Będzie bez nazwisk, nazw miejscowości, bez szczegółów. Bo nie chodzi o szczegóły, ale o zasady. O cały styl, system, nastrój, a nie tylko o wybryki jednej czy drugiej osoby.
Posłanka do polskiego Sejmu, kobieta zarabiająca 25 tysięcy złotych miesięcznie (tak podają media w Polsce) zajmuje w mieście, gdzie znajduje się jej okręg wyborczy, lokal komunalny o powierzchni nawet niecałych 40-tu metrów kwadratowych. Zajmuje go już od trzydziestu lat i płaci za niego 116 złotych i 43 grosze miesięcznie!
Ponieważ nie zależy mi na szczegółach - nie sprawdzam nawet, czy pani poseł w tym lokalu mieszka, czy ma rodzinę i jak liczną. Bo przecież może tam mieć na przykład tylko magazyn, coś w rodzaju stryszku czy komórki, może tam tylko trzymać stare graty, albo nawet hodować króliki.
A przecież mieszkania komunalne są przeznaczone dla ludzi, którzy z różnych względów nie są w stanie wynająć czy też kupić sobie miejsca do życia. Zwyczajnie - nie stać ich na to. Może to być ktoś niepełnosprawny, kto żyje z zasiłku lub groszy zarabianych w jakiejś pracy, której jest w stanie podołać. Może być samotna kobieta, która uciekła z dziećmi od bijącego ją męża. Może być ktoś, kto miał dom i rodzinę, a potem zachorował, został sam, bez pieniędzy. Albo mogą to być osoby, których domy się spaliły, czy też utopiły. Ot, zwykłe ludzkie biedy. Ludzie, jako istoty miłosierne i troskliwe, wymyślili więc takie zjawisko jak mieszkania komunalne. Utrzymywane z podatków płaconych przez wszystkich, a przez lokatorów opłacane jedynie symbolicznie.
Tu wtręt lokalny: są i takie mieszkania oczywiście tu, w USA. I są też nasi rodacy, którzy z tych mieszkań korzystają. Często są to osoby starsze, które w momencie przejścia na emeryturę straciły finansowe możliwości wynajmowania na wolnym rynku.
Pani posłanka najwyraźniej kiedyś, domyślamy się, że właśnie te 30 lat temu, była osobą niezamożną i na takie utrzymywane przez podatników mieszkanie się zakwalifikowała. Potem została posłem, czy też posłanką, jej dochody wzrosły, osiągnęły wspomniane 25 tysięcy miesięcznie i co? Ano nic!
Zasiłek 500 plus dostaje się w Polsce bez względu na dochody. Ale przyznawanie mieszkań komunalnych związane jest ze sprawdzeniem dochodów osoby, która się ubiega. Gdy sytuacja takiej osoby się zmienia…. Co się dzieje? Urząd najwyraźniej nie sprawdza, nie koryguje, nie monitoruje. Przecież ktoś, kto był kilka lat temu bezdomnym, mógł w międzyczasie skończyć szkołę, zdobyć dobrze płatną pracę. Może biedującą samotna matka wyszła za mąż za księcia z bajki, albo też “absolwent” zakładu karnego wygrał w totolotka? Możliwe? Jasne. “Życie jest pełne niespodzianek”. Co robi w takiej sytuacji osoba, której to komunalne mieszkanie przestaje się z definicji należeć? Oddaje je. Dzwoni do urzędu i mówi: dziękuję, już mi nie potrzeba, już sobie poradzę, pomóżcie następnemu.
Tak? Oczywiście! W świecie idealnym. W świecie realnym pani posłanka uważa, że jej się należy, że nic się nie stało, albo jeszcze coś innego uważa, bo nie wiadomo dokładnie co, bo nie odpowiedziała na pytania nagabujących ją w sejmowych korytarzach dziennikarzy. Może to nie jest najbardziej komfortowa sytuacja do zwierzania się ze swoich życiowych okoliczności (np. tego, że teraz pani poseł buduje sobie dom), ale to, co zrobiła w/w kobieta jest porażające! Powiedziała dziennikarzom, żeby najpierw przeprosili za napaść na Jana Pawła II, a dopiero potem przyszli do niej z pytaniami. Ohyda! Papież Jan Paweł II nie jest jej prywatną szczotką do zamiata prywatnych niegodziwości.
Mandat posła do polskiego parlamentu nie jest gwarantem manier, dobrego wychowania, osobistej kultury. I o tym wiadomo powszechnie. Ale nie wiadomo jednego - co przez te lata robiły urzędy w miasteczku, w którym pani poseł zajmuje lokal komunalny? Ona oszukuje, a oni? Siedzą cichutko, nie chcą się narażać? Tak? Jeśli tak, to tyle samo mówi to o nich, jak i o tej pani poseł.
A w sejmie? Komisja Etyki Poselskiej? Zajmie się tym? I mieszkaniem i niesłychanym powoływaniem się na polskiego papieża?
Idalia Błaszczyk