----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

18 stycznia 2023

Udostępnij znajomym:

„Dzieckiem w kolebce kto łeb urwał Hydrze,
Ten młody zdusi Centaury,
Piekłu ofiarę wydrze,
Do nieba pójdzie po laury.”

Wojna to termin w oczywisty sposób rozpoznawalny, granica jest również oczywistą oczywistością, ale co z Ameksyką? Ten zlepek dwu słów też nie wymaga jakiejś szczególnie skomplikowanej intelektualnie ekwilibrystyki. Ameryka i Meksyk – dwa światy z kompletnie różnych bajek, w niemożliwym połączeniu. To właśnie z tej niemożliwości powstała Ameksyka, pograniczne, albo raczej przygraniczne terytorium, łączące, w zatrważający sposób, nieograniczoną niczym chciwość i zachłanność kapitalizmu kraju pierwszego świata, ze skrajną biedą i desperacją ludzi świata trzeciego. Trudno się ustrzec od trywialnej konstatacji, że to połączenie stworzyło hybrydę, a raczej hydrę o wielu głowach, której łbów w wielkiej ilości nie da się w żaden sposób ukręcić, mimo że sieją one niewyobrażalne spustoszenie i śmierć, bo jeszcze nie narodził się nowy Herkules, by owe łby wypalił żywym ogniem, by przestały się odradzać w nieskończoność.

Mitologiczna opowieść o Herkulesie, który jest w stanie pokonać hydrę, łudzi nas nadzieją, że potwora można pokonać, a jego nieśmiertelną, najstraszniejszą, środkową głowę zakopać i tym samym unieszkodliwić. Przypomnijmy tę historię, nie tylko dlatego, że jest jednym z najważniejszych mitów, ale po to, by zobaczyć, jak antyczna symbolika idealnie wpisuje się w interpretację rzeczywistości Ameksyki:

Według tej historii, Herakles (Herkules w mitologii rzymskiej) był zmuszony do wykonania dziesięciu trudnych zadań, które wymagały od niego niezwykłej siły i odwagi, jako kary za zamordowanie swojej rodziny. Jednym z tych zadań było zabicie hydry, potwora zamieszkującego jezioro w Lernie.

Hydra była bestią o wielu głowach, jak twierdzą niektórzy było ich nawet sto. Herakles postanowił wyruszyć na poszukiwania hydry, która była groźna dla mieszkańców okolicznych miast, bo między innymi mordowała wędrowców, niszczyła plony i siała spustoszenie. Zabrał ze sobą swojego bratanka Iolaosa, który miał mu pomóc w walce z potworem.

Herakles dotarł do jeziora i rozpoczął walkę z hydrą. Próbował zabijać ją różnymi sposobami, jednak każde zabicie jednej głowy powodowało odrastanie dwóch nowych. W końcu Herakles wpadł na pomysł, by przy pomocy Iolaosa, ścinać głowy hydry i wypalać krwawiące miejsca. Najważniejszą, nieśmiertelną głowę zakopał i nakrył głazem.

O dziwo, zabicie hydry lernejskiej nie zostało mu zaliczone w ramach wyznaczonych dziesięciu zadań, podobnie jak wyczyszczenie stajni Augiasza, stąd zamiast dziesięciu, musiał wykonać dwanaście prac:

  • zabicie lwa z Nemei,
  • zgładzenie hydry lernejskiej, wielogłowego węża wodnego,
  • sprowadzenie łani kerynejskiej o złotym porożu i spiżowych racicach,
  • upolowanie wielkiego dzika, który pojawił się w okolicach Erymantos w Arkadii,
  • oczyszczenie niesprzątanej od 30 lat stajni Augiasza, króla Elidy,
  • wytępienie koło miasta Stymfalos zagrażających ludziom ptaków o dziobach i piórach z żelaza,
  • ujarzmienie byka z Krety,
  • uprowadzenie cudownych klaczy króla Diomedesa,
  • zdobycie pasa Hipolity – królowej Amazonek,
  • uprowadzenie wołów Geryona,
  • dostarczenie złotych jabłek z sadu pilnowanego przez Hesperydy,
  • porwanie z podziemi psa Cerbera.

Zabicie hydry nie zostało wliczone w dziesięć kardynalnych zadań z tego prostego powodu, że pomógł mu w tym bratanek. Ciekawe, że powodem nie był fakt, iż środkowa głowa była nieśmiertelna, więc zadanie było z góry skazane na niepowodzenie. Ze stajnią Augiasza sprawa jest znacznie prostsza. Za wyczyszczenie tego koszmaru ofiarowano mu zapłatę (której zresztą nie przyjął), a to było niedopuszczalne.

