Może to tylko nadzieja, a może wpływ wiosny - mam wrażenie, że pomalutku zaraza nam odpuszcza. Może to tylko kalkulacja związana ze szczepieniami... Coraz częściej zastanawiamy się jednak, jak będzie wyglądało nasze życie już 'po'. Czy bardzo się zmieni? Co z rynkiem pracy, co z kosztami utrzymania? Jedni mówią, że nazbieraliśmy mnóstwo pieniędzy, bo w trakcie pandemii przestaliśmy wydawać. Inni zaś opowiadają o rosnącej biedzie, bezrobociu, zadłużeniu, bo potraciliśmy prace, mieszkania, samochody, popsuliśmy sobie historie kredytowe. Ceny wzrosną, bo przecież ktoś musi zapłacić za te wysyłane nam z Waszyngtonu czeki czy kredyty dla biznesów. Wiele miejsc pracy już nie wróci albo nie wrócą natychmiast. Przecież zamknęło się tyle firm czy zakładów usługowych. W Chicago wystarczy się przejechać ulicami Belmont czy Irving Park Road i zobaczyć, ile jest opustoszałych lokali, w których przed pandemią działały różne niewielkie biznesy.
Będzie więc dobrze, jeśli wrócimy do konsumpcyjnego stylu życia, bo to napędza gospodarkę, ale z drugiej strony rodzi się pytanie: czy będzie nas na to stać?
Jasne, że nie wszystkich, więc - na jaką skalę, kto będzie szarżował, kto oszczędzał, a kto biedował?
Po kryzysie 2008 roku zalała nas fala dobrych rad z gatunku - jak oszczędzać? Nic chyba nie było tak denerwujące jak "dobra rada": nie kupuj wody w butelkach, nie kupuj kawy poza domem, a zaoszczędzisz rocznie tyle i tyle. Kawiarni tymczasem przybywało, wodę w butelkach nadal kupujemy wszędzie i plastikowe butelki mordują coraz więcej żywych stworzeń w morzach i oceanach.
Z Polski teraz nadchodzą na temat oszczędzania wiadomości nawet kuriozalne. Głównie emeryci, ale także młodsi, czynni zawodowo - podejmują desperackie kroki, by mniej płacić za dostarczanie do domów wody, prądu, za wyrzucanie śmieci, chyba tam nazywa się to "media'.
"Warzywa myję w miseczce. Zbieram tę wodę. Wykorzystuję ją do spłukiwania sedesu".
"Wodą po myciu warzyw podlewam kwiatki".
"Po kąpieli nie wypuszczamy wody z wanny. Używamy jej do spłuczki w sedesie".
"W tej samej wodzie kąpie się w naszej rodzinie kilka osób."
"Staramy się jak najwięcej korzystać z toalety w pracy albo w centrach handlowych".
?
"Żeby nie korzystać w domu z łazienki".
"Wyłączam wszystkie urządzenia elektryczne, żeby nie ciągnęły prądu".
"Ogrzewamy w zimie tylko jeden pokój. Ale i tak jest nieźle - grzeje się od sąsiadów".
"Postawiłem biurko bliżej okna, dłużej mam światło słoneczne".
Na różnych forach dyskusyjnych nasi rodacy dzielą się poradami, uwagami, sposobami. Stałe opłaty związane z utrzymaniem domu czy mieszkania - wynika z tego - są dla wielu rodzin wielkim problemem. Połączenie wysokości opłat za zużycie wody z opłatami za wywóz śmieci jeszcze te trudności pogłębia. Ludzie kalkulują, że ograniczając zużycie wody jednocześnie zmniejszą sobie opłaty właśnie za wywóz śmieci. Na to odpowiadają totalni sceptycy, którzy mówią mniej więcej tak: no co z tego, że zaoszczędzisz, zmniejszysz swoje rachunki. Firmy dostawcze /prąd, woda/ też liczą. Zobaczą, że zmniejszają się ich wpływy - podniosą ci rachunki. I tyle.
Czy nie ma więc racjonalnego wyjścia? Czy emeryci będą musieli wyprowadzać się do mieszkań komunalnych? Tych mieszkań z pewnością też brakuje.
Ludzie dzielą się dobrymi radami: jeden buduje własną studnię, inny oblicza o ile taniej jest brać prysznic niż kąpiel w wannie. Ktoś liczy koszty zmywania ręcznego i w zmywarce. Na wielu forach internetowych są bardzo poważne i pożyteczne rady udzielane przez osoby, które wiedzą, o czym mówią. Można poszukać metod ograniczania rachunków za prąd, za ogrzewanie, gaz, wodę, oczywiście także za telefony, internet, za usługi bankowe.
Tutaj, u nas, też zawsze warto sprawdzić, czy nie przepłacamy za ubezpieczenia samochodów i domów, czy możemy mniej płacić za telefon i internet, czy ktoś inny może nam taniej dostarczyć prąd. Niektórzy nie chcą się bawić w te pozorowane pertraktacje, kiedy to klient udaje, że odejdzie do konkurencji licząc, że dotychczasowy dostawca na przykład internetu, zmniejszy mu cenę, albo przynajmniej - nie podniesie. Ta niechęć zaowocuje większym rachunkiem. Nikt sam dobrowolnie nie zmniejszy nam opłat, trzeba to wychodzić. Być może i tu, wśród nas, są osoby, które trzymają w wannie brudną wodę, żeby nią spłukiwać ubikację... Jak te problemy będą rozwiązywane w Polsce - trudno przewidzieć. Tutaj już wiele osób bierze sprawy w swoje ręce - przybywa mieszkańców samochodów. I nie chodzi o osiedla domów na kółkach, znane tu od lat. Chodzi o ludzi, którzy przystosowują swoje samochody, vany lub SUV tak, by mogły służyć za mieszkanie. To są też ludzie normalnie pracujący. Po prostu, gdy koszty utrzymania mieszkania lub domu przerastają możliwości zarobkowania - rezygnują, stają się współczesnymi nomadami. Nie ma pożyczki, nie ma komornego, rachunków za śmieci, prąd i tak dalej. A tanich mieszkań tu też jak wiemy - nie ma! Rośnie ruch budowania maleńkich domków, życia na farmach, prowadzenia gospodarstw samowystarczalnych. To wszystko jednak nie przerodzi się w zmianę masową czy systemową.
Może to jest dobry moment, by na nowo zdefiniować pewne pojęcia i wartości. Płacimy już za wodę, czy będziemy też płacić za powietrze? W pewnym sensie i za powietrze płacimy. Czy musi tak być?
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.