Z Andrzejem Kulką w świat: ALASKA, cz. 4
Dzisiaj padało całą noc, nad ranem jednak pokazało się słońce. Ruszyliśmy do Denali pełni nadziei i już przed przełęczą Sable Pass dostrzegamy pierwszego niedźwiedzia grizli, stąpającego szybko po stromym zboczu. Nad nim nerwowo fruwa sroka, pewnie zanadto zbliżył się do jej gniazda. Na samej przełęczy pokazują się pierwsze renifery karibu, jeden łoś, a po północnej stronie drogi, wysoko na stokach spostrzegamy stado muflonów Dalla liczące około 30 zwierząt. Z dala wyglądają jak białe plamki, jednak przez lornetkę można podziwiać ich zgrabne ruchy, gdy bez wahania skaczą po stromych skalnych urwiskach. Pogoda dopisuje, jest słonecznie i ciepło, co daje piękne widoki na góry, ale z drugiej strony sprawia, że obdarowane futrem misie chowają się w cieniu krzaków. Na horyzoncie pokazał się potężny masyw Denali (dawniej zwanego McKinleyem), prawie cała góra, z wyjątkiem południowego wierzchołka, jest widoczna jak na dłoni, szczególnie efektownie odcina się od nieba stromizna północnej ściany Wickersham Wall, która od poziomu zaledwie 700 m n.p.m. pnie się stromo do północnego wierzchołka, ponad 6 tys. m n.p.m.! Widok zaiste imponujący.
Nasz drugi niedźwiedź grizli ukazał się w drodze powrotnej w okolicy Sanctuary, jest blisko, około 50 metrów od nas, wspaniale prezentuje się w kadrze z teleobiektywem 500 milimetrów. Na kolejnym kamieńcu mama grizli w asyście dwóch maluszków urządziła nam fotograficzną nirwanę polując na wiewiórkę. Autobus przystanął i przez otwarte okna oglądaliśmy jak wielki miś pogonił szybkiego gryzonia. Zdawać by się mogło, że zwinna wiewiórka bez trudu umknie przed pyskiem potężnego "misiowatego" niedźwiedzia. Nic bardziej złudnego! Nie pomogła ucieczka zygzakami ani smykanie po krzakach. W ciągu minuty potężny grizli dorwał wiewiórkę i pożarł dosłownie na naszych oczach. Co za wspaniałe pożegnanie z Denali.
Na okrasę przed nami roztacza się widok żółto-czerwono-brązowej tundry. Niektóre liście osiki są wręcz pomarańczowe. Tak piękne barwy wpływają na błyskawiczne podjęcie decyzji ponownej eskapady na Krąg Polarny, pojutrze, w środę. Tundra nad Kołem Arktycznym musi być o tej porze jeszcze bardziej kolorowa, a takiego widoku nie możemy zaprzepaścić, zważywszy, że na 29 sierpnia mamy już wykupiony powrotny bilet do Chicago.
Będąc na Alasce oczekujemy widoku niedźwiedzi grizli, a jadąc do parku narodowego Denali mamy niemal 100% pewności, że zobaczymy na wolności te piękne, inteligentne zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Park Denali nie może zostać nigdy pominięty w planach zwiedzania Alaski.
Pytam kierowcę naszego parkowego autobusu o najnowsze, znane spotkania z miśkami. W piątek 16 sierpnia Kathy Dunagan z Soldotnej, wraz z swoim synem została zaatakowana przez niedźwiedzia grizli, gdy spacerowała popularnym szlakiem Resurrection Pass Trail na półwyspie Kenai. Dzięki agresywnej postawie 20-letniego Justina opędzającego się od zwierzęcia fotograficznym statywem udało się odegnać misia, który jednak poranił twarz kobiety, a jej syna ugryzł w ramię. Dzień wcześniej na przedmieściach Anchorage niedźwiedzica czarna pogoniła turystę, który w obliczu ewidentnego ataku zdecydował się na desperacki czyn. Zamiast kontynuować ucieczkę, bezbronny mężczyzna rzucił się z krzykiem i machaniem rąk na zaskoczonego obrotem sprawy niedźwiedzia, który zastygł w bezruchu, i ... dał drapaka!
Przypominają mi się własne spotkania z niedźwiedziami, których było mnóstwo, zwłaszcza, kiedy łowiłem ryby w przerwach między obsługą grup. To są przygody, które na zawsze pozostaną w pamięci.
Po dniu spędzonym w Denali wracamy do naszych uroczych domków w tajdze. Niebo się zachmurzyło, lunęło. Zasypiając myślimy już o powrocie do domu, o Kole Arktycznym i ostatnim niespełnionym (jeszcze) marzeniu - zorzy polarnej.
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży Exotica Travel, organizującego wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie, również na Alaskę. Bliższe informacje na stronie internetowej www.andrzejkulka.com lub pod nr tel. 773-237-7788.