Dlaczego pisząc o reportażu Eda Vulliamy’ego zatytułowanego Ameksyka, wracamy do mitu, który jest wprawdzie wiecznie żywy, ale ma już dobrych parę lat i wydawałoby się, że przynależy do innej rzeczywistości, która ze światem pogranicza ma tyle wspólnego, co nic. Okazuje się jednak, że starożytni Grecy nie tylko dotknęli w swej genialności fenomenu fizyki kwantowej, ale byli też w stanie dotknąć niemożliwego w metaforze tego, co niemożliwe w świecie, a przecież istnieje i jest.

Dlaczego sytuacja Ameksyki jest niemożliwa i potrzebuje metaforyki mitologicznej, by ją opisać? Recz jasna to, co dzieje się na pograniczu amerykańsko-meksykańskim żadnej mitologii, szczególnie tej greckiej, nie potrzebuje, co nie znaczy, że mitów jako takich samo nie generuje, bo czyż mitem nie jest przekonanie, że niczemu, co tam się dzieje, nie można zaradzić, że kartele narkotykowe, które stanowią główne zło wszystkiego, są nieusuwalne, że degeneracja tkanki społecznej tego rejonu jest nieodwracalna, czy też przekonanie, że każdego można kupić, bo wszystko zależy jedynie od ceny?

O czym jest Ameksyka?

Reportaż otwiera brutalny widok okaleczonego wisielca w Ciudad Juáres. Oddzielone rzeką Rio Grande od bogatego i bezpiecznego El Paso, jest Juáres swoistym piekłem na ziemi, w którym przemoc to coś normalnego, zabójstwa stają się powszechnością, a codzienne życie naznaczają wpływy karteli narkotykowych, którym podporządkowane jest w mieście wszystko. Chociaż autor rozpoczyna podróż od Tijuany, to właśnie w Juáres zadaje najwięcej pytań o to, dlaczego pogranicze spływa krwią i czy mino ogromnego poziomu meksykańskiej korupcji ludzie mogą cieszyć się chociaż namiastką tego, co w normalnym świecie nazywa się poczuciem bezpieczeństwa.

Przejmująca jest groza reportażu Eda Vulliamy’ego. To książka drogi, która w drodze powstała. Autor przemierzył ponad 3,000 km amerykańsko-meksykańskiej granicy, by pograniczu temu nadać swą własną nazwę – Ameksyka. Co to za obszar?

„Pogranicze to kraina paradoksów: perspektyw i biedy, obietnicy i rozpaczy, miłości i przemocy, piękna i strachu, seksu i religii, znoju i życia codziennego. Sama granica stanowi dychotomię, jest nieszczelna, a zarazem dla wielu nieprzekraczalna”.

Vulliamy pokazuje bezmiar okrucieństwa i niesprawiedliwości, jaka ma miejsce tam, gdzie ludzi od siebie oddziela nieprzystępna, choć piękna pustynia i tam, gdzie Stany Zjednoczone i Meksyk, które przecież tak wiele dzieli, przytulają się do siebie przy granicy jak ma to miejsce choćby z Tijuaną i San Diego oraz El Paso i Ciudad Juáres, najbardziej chyba przerażającym miastem na trasie tej wędrówki. Vulliamy, gdy trzeba, wskazuje winnych. Częściej jednak pyta o przyczyny wielu tragedii i niewinnie wylanej na pustynnej granicy krwi. Jednocześnie stanowczo i wnikliwie analizuje ciemne strony zależności, w jakie od wieków uwikłane są USA i Meksyk i poprzez które na ich granicach dzieje się tak wiele zła. (za: J. Czechowicz, w: krytycznymokiem.blogspot.com)

Ameksyka – wojna wzdłuż pogranicza, odziera boleśnie ze złudzeń, którymi się karmimy mówiąc o kulturowej symetrii, wierze w nieustanny i konieczny rozwój, wartościach, jakie niesie demokracja, wolnym handlu i wielu innych zdegenerowanych i zdeformowanych formach rzeczywistości tu i teraz. Chciwość człowieka, bezwzględna żądza zysku, nigdy nienasycona zachłanność i pierwotna żądza mordowania jawią się w Ameksyce niczym łby hydry, odradzające się w nieskończoność.

Kontynuacja za tydzień

Ameksyka, Wojna wzdłuż granicy (Amexica: War Along the Borderline), Ed Vulliamy, tłum. Janusz Ochab, Wydawnictwo Czarne, 2012, s. 509.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor