„Ameksyka – wojna wzdłuż granicy” Eda Vulliamy’ego, wydana w serii „Reportaż” wydawnictwa Czarne, jest drastycznym dowodem na to, że mamy oczy szeroko zamknięte, żyjąc w bańce ułudy, iż nas to nie dotyczy, nas to nie obchodzi, to nie nasza sprawa. Recz jasna ta perspektywa zmienia się, gdy ktoś z bliskich okazuje się uzależniony od narkotyków, czy to dosłownie, czy też „pośrednio”, wykonując zadania dla karteli.
Ameksyka pokazuje z chirurgiczną precyzją, jak to wieloaspektowe uzależnienie działa, odzierając nas ze złudzeń, że to nie nasza sprawa, że nas to nie obchodzi i nie dotyczy.
Dlaczego? Bo kartele narkotykowe są wszędzie. W Tijuanie, Juarez, ale też w Chicago, El Paso i Houston. Przekonanie, że to sprawa Meksyku czy innych latynoskich krajów, jest tak samo absurdalne, jak wiara, że ktoś lub coś, rozwiąże ten problem za nas.
A jaki to problem? Jeśli nie wiemy jaki, to warto rozejrzeć się wokół siebie. Po co? Żeby zobaczyć, nawet mając oczy szeroko zamknięte, że narkotyki w tym kraju są tak powszechne i tak dostępne, jak powietrze.
„Vulliamy opisuje drogi, jakimi podążają narkotyki z południa na północ i wskazuje ich destrukcyjny wpływ nie tylko na meksykańskie społeczeństwo. Amerykańskie rynki zbytu twardych narkotyków powodują, że praktycznie codziennie ginie kilku mieszkańców Meksyku tylko po to, by celebryta w USA uprzyjemnił sobie dzień, wdychając lub wstrzykując trujące substancje. Od Tijuany po Matamoros przy Zatoce Meksykańskiej – wszędzie kwitnie handel narkotykami, dla których życie są w stanie oddać setki ludzi, mając złudną nadzieję siły, potęgi i wpływu, jakie osiągają dzięki toksycznym substancjom” (za: J. Czechowicz, w: krytycznymokiem.blogspot.com).
Nie przemyca się ich dla samego przemycania i podkręcenia adrenaliny tym, którzy to robią, ale po to, żeby je sprzedać. Komu? No właśnie. Jak mówi „Dawey Webb, agent specjalny kierujący biurem ATF w Houston […] Kartele szukają alternatywnych źródeł dochodu, takich jak handel ludźmi, porwania dla okupu, interesy związane z przemysłem naftowym. – Ostatecznie jednak wszystko sprowadza się do narkotyków. – Gdyby ludzie nie kupowali prochów, handlarze nie mieliby pieniędzy na broń, taka jest brutalna prawda”.
Czy to możliwe? Wszystko jest możliwe, ale niezwykle mało prawdopodobne. Dlaczego? Odpowiedź jest zawsze taka sama i nie zmienia się nigdy – pieniądze. Nienasycona chciwość napędza wszystko, co diaboliczne w naturze człowieka. A kartele, narkotyki i broń to pieniądze niewyobrażalne:
„…przez mosty graniczne przechodzi dwieście milionów dolarów – mówi Ford. – To dwieście kilogramów gotówki, jeśli wszystko jest w setkach, bo banknot waży jeden gram. Jak wydasz to w Meksyku? Nie możesz pozbyć się takich pieniędzy! Mówią, że rocznie obroty w tej branży to pięćset miliardów dolarów. W całych Stanach w obiegu jest jednocześnie osiemset miliardów dolarów gotówki […] więc jak z powrotem wpuszczają tę kasę do obiegu? Przez legalne fundusze, prawda? Bo jak inaczej? Chyba, że jestem głupi i czegoś tu nie rozumiem […] jeśli masz ciężarówkę trefnej gotówki, jedziesz do miasta Meksyk, spotykasz się z szefem jakiegoś wielkiego amerykańskiego banku, który wyświadczy ci przysługę za sporą część tej kasy. Przedstawiciel przekaże twoje pieniądze jakiemuś cwaniaczkowi na pieprzonej Wall Street. Przecież inaczej to nie może działać. Myślisz, że znajdziesz choć jednego faceta, który jeździ po Meksyku i wydaje pieniądze z ciężarówki? Nie sądzę. […] To trochę dziwne, że Waszyngton kupuje całą tę technologię, ale nie pilnuje pieniędzy, a przecież to miliardy dolarów, zgadza się? Miliardy dolarów, które wędrują po amerykańskich bankach, a potem wracają do Meksyku. Nikt nigdy nie sprawdza, co się dzieje z tymi pieniędzmi. Nie wydaje się wam to dziwne?”.
