07 sierpnia 2024

Udostępnij znajomym:

Burmistrz Chicago, Brandon Johnson, stoi w obliczu poważnego kryzysu finansowego. Jego administracja przygotowuje się na znacznie większą lukę budżetową w 2025 roku niż ta, którą odziedziczył po objęciu urzędu - deficyt może sięgnąć prawie miliarda dolarów, co stawia władze miejskie w krytycznej sytuacji i zmusza do rozważenia drastycznych kroków, niekoniecznie dobrych dla podatników.

W zeszłym roku miasto ogłosiło deficyt w wysokości 538 milionów dolarów, jednak obecne prognozy są znacznie bardziej pesymistyczne. Urzędnicy przewidują, że w 2025 roku może on wzrosnąć do 986 milionów dolarów. Dyrektor departamentu budżetowego Annette Guzman przedstawiła alarmujące dane wskazujące, że sytuacja nie poprawiła się w ciągu ostatniego roku.

W wywiadzie dla dziennika Crain's, Guzman przyznała, że ostateczna kwota deficytu "będzie stosunkowo bliska" prognozowanemu miliardowi dolarów. Głównym czynnikiem napędzającym deficyt są zwiększone koszty personelu, w tym nowa, kosztowna umowa zawarta z największym związkiem zawodowym policjantów oraz przewidywana, równie obciążająca finanse miasta, umowa ze związkami reprezentującymi strażaków.

Administracja Johnsona pod presją

Bez łatwych opcji pozyskania setek milionów dolarów nowych rocznych przychodów, Johnson staje przed trudnym wyborem. Prawdopodobnie będzie zmuszony polegać na jednorazowych środkach, aby załatać dziurę budżetową, co może okazać się krótkotrwałym rozwiązaniem. Presja budżetowa znacząco ograniczy też jego zdolność do realizacji obietnic wyborczych, w tym uruchamiania nowych programów społecznych czy rozszerzania istniejących.

Departamenty miejskie otrzymały już polecenie cięć budżetowych od 3% do 5%. Nie wyklucza się wprowadzenia zamrożenia zatrudnienia, co mogłoby dodatkowo pogorszyć jakość usług miejskich. Poza tym, jak poinformowała szefowa miejskiego budżetu, "wszystkie opcje" są brane pod uwagę.

Nowe źródła dochodów a obietnice wyborcze

Johnson prowadził kampanię obiecując, że nie podniesie podatków od nieruchomości i dotrzymał tej obietnicy w swoim pierwszym budżecie. Jednak w obliczu gigantycznego deficytu, może być zmuszony do złamania tej obietnicy, co niewątpliwie odbije się na jego popularności.

Ald. Jason Ervin, przewodniczący Komisji Budżetowej, popiera coroczne podnoszenie podatków od nieruchomości, aby nadążyć za inflacją, ale przyznaje, że "nie było żadnych dyskusji na ten temat" z biurem burmistrza, co może świadczyć o niechęci Johnsona do tego rozwiązania.

Trudności z pozyskaniem nowych funduszy

Dążenie do pozyskania nowych przychodów napotyka na poważne przeszkody. Propozycja zwiększenia jednorazowego podatku od sprzedaży nieruchomości o wysokiej wartości nie powiodła się, co stanowiło znaczący cios dla planów finansowych Johnsona. Inne opcje przychodów wymagają albo zgody stanu, albo są politycznie nie do przyjęcia w Radzie Miasta, co stawia burmistrza w trudnej sytuacji.

Desperackie poszukiwanie rozwiązań

Johnson wyznaczył radnego Williama Halla do kierowania podkomisją skupiającą się na badaniu opcji przychodów, co może być postrzegane jako próba przerzucenia odpowiedzialności na radę. Podkomisja spotkała się po raz pierwszy w czerwcu, ale konkretne propozycje wciąż nie zostały przedstawione.

Guzman z kolei nie wykluczyła wprowadzenia 1% podatku od artykułów spożywczych w Chicago (usuniętych niedawno na poziomie stanowym), co mogłoby przynieść od 60 do 80 milionów dolarów rocznie. Taki ruch jednak uderzyłby bezpośrednio w mieszkańców, szczególnie tych najuboższych, co stoi w sprzeczności z progresywną agendą Johnsona.

Ograniczenia, przed którymi stoi Johnson, oznaczają, że jego drugi budżet może rozczarować jego zwolenników. Zamiast ambitnych programów społecznych, mieszkańcy Chicago mogą spodziewać się... cięć w usługach miejskich i potencjalnych podwyżek podatków.

Progresywni członkowie Rady Miasta mogą nadal forsować swoje postulaty, ale w obliczu gigantycznego deficytu, ich realizacja wydaje się mało prawdopodobna. Programy takie jak Treatment Not Trauma czy inwestycje w rozwój gospodarczy mogą zostać znacząco ograniczone lub całkowicie wstrzymane.

Będzie gorzej?

Poszukiwanie nowych źródeł dochodów, cięcia w wydatkach departamentów i potencjalne zmiany w polityce podatkowej mogą okazać się niewystarczające wobec skali problemu. Już w ubiegłym roku prognozowano, iż deficyt miasta w 2026 roku może sięgnąć około 1,9 miliarda i na razie Chicago jest na drodze do realizacji tej prognozy. Sytuacja ta pokazuje, jak trudne jest zarządzanie finansami dużego miasta w obliczu rosnących kosztów i ograniczonych możliwości zwiększania przychodów, stawiając pod znakiem zapytania skuteczność progresywnej polityki miejskiej w warunkach kryzysu finansowego.

rj

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

Polonez

----- Reklama -----

KD MARKET 2024

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor