Zastanawiam się, czy tylko ja to słyszę: to lekkie seplenienie, zmiękczanie, zwłaszcza s,c, cz, sz, trz, szcz, no i oczywiście błędne, niezgodne z polską normą akcentowanie. ByłAM, widziałAM itd. Lepiej tego posłuchać niż odczytać z tekstu. Wystarczy posłuchać najnowszych nagrań polskich młodych wokalistów, by włos się zjeżył na głowie. Skąd się to wzięło?
Jeśli mówią, to tak jakby lekko seplenili, wdzięczyli się, a w śpiewie - jakby chcieli brzmieć nie po polsku? Nie wiem, bo brzmią i po polsku dziwnie i po nie polsku jakoś tak… śmiesznie.
Wiadomo, że język się zmienia, rozwija, jedne przyzwyczajenia odrzuca, inne upowszechnia, wprowadza nowe słowa. Kiedyś ludzi śmieszyły zapewne i auto i radio i radar, czy laboratorium. A dziś?
Dziś można się jedynie załamać słysząc potwory językowe, które ani nie służą nazwaniu rzeczy i zjawisk, które jeszcze w polszczyźnie swoich nazw nie mają, ani kultywowaniu jakiegoś językowego snobizmu. Może w ogóle nie ma w tym niczego więcej niż lenistwo tłumaczy korzystających z automatycznych przekładów?
Najwięcej tego śmiecia językowego widzę w tekstach o muzyce popularnej i o modzie. Te wszystkie “must have” i najnowszy “look” pewnie się nawet niektórym podobają. Ja “uwielbiam" takie na przykład perełki: “Wybieramy top 12 szlafroków, które zagwarantują pozytywnie spędzony czas”.
A więc mamy tu popis ze słówkiem z obcego języka i pokaz jakiejś absurdalnej nieporadności, kiedy trzeba użyć języka własnego. Pozytywnie spędzony czas, wow! chciałoby się powiedzieć, prawda? A to gdzieś indziej wyczytałam, że kosmetyki robią “efekt WOW!”, bo te kosmetyki “do makijażu to HIT!”. Dlaczego? Bo podkład ma dobre “krycie”. Znowu - z polskim, coś nie za bardzo… jak w opowieści o dzianinach i tkaninach: “dzianinowe spodnie to świetne modele na jesień i zimę - czytamy. Ten materiał króluje w tym sezonie. Jest ciepły i wygodny… i to kolejna modna odsłona tej lubianej tkaniny”. No, jeśli modna odsłona, to już chyba wszystko jedno, czy dzianina, czy tkanina.
W każdym razie jesteśmy fankami eleganckich casualowych, oversizowych kurtek, a modne są też pasujące komplety i Total Look”.
Najwięcej zwolenników ma “must have”, którego wszędzie pełno, “top” - równie popularny i “hit” oraz “trend”. Znawcy mody lubią tez zwracać uwagę na “print” i oczywiście - stylizację. Już w Polsce nikt się nie ubiera, nie stroi, nie wygląda. Wszyscy tylko prezentują stylizacje, pokazują nowy look, zaliczają się do top najlepiej ubranych osób, dyktują trendy, a i jeszcze prezentują marki. Możemy tez spotkać beauty rutynę, oryginalny look, a Emilia na lotnisku pokaże się nam w modnych butach i torebce! Jak ona w tej torebce wyszła z samolotu - nie napisano!
Oczywiście ten dziwaczny język obowiązuje nie tylko w świecie “trendów modowych”, coraz częściej gości na stronach poświęconych najzwyczajniejszym “niusom” i innym wiadomościom. Pojawia się też w działach food, czyli poświęconych kucharzeniu, dietom i gotowaniu. I nie ma w tym żadnych smart-tricków, jeśli pamiętamy, że: “bowl to świetne danie pod wieloma względami. Jest bardzo efektywne, dietetyczne i zero warte”. Bowl, super bowl, ki diabeł? Kto by pomyślał - jedzonko w misce?
Pamiętamy te czasy, kiedy na Okęciu z przekąsem witano lądujący z USA samolot, na którego pokładzie do kraju przybywali szury i okeje… Tak było, może i tak nadal bywa…
Emigracja z pewnością przechowuje język taki, jaki pamięta z czasów, kiedy opuszczała Polskę. Jednak to, co widać i słychać teraz w polszczyźnie, nie ma nic wspólnego ani z postępem, ani z nowoczesnością, ani z nowymi czasami. Nikt mnie nie przekona, że jakieś spotworniałe niby angielskie słówka wtrącanie do wypowiedzi po polsku, to rzeczywiście “must have” i tak się teraz mówi.
Tak się nie mówi, tak się ulega prymitywnym trendom, lukom i modom!
Idalia Błaszczyk