Narkotyki generują kasę, za nią kupuje się „rzekę żelaza”, czyli ogromne ilości broni. Gdzie? Głównie i przede wszystkim w USA. Dlaczego? Bo tu kupowanie broni jest łatwe, lekkie i przyjemne. Paranoja i absurd? Absolutnie nie! Zatem co? Tylko kasa, jak w zdrowym kapitalizmie, w którym liczy się tylko i wyłącznie zysk za wszelką cenę. Wojna z narkotykami to dar z niebios dla karteli i producentów broni, samonapędzająca się maszyna do generowania niewiarygodnych zysków, które stale rosną, jak przystało na świetnie prosperujące korporacje, jakimi są współczesne kartele.
„Jak na ironię, prawo, które z taką stanowczością traktuje ludzi przekraczających granicę amerykańską, sprzeciwia się również wszelkim ograniczeniom sprzedaży broni potrzebnej kartelom narkotykowym. Choć departament sprawiedliwości uznaje kartele narkotykowe za zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, w odległości jednego dnia jazdy samochodem od granicy działa sześć tysięcy siedmiuset sprzedawców broni – przeciętnie jeden na kilometr. Jeden z takich punktów handlu, sklep o nazwie x-Caliber mieszczący się w Phoenix, został zamknięty na wiosnę 2008 roku, podejrzewano bowiem, że wysyła się stamtąd do Meksyku setki kałasznikowów i innych rodzajów broni. […] Dopóki my, obywatele Stanów Zjednoczonych, ułatwiamy tym ludziom zakup broni, dopóty będziemy dla nich łatwym celem”.
„W oczach autora cały północny Meksyk jest toksyczny. Kolejno wybierane władze nie robią nic, by ukrócić działalność zwalczających się karteli narkotykowych. Życie w Meksyku to pasmo zdarzeń z niewiadomym zakończeniem. Trudno powiedzieć, który dzień wyjścia do pracy za psie pieniądze, będzie ostatnim dniem życia. Dlatego też Meksykanie wybierają często życie po drugiej stronie granicy. Vulliamy bardzo szczegółowo dokumentuje, w jaki sposób odbywa się przemyt ludzi do USA. Jak wielu z nich, unikając granic położonych przy siedliskach ludzkich, ginie na palącej pustyni, która bywa bardziej bezlitosna niż niejeden boss narkotykowy. Ogromna desperacja uciekinierów zmusza ich do czynów wręcz niewyobrażalnych, ale czy po drugiej stronie pustynnego muru naprawdę żyje im się lepiej i godniej?” (za: J. Czechowicz, w: krytycznymokiem.blogspot.com).
I czy rzeczywiście to diabelskie zapętlenie narkotyków, broni, handlu ludźmi, wykorzystywania niewolniczej pracy dzieci i kobiet, horrendalnej korupcji, schorowanej chęci zysków za wszelką cenę, zatopione w oceanie pieniędzy - przynależy jedynie tym tam, gdzieś tam?
Kartele są wszędzie, też w Chicago, też w Nowym Jorku, a nie tylko w Houston czy w Juarez. Degenerują wszystko i wszystkich:
„Według jednego z raportów przedstawionego przez DEA w 2009 roku zakres działalności przestępczego imperium Los Zetas jest tak duży, że handel narkotykami generuje obecnie tylko dwadzieścia procent obrotów kartelu. Można to uznać za oznakę przerażającego zepsucia gospodarki, lecz Vale twierdzi, że należy traktować te dane w inny sposób. – Jeśli gospodarka będzie działać na zdrowych zasadach, to i oni będą musieli zmieniać swoje podejście. Uświadomią sobie, że naprawdę duże pieniądze można zarobić na legalnych interesach”. (s.423) Naprawdę?
Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej za:
Ameksyka, Wojna wzdłuż granicy (Amexica: War Along the Borderline), Ed Vulliamy, tłum. Janusz Ochab, Wydawnictwo Czarne, 2012
Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com