Sørena Kierkegaarda pod takim tytułem. Czego dotyczy? Oczywiście rozdwojenia w podejmowania decyzji i ponoszenia tej decyzji konsekwencji, co oczywiście lokuje ten tekst w rozważaniach o granicach wolności, jakie sobie nakreślamy albo w jakich przyszło nam żyć.

Jeśli przyjrzeć się Białości Jona Fosse, to albo-albo pojawia się tam wielokrotnie w różnych konfiguracjach. W jakim celu? Spróbujmy ustalić najpierw jakie to konfiguracje:

"Wcześniej ogarnęła mnie nuda, mnie, który na ogół nigdy się nie nudzi, ogarnęła nuda. Nic z tego, co mógłbym zrobić, nie sprawiało mi żadnej radości. I dlatego po prostu zrobiłem coś. Wsiadłem do samochodu, ruszyłem, a potem tam, gdzie mogłem skręcić albo w prawo, albo w lewo, skręciłem w prawo, a kiedy znów mogłem skręcić albo w prawo, albo w lewo, skręciłem w lewo”(s. 5/6).

A także gdzie indziej:

„Jest albo tak, albo tak. Właśnie, tak albo tak. Matka albo ojciec. Biała istota albo mężczyzna w czarnym garniturze. Albo zasnę w lesie, albo wyjdę z lasu. Albo-albo. I albo mój samochód dalej będzie stał, albo uda mi się go wyciągnąć. Tak to jest. Albo-albo. Ale naprawdę dobrze było usiąść. Naprawdę potrzebowałem odpoczynku” (s. 37).

Zatem nie ma cienia wątpliwości, mimo że wszystko, co w Białości się dzieje, dzieje się w lesie i cieni tam mnóstwo, do tego zresztą też zaraz dojdziemy – iż albo-albo nie jest tu jedynie spójnikiem, którego użycie determinuje jedynie składnia zdania. Po co zatem Fosse tak zdecydowanie przywołuje Albo-albo, Kierkegaarda i o co chodzi w tekście tego filozofa, uznanego przecież za prekursora europejskiego egzystencjalizmu:

„Publikacja Albo-albo ukazała się w 1843 roku pod pseudonimem Victor Eremita i stała się w historii literatury najbardziej znanym i najczęściej czytanym utworem Kierkegaarda. Już wówczas wzbudziła w Danii olbrzymie zainteresowanie, a jeden z jej rozdziałów – Dziennik uwodziciela – wywoływał wręcz oburzenie i zgorszenie, co także znacząco wpłynęło na popularność książki.

To obszerne dzieło składa się z dwóch części, stanowiących pewnego rodzaju dialog pomiędzy dwiema fikcyjnymi postaciami, które reprezentują odmienne postawy życiowe, determinujące życie człowieka. Część pierwsza ma charakter estetyczny, jej autor – esteta – owładnięty jest poszukiwaniem sensu życia w zaspokajaniu potrzeb zmysłowych, ustawicznie szuka nowych doznań, unika nudy, wpada jednak przez to w melancholię. Część druga to natomiast listy etyka, skierowane do estety, wskazujące na zgubność jego postępowania. Etyk mówi o „wybraniu samego siebie”, wychwala małżeństwo, przy czym ustawicznie odnosi się do Boga i do religijności. Konfrontacja tych dwóch sposobów patrzenia na świat znana jest wszystkim pokoleniom. Swoją aktualność Albo-albo zawdzięcza jednak nie tylko tematowi, lecz także sposobowi, w jaki książka została napisana – nie narzucania poglądów autora, lecz raczej mistrzowsko skłaniana czytelnika do zastanawiania się nad sensem własnego życia” (za: nota wydawnictwa, Słowo/obraz, terytoria).

