W Chicago History Museum otwarta została właśnie nowa wystawa czasowa zatytułowana „Back Home: Polish Chicago”. Przez najbliższy rok zwiedzający w „najbardziej polskim mieście” w USA będą mogli zapoznać się z ekspozycją przygotowaną przy współpracy Muzeum Historii Polski. Okazja ta to dobry moment na refleksję o tym, jak i dlaczego Polacy odcisnęli swój ślad w historii Chicago.
Wystawa w siedzibie muzeum przy 1601 North Clark Street prezentowana będzie do 1 czerwca 2024 roku. Potem, zgodnie z zapowiedziami, ma trafić do Polski i być prezentowana w otwartej wkrótce siedzibie Muzeum Historii Polski na warszawskiej Cytadeli. Autorami koncepcji są badacze historii Polonii amerykańskiej, prof. Joanna Wojdon oraz prof. Dominik Pacyga, a także Peter Alter i Rebekah Coffman. Na ekspozycji znalazło się blisko 100 artefaktów i dokumentów, ponad setka reprodukowanych fotografii, a także historie osobiste, muzyka, multimedia oraz instalacje artystyczne. Narracja prowadzona jest w trzech wersjach językowych: angielskiej, polskiej i hiszpańskiej.
Polacy pojawili się na terytorium dzisiejszych Stanów Zjednoczonych kilkanaście lat przed słynnymi „Pielgrzymami” – polscy rzemieślnicy w początkach trafili do osady Jamestown w Wirginii, gdzie zajmowali się produkcją mydła, szkła, dziegciu, smoły i lin okrętowych. To oni wywołali zresztą pierwszy strajk w „Nowym Świecie”, gdy w 1619 roku angielski gubernator odmówił im prawa udziału w wyborze przedstawicieli do samorządowego zgromadzenia w kolonii. W odpowiedzi Polacy odmówili pracy i zamknęli swoje warsztaty, paraliżując w ten sposób gospodarkę w Jamestown, było ich bowiem niewielu, ale pracowali przy kluczowej produkcji. Ich żądania równego udziału w życiu społeczności szybko spełniono. W kolejnym stuleciu o wiele bardziej znani byli inni specjaliści, którzy przybyli do amerykańskich kolonii. Chodzi oczywiście o wojskowych, Kazimierza Pułaskiego i Tadeusza Kościuszkę, bohaterów wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Pierwszy tworzył amerykańską kawalerię i zginął pod Savannah w 1779 roku, drugi jako współpracownik Waszyngtona był głównym inżynierem wojskowym i fortyfikatorem, m.in. twórcą twierdzy West Point.
Od XIX wieku migracja Polaków do USA w mniejszym stopniu miała już charakter fachowej, stając się masową. Można wyróżnić tu kilka zasadniczych przyczyn wpływających na to zjawisko. Po pierwsze, Stany Zjednoczone, wówczas państwo białych, intensywnie się rozwijało – zarówno terytorialnie, jak i przede wszystkim gospodarczo. Potrzebowało więc ludzi zdolnych do pracy w przemyśle, rzemiośle i na roli. Stąd też intensywna polityka imigracyjna, czyli sprowadzanie nowych obywateli z innych krajów, głównie europejskich. Do Ameryki przyjeżdżają Anglosasi, ale także Niemcy, Irlandczycy (zwłaszcza po klęsce głodu w latach 40.), Włosi, Skandynawowie oraz przedstawiciele narodów Europy Wschodniej: Polacy, Żydzi, Czesi, Ukraińcy. W tym czasie bowiem na Starym Kontynencie trwa rewolucja przemysłowa, która przełamała dotychczasową pułapkę demograficzną, tzn. regulację populacji wynikającą z klęsk głodu, chorób itp. Rolnictwo mogło wyżywić coraz więcej ludzi, przyrost naturalny się więc zwiększył. Nie zawsze jednak można było znaleźć dla nich zajęcie – biedne polskie wsie zaboru austriackiego czy rosyjskiego (zwłaszcza po zniesieniu systemu pańszczyźnianego) stały się naturalnym rezerwuarem migracyjnym. Szansy szukano bliżej – w Niemczech czy Francji – ale także za oceanem: w USA, Kanadzie czy Brazylii. Imigracja często miała charakter łańcuszkowy – wyjeżdżali najbardziej dynamiczni młodzi mężczyźni, którzy potem sprowadzali swoich krewnych i znajomych. Między 1899 a 1918 rokiem, w momencie szczytowym migracji, przez punkt zbiorczy na Ellis Island niedaleko nowojorskiego Manhattanu – obowiązkowym miejscu postoju imigrantów – przeszło ok. 1,4 mln Polaków.
Trafiali oni w wielu przypadkach do Chicago, jednego z kluczowych miast ówczesnego amerykańskiego Środkowego Zachodu. Intensywny rozwój USA w kierunku Pacyfiku (zgodnie z doktryną „Objawionego Przeznaczenia” do kontroli nad całym kontynentem) sprzyjał rozwijaniu się ośrodków miejskich z dala od Wschodniego Wybrzeża. Chicago, obok m.in. Saint Louis, stało się łącznikiem między preriami a Nową Anglią. W wypadku „Wietrznego Miasta” ważną rolę odegrały czynniki komunikacyjne – Chicago było ważnym węzłem kolejowym, leżało także w sąsiedztwie kanału łączącego Wielkie Jeziora z Missisipi. To tędy z zachodnich równin do Nowego Jorku, Bostonu czy Filadelfii szły transporty bydła, dzięki którym w mieście powstały m.in. liczne rzeźnie.
W tych okolicznościach polscy migranci mogli znaleźć pracę i miejsce do osiedlenia się. To wtedy tworzyło się „Polish Village” w północno-zachodniej części miasta, będące w jakimś sensie zamkniętym gettem ludności polskiej. Co ciekawe – i ważne – wspólnota ta, wtapiając się w amerykańskie społeczeństwo, zachowała własną tożsamość. Bazą do tego były parafie katolickie wokół kościołów św. Stanisława Kostki i św. Trójcy. Wokół nich tworzyły się środowiska kulturalne, oświatowe, sportowe, młodzieżowe, wreszcie polityczne. Wychodziła polska prasa, na czele z „Dziennikiem Związkowym”. Ta polonijna siła wspierała polskie starania o niepodległość prowadzone przez Ignacego Jana Paderewskiego.
Dzisiaj polskie Chicago jest inne niż sto lat temu, Polacy jednak stanowią ważną część historii tego miasta. Dobrze, że przypomina o tym wystawa w Muzeum Historycznym.
Tomasz Leszkowicz