Historia Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie w czasie II wojny światowej to cały szereg ciekawych postaci, oddziałów i bitew, w których polscy żołnierze pokazali odwagę i wojskowy kunszt. Trudno jednak chyba o tak wyjątkową jednostkę, jak słynna 1 Dywizja Pancerna pod dowództwem gen. Stanisława Maczka.
Przedwojenne Wojsko Polskie od 1919 r. miało na swoim wyposażeniu czołgi – nowinkę technologiczną, która narodziła się w czasie I wojny światowej i od tego czasu zdobywała sobie coraz mocniejszą pozycję w armiach świata. Z przywiezionych z Francji maszyn Renault FT-17 skorzystano z sukcesem w wojnie z bolszewikami w 1920 r. Niestety, sytuacja polskiej gospodarki w okresie międzywojennym nie dawała wielkich możliwości rozwoju nowoczesnych broni szybkich – dość przypomnieć, że aż do 1939 r. w Polsce znajdowało się znacznie mniej samochodów i ciężarówek niż na Zachodzie, sieć dróg nie była zbyt rozwinięta, a przemysł nie miał odpowiednich zdolności produkcyjnych. A dodatkowo na wszystko (jak zawsze) brakowało pieniędzy. Stąd też przywiązanie do kawalerii. Nie chodziło przy tym tylko o miłość do pięknych ułanów i rumaków czy konserwatyzm generałów, ale właśnie o fakt, że na terenach wschodnich, gdzie spodziewano się inwazji Związku Radzieckiego, teren nie sprzyjał działaniom zmotoryzowanym, szybkie jednostki poruszające się na koniach były zaś bardzo przydatne.
Po śmierci marszałka Piłsudskiego w 1935 r. i objęciu kierownictwa armii przez awansowanego na marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego w wojsku ruszył proces modernizacji. Wtedy też powstała m.in. przeróbka angielskiego czołgu lekkiego Vickers, którą znamy pod nazwą czołgu lekkiego 7TP („siedmiotonowy polski”). Maszyna ta była we wrześniu 1939 r. lepsza niż większość pojazdów pancernych używanych przez Niemców. Przy czym armia Hitlera, liczniej wyposażona w czołgi i ciężarówki, potrafiła lepiej operować swoimi maszynami, używając ich razem w dużej ilości, w przeciwieństwie do Polaków. W tym samym czasie podjęto też jednak decyzję o powołaniu pierwszej w polskiej armii nowoczesnej jednostki zmotoryzowanej. Nosiła ona nazwę 10 Brygady Kawalerii, stacjonowała w Rzeszowie, Kraśniku i Łańcucie i została sformowana na bazie dawnych oddziałów ułanów i strzelców konnych. Kawalerzyści z niesmakiem przyjęli konieczność zamiany rumaków na ciężarówki i auta, ostatecznie jednak dobrze przystosowali się do nowej roli – ich brygada miała być bowiem szybka i używana w zapalnych punktach, a więc po kawaleryjsku.
W październiku 1938 r. dowództwo 10 BK objął płk Stanisław Maczek – oficer, który nie był kawalerzystą, w wojnie z bolszewikami dowodził jednak mobilnym pododdziałem wykorzystującym… wozy konne. Przez kolejne lata pułkownik, a później generał Maczek, zwany przez żołnierzy „Bacą”, miał stać się ojcem polskich wojsk pancernych. Jego brygada była bardzo dobrze wyposażona i wyszkolona, a jej cechą rozpoznawczą były czarne skórzane kurtki, przydzielane oddziałom motorowym. Na czele swoich żołnierzy płk Maczek walczył z Niemcami od 1 września 1939 r., gdy jako odwód Armii „Kraków” miał powstrzymać niemieckie czołgi w Beskidzie Wyspowym na południe od Krakowa. Zadanie to wykonał z sukcesem, walcząc przez cały szlak bojowy aż do Lwowa i jako jedyny przechodząc na Węgry z całą nierozbitą brygadą i kilkoma ostatnimi lekkimi czołgami.
Gdy we Francji odtwarzano armię polską, gen. Maczkowi powierzono odtworzenie swojej brygady, już jako pancernej i wyposażonej przede wszystkim w czołgi. Było to o tyle proste, że większość jego podkomendnych również trafiła do Francji, tworząc gotowy szkielet przyszłej jednostki. Wtedy też narodziła się tradycja noszenia na brygadowym mundurze czarnego naramiennika, który miał być pamiątką po zapamiętanych przez Niemców czarnych kurtkach z 1939 r. W maju 1940 r. 10 Brygada Kawalerii Pancernej weszła do walk przed końcem formowania i mimo drobnych sukcesów poszła w rozsypkę. Było to jednak chwilowe – już w Wielkiej Brytanii brygada po raz drugi została odtworzona. Wkrótce zaś decyzją gen. Sikorskiego postanowiono skromne zasoby ludzkie PSZ na Zachodzie przekierować m.in. na tworzenie jednostek specjalistycznych i nowoczesnych, a więc pośrednio widocznych w przyszłej walce. W 1942 r. w Szkocji powołano do życia 1 Dywizję Pancerną, której dowódcą został gen. Maczek. Był to pierwszy tak duży związek pancerny w historii Wojska Polskiego, i jak miało się okazać, bardzo zasłużony.
Polskich czołgistów, podporządkowanych dowództwu kanadyjskiego korpusu, skierowano w lipcu 1944 r. do Normandii, do udziału w drugiej fazie inwazji na kontynent. W początkach sierpnia polscy żołnierze, z charakterystyczną oznaką rozpoznawczą na czołgach i mundurach – szyszakiem z długim skrzydłem husarskim – zwaną „wiewiórką” (z racji podobieństwa do ogona tego zwierzęcia), ruszyli do boju z Niemcami. Bitwa pod Falaise, rozegrana 80 lat temu, pełna była dramatycznych momentów: pierwsze natarcia przyniosły duże straty, a po przełamaniu obrony niektóre jednostki walczyły w okrążeniu. Zadanie jednak zostało wykonane. Polacy wzięli udział w odcięciu w kotle ogromnej masy Niemców, zmuszonych w tej sytuacji do porzucenia sprzętu, oddania się do niewoli lub ucieczki. Wkrótce zaś żołnierze gen. Maczka ruszyli przez północną Francję, Belgię i Holandię do dalszych walk z wrogiem, zakończonych w maju 1945 r. w Wilhelmshaven. Choć nie udało im się dotrzeć do Polski, to w chwalebny sposób zapisali się w historii jej oręża.
Tomasz Leszkowicz