Mija 75 lat od ostatniego zrzutu Cichociemnych – specjalnie wyszkolonych żołnierzy Armii Krajowej, którzy z Wielkiej Brytanii trafiali do kraju drogą lotniczą. Byli elitą Polskiego Państwa Podziemnego i legendą narodowej historii. Dziś ich tradycje kontynuuje najlepsza jednostka Wojsk Specjalnych: JW Grom.
Po 1940 roku i upadku Francji w Wielkiej Brytanii znalazły się tysiące żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych. Część z nich służyła w lotnictwie i Marynarce Wojennej, broniąc ostatniego alianckiego bastionu w Zachodniej Europie. Część trafiła do jednostek lądowych, które nie mogły być w pełni wykorzystane do działań bojowych, między innymi z powodu… zbyt dużej liczby oficerów i niewielu szeregowych żołnierzy. Polskie brygady stacjonowały więc w Szkocji, ochraniając wybrzeże przed inwazją niemiecką, która nigdy nie nastąpiła. Dopiero po 1942 roku i wyjściu ze Związku Radzieckiego Armii Andersa do polskich oddziałów napłynęli nowi rekruci, a w Wielkiej Brytanii powstały dwie nowoczesne jednostki liniowe – 1 Dywizja Pancerna gen. Stanisława Maczka i 1 Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Stanisława Sosabowskiego. Wcześniej jednak zaczęto rekrutować żołnierzy do nowej, choć ściśle tajnej formacji.
Jej początki sięgają jesieni 1939 roku we Francji. Dwaj młodzi kapitanowie – Jan Górski i Maciej Kalenkiewicz – zaproponowali wówczas stworzenie łączności z okupowanym krajem za pośrednictwem drogi powietrznej, przede wszystkim zaś skoków spadochronowych. Z tej koncepcji narodziła się zresztą późniejsza brygada spadochronowa, która w momencie wybuchu powstania w Polsce miała zostać zrzucona do Ojczyny by wesprzeć walczących (ostatecznie, jak wiemy, trafiła do Holandii, biorąc udział w tragicznej operacji „Market Garden”). Postanowiono też jednak wesprzeć drogą lotniczą bieżącą walkę z Niemcami. W drugiej połowie 1940 roku Naczelny Wódz, gen. Władysław Sikorski, podjął decyzję o rozpoczęciu lotów do Polski i przesyłania tą drogą kadr do Związku Walki Zbrojnej (późniejszej Armii Krajowej).
Wprowadzenie tej koncepcji wiązało się z wielkim planem Brytyjczyków „podpalania niemieckiej Europy”. Nie mogąc liczyć na szybką inwazję na kontynent, Churchill popierał „szarpanie” Niemców poprzez działania asymetryczne – dywersję, rozwój partyzantki, działania wywiadowcze i propagandowe. Realizacją tego celu miała zająć się specjalna komórka – Special Operations Executive (Kierownictwo Operacji Specjalnych, SOE). To jej świetnie wyszkoleni agenci działali od zimnej Norwegii do gorącego basenu Morza Śródziemnego, wysadzając, niszcząc, przechwytując i zdobywając cenne informacje – wszystko po to, by przyśpieszyć zwycięstwo w wojnie. Brytyjscy specjaliści nie mogliby jednak działać, gdyby nie mocne siatki konspiracyjne i bojowe zbudowane przez lokalne podziemie.
W Polsce pomóc je stworzyć mieli właśnie Cichociemni. Nazwa ta wiązała się przede wszystkim z metodą ich przerzutu do kraju – nocą i przy pomocy spadochronu. Można też powiedzieć, że sami od początku znajdowali się w ciszy i ciemności. Żołnierze, którzy zgłosili się do przerzutu do kraju opuszczali swoje jednostki pod pozorem… skierowania na Oficerski Kurs Doskonalący Administracji Wojskowej. Był to oczywiście kamuflaż, bo w ramach szkolenia uczono ich rzeczy zupełnie przeciwnych niż papierologia. Przyszłe „ptaszki” uczyły się oczywiście skoków ze spadochronem, trenując na tak zwanym „Małpim Gaju” Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Dodatkowo uczono ich wszystkich umiejętności potrzebnych w kraju – walki konspiracyjnej, dywersji, wywiadu, łączności. Polscy skoczkowie otrzymywali wykształcenie na podobnym poziomie, jak ich angielscy koledzy z SOE.
Spośród 2,413 kandydatów 703 ukończyło kurs spadochronowy, 606 zaliczyło całość szkolenia, 579 wybrano do zrzucenia do kraju, a 316 ostatecznie przetransportowano do Polski. Przed lotem zaprzysięgani byli oni tzw. rotą Armii Krajowej, stając się już w tym momencie żołnierzami podziemia. Do kraju zrzucano ich nocą – pierwszy skok miał miejsce 15/16 lutego 1941 roku w Dębowcu niedaleko Cieszyna. Większość Cichociemnych trafiała do oddziałów partyzanckich, zwłaszcza zaś do Kierownictwa Dywersji (Kedywu), a więc komórki odpowiedzialnej za bieżącą walkę z Niemcami. Spośród „ptaszków” kwalifikowano jednak kadry wszystkich sekcji podziemnej armii, a więc m.in. wywiad i kontrwywiad, łączność, przyjmowanie zrzutów, szkolenie kadr krajowych czy fałszowanie dokumentów okupacyjnych. Skoczkowie byli świetnie wyszkoleni, dobrze przygotowani psychicznie i fizycznie, stanowili więc rzeczywistą elitę polskiej armii.
Wśród cichociemnych znaleźli się wybitni oficerowie Wojska Polskiego, m.in. Jan Piwnik „Ponury”, legendarny dowódca partyzancki na Kresach i w Górach Świętokrzyskich, Elżbieta Zawacka „Zo”, słynna kurierka Komendy Głównej, Kazimierz Iranek-Osmecki „Makary”, szef wywiadu AK, Bolesław Kontrym „Żmudzin”, szef podziemnej żandarmerii, Hieronim Dekutowski „Zapora”, partyzant Lubelszczyzny, kontynuujący swoją walkę również przeciw komunistom, zamordowany przez nich w 1949 roku. Sam twórca koncepcji Cichociemnych, Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”, również został zrzucony do kraju, dowodził na Nowogródczyźnie i zginął w walce z NKWD.
W czasie wojny życie straciło 103 Cichociemnych, a 9 kolejnych skazano na śmierć w Polsce Ludowej. 221 z nich odznaczono Orderem Wojennym Virtuti Militari. Do dziś żyje już tylko jeden ze „zrzutków” – major Aleksander Tarnawski pseudonim „Upłaz”.
Tomasz Leszkowicz