Z Andrzejem Kulką w świat: Gwatemala
Dwa razy w tygodniu - w czwartki i w niedziele - w indiańskim miasteczku Chichicastenango (w skrócie Chichi) odbywa się kolorowy targ, na który tłumnie ściągają Majowie z najbliższych okolic. Najczęściej idą na piechotę, przeważnie przybywając do Chichi w poprzedzającą noc, aby przespać się na bruku pod arkadami i rano rozłożyć na straganach swoje towary. Dzisiaj jest niedziela, na rynku będzie więc tłoczno, poza miejscowymi przybędą tu również chmary turystów i najprawdopodobniej pół setki kieszonkowców z Guatemala City.
Do Chichicastenango przyjechałem busikiem z odległej o 174 km Antigua Guatemala. Przebycie tej niewielkiej odległości zajmuje w tutejszych warunkach blisko 3 godziny; drogi są wąskie, wyboiste, biegną serpentynami przez na ogół zasnute chmurami wzgórza, a piractwo drogowe dorównuje morskiemu na XVIII wiecznych Karaibach. Dochodzi południe, kiedy kierowca parkuje mikrobus sto metrów od centrum, wybiegam na zewnątrz i mieszam się z kolorowym tłumem. Szybko przechodzę przez rynek i schodami podążam do najsłynniejszego tutaj kościoła pod wezwaniem św. Tomasza. Wnętrze jest pasjonujące! Majowie oficjalnie są nawróconymi już dawno temu (mówiąc otwarcie: ogniem i mieczem) katolikami, ale w skrytości wyznają nadal religię swoich przodków. Objawia się to m.in w różnych dziwnych dla nas ofiarach, jak zarzynane na kościelnej posadzce koguty czy też wódka z trzciny cukrowej pita na podłodze przed ołtarzem. Pod wizerunkami katolickich świętych nadal widzą swoich własnych bogów. Schody przed kościołem spełniają taką samą ceremonialną rolę jak schody prowadzące na piramidy; wstępują po nich tylko wybrańcy, a reszta (m.in. turyści) powinni iść skrajem i wchodzić do świątyni bocznymi drzwiami. U wejścia unosi się aromatyczny dym z kadzideł.
Jestem w środku, oglądam Indian w skupieniu odmawiających sobie tylko znane modlitwy, obserwuję ich skupione twarze i momenty szczerego uśmiechu, gdy otwierając oczy spojrzą na przybysza z dalekiego kraju. Niestety w środku absolutnie nie wolno robić zdjęć, a szkoda, bo widok płonących na kamiennej posadzce świec, otoczonych szpalerami klęczących, odświętnie ubranych Majów jest po prostu magiczny.
Przypatruję się bliżej świeczkom, wierzący (100% katolicy) zapalają pojedynczą. Majowie zapałają kilka na raz, które tworzą całość w układzie i kolorach obrazującą Wszechświat. Północ posiada barwę białą, wschód czerwoną, południe jest żółte, zachód czarny a centrum - ziemie Majów - jest zielone. Z prawej strony tej - nie mogę się powstrzymać przed uderzającym podobieństwem porównaniem - buddyjskiej mandali, jest 9 stopni do Świata Podziemi, a z lewej 13 schodów do majowskiego Nieba. I to wszystko rozgrywa się na moich oczach na podłodze katolickiego kościoła. Wiem skądinąd, że wiele ceremonii Majów odbywa się tutaj bez żadnych świadków z zewnątrz.
Nie wyobrażam sobie jak można przyjechać do Chichicastenango w jakikolwiek inny dzień tygodnia, pozbawiając się tak wspaniałych, unikalnych wrażeń. Majowie w Chichi mają swój autonomiczny rząd, swoją własną radę miejską i własną policję. Nie chcą, aby władza z Guatemala City mieszała się w ich sprawy. I chyba słusznie!
Tekst i zdjęcia: Andrzej Kulka
Autor jest właścicielem chicagowskiego biura podróży EXOTICA TRAVEL, które oferuje wycieczki z polskim przewodnikiem po całym świecie i Stanach Zjednoczonych, włącznie ze zwiedzaniem Gwatemali, od 7 kwietnia 2020. Szczegółowe informacje: EXOTICA Travel, 6741 W. Belmont Ave., tel. 773-237-7788 lub strona internetowa: www.andrzejkulka.com
There are no images in the gallery.