Z Andrzejem Kulką w świat: Birma 2018, część 3
Środa, 17 stycznia
Dzisiaj jest nasz ostatni dzień aklimatyzacji w Bangkoku, oczywiście do wykorzystania w jak najbardziej rozsądny sposób. Po śniadaniu czeka nas całodniowe zwiedzanie stolicy Tajlandii, co zaczynamy od podziwiania największej atrakcji turystycznej miasta, jaką jest bez wątpienia fenomenalny Pałac Królewski z 1782 roku.
Pałac jest ogromnym, przepięknym zespołem architektonicznym mieszczącym nie tylko gmachy rządowe, salę tronową i salę koronacyjną, ale również najświętszy przybytek Tajlandii; Świątynię Szmaragdowego Buddy. Pałacowy kompleks jest ogromny, zajmuje powierzchnię 218 tysięcy metrów kwadratowych, otoczoną poczwórnym murem o długości blisko dwóch kilometrów.
Najświętszym posągiem Buddy w Tajlandii nie jest oglądana wczoraj figura ze Złotej Świątyni, ale 60-centymetrowa rzeźba z jaspisu odnaleziona w północnej prowincji Chiang Rai w 1464 roku. Od tamtej pory Szmaragdowy Budda był przenoszony przez poszczególnych władców do różnych stolic sąsiednich krajów, aby w 1784 roku znaleźć obecne schronienie w specjalnie wybudowanym, przepięknym pawilonie Phra Ubosoth na terenie królewskiego pałacu.
Podziwiamy tę rzeźbę-klejnot na równi z fenomenalną architekturą innych budynków kapiących złotem, z mozaikami, rzeźbami demonów, chińskich mandarynów i chyba setką mitycznych figur Garudy.
Po blisko dwugodzinnym, pełnym wrażeń zwiedzaniu pałacu przechodzimy na brzeg rzeki Chao Phraya, której żyzna dolina stała się kolebką Syjamu (obecnej Tajlandii). Po drugiej stronie rzeki wstrzeliwuje się w niebo smukła sylwetka głównej wieży Świątyni Jutrzenki - Wat Arun - co według mnie wygląda jak kosmiczny statek przygotowany do startu w międzygalaktyczną podróż. Świątynia Jutrzenki liczy co prawda 600 lat, lecz centralna stupa została wzniesiona dopiero dwa wieki temu.
Po obchodzie świątyni Wat Arun wsiadamy na długorufową łódź, która przez godzinę będzie nas wozić poprzez zakątki Bangkoku, gdzie - zdawać by się mogło - zatrzymał się czas. Pływając po rzecznych odnogach i kanałach - zwanych lokalnie klongami - widzimy stare domy na palach, budowle z drewna tekowego, nowoczesne rezydencje i okazałe gmachy. Podziwiamy ozdobne łodzie królewskie i barki holujące piasek. Oglądamy Bangkok, jakim był pół wieku temu, kiedy życie Tajów przebiegało w znacznej mierze na wodzie, a całe miasto pocięte było klongami, obecnie w większości zasypanymi. W ich miejsce, z nastaniem ery motoryzacji, powstały drogi.
Obiad z tajskimi daniami spożywamy na łodzi zakotwiczonej na rzece Chao Phraya. Muszę tutaj wspomnieć o pytaniu, jakie ze trzy lata temu zadał mi mieszkaniec Bangkoku: czego Tajowie NIE trzymają w lodówce? Wiadomo było, że gdzieś tu był ukryty podstęp, ale nikt z grupy nie trafił z właściwą odpowiedzią, która prawdę mówiąc nieco szokuje. Otóż Tajowie w lodówce przechowują leki, kosmetyki, wodę, piwo, ale nie żywność! Dlatego, że jedzenie kupują CODZIENNIE ŚWIEŻE na ulicznym straganie i do wieczora jest już skonsumowane. Tego właśnie bym sobie życzył w Stanach (gdzie mieszkam na stałe).
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również do Birmy i Bangkoku w styczniu 2019. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.