----- Reklama -----

Rafal Wietoszko Insurance Agency

26 grudnia 2023

Udostępnij znajomym:

„.... bo chyba jest w tym jakiś sens, tak, Pan Bóg musi mieć w tym swój cel, myślą, bo On pisze prosto po krzywych liniach, myślą, a przynajmniej myślą, że dobry Bo gdzieś jest, a linie wykrzywia diabeł” (J. Fosse, Drugie imię)

Dziwnymi ścieżkami przechadzają się różne zapożyczenia, nieoczekiwane podobieństwa i przenikania wątków i tropów w literackim świecie. Cytowany fragment jest nieomalże identyczny w niesionym sensie z tym, co znamy z Pasażera Cormaca McCarthy’ego i co daje nam unikalną możliwość interpretacji w szukaniu sensów w odwróceniu, zawirowaniu i budowaniu świata przedstawionego nie wprost.

Przypomnijmy sobie ów fragment:

„Prawdziwym problemem jest to, że każda linia jest linią łamaną. Cofasz się po własnych śladach, a i tak wszystko jest nieznajome. Więc zawracasz i ruszasz znowu, ale masz ten sam problem, tyle że w drugą stronę. Każda linia świata jest nieciągła, a cezura rozwidla pustkę, która jest bezdenna. Każdy krok przekracza śmierć”. (Pasażer)

Obydwa przytoczenia dotykają tajemnicy odkrywania tego, co wiemy że jest, albo przynajmniej to przeczuwamy, ale jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że dotknięcie tegoż jest naznaczone niemożliwością. Przeszukujemy zatem szczeliny istnienia w poszukiwaniu sensu, ale te szczeliny, albo prześwity ku temu, co pragniemy odkryć, nie dają nam pełnego obrazu tego, co zakryte, dlatego poruszamy się po terenie niepewnym, po liniach splątanych i w zmieszanych kierunkach.

Jon Fosse w Drugim imieniu wplątuje nas w te poszukiwania niemożliwego poprzez niewyobrażalnie szczegółowe odwzorowywanie codzienności. W tej bowiem, pozornie nieistotnej, banalności trywialnej rozmowy, zwykłości czynności dnia codziennego, Fosse próbuje szukać owych szczelin, przez które być może, ale zdecydowanie niekoniecznie, będziemy w stanie dostrzec to, czego oczekujemy.

Jolanta Brach-Czaina, wykorzystując to, co stanowi o pięknie świata naznaczonego horyzontem europejskiego filozofowania, pisze w swej pracy zatytułowanej Szczeliny istnienia:

„Wstajemy. Myjemy się. Jemy śniadanie. Pracujemy. Robimy zakupy. Przygotowujemy jedzenie. Jemy. Zmywamy. Pracujemy. Trwamy. Przygotowujemy jedzenie. Jemy. Sprzątamy. Myjemy się. Zasypiamy. Śpimy. Budzimy się”.

Gdzie tu jest transcendencja, metafizyka, ontologia, mistyka, sądy asertoryczne a priori, nie mówiąc już o tych a posteriori i do tego analitycznych, gdzie esencja i egzystencja, a jeśli już, to co jest fundamentalnie prymarne, gdzie wielka dyskusja i niekończący się spór o uniwersalia, gdzie Dasein i gdzie principia? Gdzie? W szczelinach, tych momentach i sytuacjach, gdzie drobiny faktyczności rozpraszają się nie tylko w powiewie istnienia i momentalnie, czyli chwilowo, pozwalają dostrzec się w świetle ulotności krzątania.

Krzątania? Co się za tym kryje? A jeśli coś, to na ile?

„Krzątactwo powołuje z nicości delikatną, męczliwą tkankę codziennego istnienia, z konieczności opartą na wątłej podstawie i skazaną na bytowanie przelotne. Uparcie podtrzymywane jest siłą sprawczą codzienności. Natomiast bezczynność rozrywa doświadczenie codzienne, wyszarpuje w nim puste miejsca, grozi zagubieniem w nieistnieniu. Celem wysiłków krzątaczych jest właśnie walka o codzienne istnienie tworzone i odnawiane z każdą drobną czynnością. Żartów nie ma. Działanie niepodjęte pozostaje w obszarze nicości, a że codzienność z drobnych czynności jest tworzona, więc niepodtrzymywana przez nie rzednie, słabnie i jakoś wycieka”.

Ten istotny fragment skupia w sobie przynajmniej parę „szczelin”, przez które możemy zauważyć to, co Kandyd dostrzegł przy końcu swej podróży – a co to było? Przekonanie, że „tu i teraz” niesie w sobie to, czego, zagubieni tłumaczeniu innych, poszukujemy beznadziejnie „tam i kiedyś”.