Dlaczego Kierkegaard jest tak ważny dla Fossego, że daje nam bardzo czytelne znaki-odsyłacze do Albo-albo, jakby bał się, że zbiegiem różnych przyczyn, moglibyśmy nie zauważyć owej ważności w kontekście Białości?  Co jest takiego fundamentalnego w dziele Kierkegaarda, co Fosse chce nam pokazać? Otóż, posiłkując się fragmentem artykułu Grzegorza Gruca i Piotra Mroza, Kierkegaard a Szestowowska koncepcja zagrożeń autentyczności egzystencji, możemy przeczytać:

„...wykształcony na klasycznych wzorach duński egzystencjalista poddał dokładnej i, jak się wkrótce miało okazać krytycznej, analizie pojęcia bytu i nicości, istnienia i stawania się […]

[Kierkegaard] wyraża pragnienie u progu swej filozoficznej drogi całkowitego poświęcenia się jednej, jedynej prawdzie, dla której mógłby żyć i dla której byłby gotowy umrzeć. Miała to być prawda subiektywna, a nie uniwersalna idea bytująca ponad czasem i przestrzenią, a więc prawda o abstrakcyjnym charakterze przeznaczona nie dla species, dla rodzaju ludzkiego, lecz prawda dla mnie: konkretnego, indywidualnego istnienia ograniczonego owym hic et nunc wytyczającym kondycję każdego człowieka. Tylko taka prawda może mieć znaczenie dla jednostki, stanowić niezbywalną część jej istoty, jej „ja”, osobowości”.

Wszystko to, co u Kierkegaarda, jest również u Fossego, tyle że w swoistym, mistycznym i katolickim odwróceniu. O tyle niepokojące i dziwne, ale tylko pozornie, że autor Albo-albo wychował się w protestanckim duchu duńskiej kultury religijnej, ale ponieważ nic nie jest oczywiste i jednoznaczne, okazuje się, iż Kierkegaard:

/Odkrył w nich [naukach Lutra i luteranizmie] istotne braki. Stąd mimo wyraźnych deklaracji pozostania przy wyznaniu narodowym, coraz bardziej skłaniał się ku katolicyzmowi. Kierkegaard odkrył, że protestantyzm jest zaledwie „środkiem korygującym” katolicyzm. Istnienie protestantyzmu od samego początku było zależne od istnienia Kościoła katolickiego. Stąd był raczej zwolennikiem kształtowania współczesnego protestantyzmu wedle wzorców katolickich niż reformowania katolicyzmu na modłę protestancką/ (za: Antoni Szwed, Sørena Kierkegaarda sąd nad Marcinem Lutrem i luteranizmem, w: Roczniki Filozoficzne).

To mnóstwo wyjaśnia w tekście Białości, a przede wszystkim pozwala zrozumieć tę istotną dla Fossego fascynację tekstem Albo-albo, który przywoływany jest w tekście Białości wielokrotnie wprost albo w zakamuflowany sposób. Jeśli przypomnimy sobie, iż:

„Publikacja Albo-albo ukazała się w 1843 roku pod pseudonimem Victor Eremita”, to natychmiast jasne staje się przywołanie litery V w Białości i to w kontekście spotkania rodziców, czyli najbliższych osób:

„… moja matka i mój ojciec, stoją tam i teraz trzymają się za ręce. Ich zwieszone ramiona układają się w literę V. Tak to oni. To moi rodzice. I patrzą na mnie. Wprost na mnie” (s. 38).

Jeśli dodamy do Victora wymyślone nazwisko Eremita, którym wprawdzie postać Białości nie jest wprost, ale jeśli mu się przyjrzeć bliżej, to pewne podobieństwa do pism eremitów są oczywiste;

„… i jest trochę tak, jakbym nie był sobą, tylko jakbym się stał częścią tej świetlistej istoty, która już nie jaśnieje w swej białości, i, tak, nie jest już żadną istotą, tylko po prostu jest […] tak, jakby wszystko nie miało już znaczenia, jakby znaczenie, tak, jakby znaczenie przestało istnieć…” (s. 41)

Trudno nie mieć wrażenia, że mamy tu do czynienia z czymś na kształt doświadczeń ojców pustyni, anachoretów, a co określa specyficzny stan umysłu, zwany ascedią.

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Białość, Jon Fosse, przeł. I. Zimnicka, wyd. Artrage, Warszawa 2024, s. 42

Zbyszek Kruczalak

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor