Rozmyślanie o minimalizmie o tej porze roku trąci nieco samobiczowaniem. Mamy właśnie świeżutko rozpoczęty sezon obdarowywania się i dawania, więc gdzie tu miejsce na minimalizm?
Może jednak.
Nadchodzącym Świętom w naszych domach towarzyszy przecież tradycja generalnych porządków, a to może być świetna okazja, aby się pozbyć gratów. Graty. Właśnie. To słowo wydaje mi się najlepiej oddawać znaczenie amerykańskiego słówka 'stuff'. Zagraciliśmy się po sufit. Zagraciliśmy mieszkanie, strych, piwnice, garaż. Graty odbierają nam przestrzeń życiową. A nasze domy stały się miejscami przechowywania naszych gratów w czasie, gdy my wybieramy się w świat w celu nabycia kolejnych /"go out and get more stuff"/ - to słowa wspaniałego amerykańskiego satyryka. To on, George Carlin, w swoim sławnym monologu "Stuff" już lata temu kpił z biznesu, który zarabia na przechowywaniu naszych gratów. Zawsze z mieszanymi uczuciami patrzę na reklamę, w której zachwalane są magazyny, schowki, jak to nazwać?...Storage. Masz za dużo gratów, nie mieścisz się w domu? Więc pakuj ten stuff, przywieź do nas, my ci to zamkniemy, damy ci klucze, zapłacisz nam oczywiście, ale w domu - proszę bardzo: znowu jest wolne miejsce, można iść na zakupy! Mieszane uczucia, bo niby proponuje się rozwiązanie problemu /za dużo stuff/, ale jednocześnie podtrzymuje człowieka w uzależnieniu. Skąd się ono wzięło i dlaczego dręczy tak wiele osób, to temat na osobną rozmowę.
W każdym razie Amerykanie w czasie pandemii na tyle zabrali się do usuwania swojego stuff, że niektóre sklepy z artykułami używanymi wstrzymują przyjmowanie darów. Tak! Do różnych dżonkarni stoi się teraz w długaśnych kolejkach, żeby tylko pozbyć się, pozbyć wreszcie, choć części tych gratów! Mam wrażenie, że jest to tez wielka zasługa sławnej KonMari czyli Marie Kondo, filigranowej Japonki, która już od kilku lat odgraca nasze życia. Namnożyło się dzięki niej jutuberek, które doradzają, jak można i czego można się pozbyć, bez żalu, bez bólu, i raz na zawsze. Przez chwilę próbowałam śledzić relacje jednej z nich. Ta pani nie doradza innym, pokazuje, jak sama odgraca swój dom. Robi to już wiele miesięcy, efekty są takie sobie i przyznam się, że musiałam zaprzestać, musiałam ją porzucić. Nie można bowiem bez przerażenia patrzeć na dość ładny dom zawalony, bez ładu i składu zabawkami, książeczkami, grami dla dzieci, ciuchami i czym tam jeszcze. Tak tego dużo, że mimo wielkiej ilości plastikowych pojemników wylewa się to na pokoje, przedpokoje, attyke, piwnicę. Jakby na środku sklepu wybuchł granat! To matka trojga jeszcze małych dzieci, ucząca je w domu, jeśli je wśród tego stafu znajdzie.
W Stanach Zjednoczonych mamy nieco ponad 3 procent wszystkich dzieci świata. I kupujemy dla nich pond 40 procent wszystkich wyprodukowanych na świecie zabawek. Tego dowiedziałam się z filmu prezentowanego w Internecie przez UCLA. Autorzy książki "Life at Home in the Twenty-First Century" opowiadają w nim o pracy z 32 rodzinami, które im, profesorom antropologii, otworzyły swoje domy. W filmie możemy część tego eksperymentu zobaczyć. Zaglądamy więc nie tylko we wszystkie zakamarki domów, ale też do szaf i szafek, lodówek i zamrażarek. Niemal wszyscy mają po dwie lodówki, a jeszcze jedną lub dwie zamrażarki - wszystko pełne. W schowkach, szafkach tony żywności, w puszkach, kartonach, torebkach. Wszędzie zapasy artykułów do sprzątania, mycia, do prania. Tony ubrań, góry butów i niezliczone zabawki. W pokojach dziecięcych niemal nie widać łóżeczka, wszędzie - no właśnie stuff! Nigdy w historii, w przeciętnym domu, nie było aż tylu rzeczy. Nigdy wcześniej nie wydawaliśmy takich pieniędzy na zabawki.
Eksperyment przeprowadzony był kilka lat temu, więc nie jest efektem obecnego ograniczenia życia, w wielu przypadkach do siedzenia w domu. Teraz może właśnie te rodziny ten swój stuff też usuwają. Więcej osób pracuje obecnie z domu, a profesorowie UCLA podkreślali bardzo mocno, że takie zagracone wnętrza nie sprzyjają skupieniu się na żadnej pracy. I co jeszcze bardzo ciekawe - mierzono poziom kortyzolu kobiet, które jakoś w tych zagraconych domach organizują życie swoich rodzin. Więc u nich poziom tego hormonu stresu jest znacznie podwyższony. Wniosek - graciarnia odbiera nam zdrowie.
Pandemia trzyma nas teraz w domach i bliżej domów, więc wielu - jak wiemy - sprząta. Marie Kondo ostrzega by wyrzucać, a nie zarządzać graciarnią. Nie chodzi o to, by posprzątać, poukładać, chodzi o to, by się raz na zawsze pozbyć i by raz na zawsze przestać gromadzić. Moda na minimalizm może tu pomóc. A potem kiedyś zastanowimy się, co nam odbiło, że tak bezmyślnie, kompulsywnie kupowaliśmy, im więcej tym lepiej, im częściej tym lepiej, aż nas ta góra gratów prawie przygniotła.
Idalia Błaszczyk
E-mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.