Jak pisze Jolanta Brach-Czaina:

„Osobliwa forma, w jakiej realizuje się w większości nasze bytowanie – codzienność – ma własności paradoksalne: brutalnie konkretna i dotkliwa, pomimo to jest niezauważalna. Łączy natarczywą realność z ulotnością. Co to może znaczyć, że rzeczywistość codzienna objawia się nam tak natrętnie obecna, a jednocześnie niezauważalna? Jakby zmieszane w niej było JEST z NIE MA”.

To pytanie ma w tekście Szczelin wiele różnych mutacji. Jedną z nich jest oczywisty problem ich obezwładniającej powszechności, bo skoro są tak powszechne, to dlaczego są dla nas nieistotne? Czyżby po to, żeby ilość przerodziła się w jakość, ale czy to nie nazbyt banalne podejrzenie i do tego logicznie sprzeczne? W mnogości codziennych aktywności, przyjmujemy, że nie warte są one naszej uwagi, po prostu musimy (lub nie) je wykonać, by przeżyć (musimy zjeść, umyć się, czy zrobić zakupy). Jednakowoż:

„Sądzimy, że nic się nie dzieje, aż do chwili, gdy nie sposób dłużej zaprzeczać, że coś się stało, bo wstrząsa nami jakieś zdarzenie drastyczne, które do codzienności już nie należy, choć z niej wyrasta. Wówczas temu niezwykłemu przypadkowi skłonni jesteśmy przypisywać znaczenie, jakie w gruncie rzeczy chyba nie jemu przysługuje, lecz codzienności, w której coś się dzieje bezustannie i podstępnie, która prowadzi nas na manowce nieuwagi, by pod jej osłoną ukryć istotę ruchu zdarzeń”.

Splątanie sensowności w banale rutyny, która musi być, bo bez niej nie istniejemy, którą lekceważymy, a w której kryje się być może to, co przeczuwamy – ale co przeczuwamy? Że jest coś poza trywialnymi czynnościami, powtarzalnością rutynowej wymiany zdań, wydarzeniami dnia codziennego pozornie bez znaczenia?

„Musisz iść do kuchni, mówię.
Wiem, mówi Åsleik
Nie rozumiem, dlaczego się zatrzymałeś w drzwiach, mówię
Wcale się nie zatrzymałem, mówi
No to wchodź do środka, mówię
Dobrze, dobrze, mówi Åsleik
i wchodzi do środka, a ja podnoszę z ziemi te dwie torby i tez wchodzę, i widzę, jak, jak Åsleik wchodzi w otwarte drzwi do kuchni, idę za nim, on odstawia torby na kuchenny stół, a ja wchodzę i też odstawiam swoje torby na kuchenny stół.

Ale nakupiłeś, mówi Åsleik
Sześć toreb, mówi
Rzeczywiście dużo, zawsze jest tego więcej, niż mi się wydaje, mówię
i wychodzę do sieni, zamykam drzwi wejściowe, a potem wracam do kuchni i zamykam za sobą te drzwi

Czy ty samotny mężczyzna, potrzebujesz aż tyle? Mówi Åsleik
Skądże, mówię
Ale kupiłeś dużo, mówi Åsleik
Coś do picia też? Mówi
i puszcza do mnie oko
Nie, mówię
a wiedziałem, że on tak powie, bo zawsze jakby chciał mi przypomnieć, że ja już nie piję, że przestałem pić, tak, wiele lat temu, że, nie, nie chcę o tym myśleć” (s. 69)

Ten fragment idealne wpisuje się w recenzję Moniki Ochędowskiej, Mówić bez przerwy:

/Jon Fosse powtarza w wywiadach, że literatura w ogóle „nie jest od opowiadania historii” – chodzi w niej o to, by jakoś „przekroczyć życie”. I samego siebie. Rzeczywiście, „Drugie imię” (dwie pierwsze części „Septologii”), które ukazało się po polsku w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej, momentami studiuje się jak pisma mistyków. Powieść stawia opór od pierwszych zdań. Jak bowiem wyobrazić sobie sytuację, w której „widzę siebie, jak stoję i patrzę…/.

Jakkolwiek, być może, właśnie owa niemożliwość „widzenia siebie, jak stoję i patrzę” jest tym, co poszerza horyzont naszej niemożności wykraczania poza banał codzienności.

Kontynuacja za tydzień

Wszystkie cytaty, jeśli nie zaznaczono inaczej, za:
Drugie imię, Septologia 1-2, Jon Fosse, wyd. ArtRage, 2023, s. 291.
Szczeliny istnienia, J. Brach-Czaina, wyd. Dowody na istnienie, 2018. s. 216.

Zbyszek Kruczalak
www.domksiazki.com

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

MCGrath Evanston Subaru

----- Reklama -----

KD MARKET 2025

----- Reklama -----

Zobacz nowy numer Gazety Monitor
Zobacz nowy numer Gazety Monitor